SPRAWIEDLIWOŚĆ PO SZCZYCIEŃSKU

Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

Przyjechałam do Szczytna, jak tylko się dowiedziałam, jakie kłopoty ma moja siostra Bogusława Zabielska. Piszecie o tym w dwóch wydaniach tygodnika "Kurek Mazurski", w artykułach pt. "6 lat dla niani" i "Niania w psychiatryku". Mam szereg wątpliwości, nie tylko jako siostra oskarżonej, ale i zwykły obywatel. Wydaje mi się, że każdy z nas ma jakąś znajomą, która swego czasu była opiekunką małego dziecka, zatrudnioną na "czarno", bez żadnej umowy o zatrudnieniu. I rodzi się w moim umyśle pytanie: co by było ze mną, gdyby to na mnie trafiło? Bo w niewinność swojej siostry Bogusi ani przez chwilę nie wątpiłam.

W Waszych artykułach przedstawiona jest ta sprawa od strony "wymiaru sprawiedliwości", a osoba, która je opisała, p. Andrzej Olszewski nie pofatygował się nawet do oskarżonej o tak ohydne czyny, by wysłuchać jej zdania. Dlatego chcę pokazać tę sprawę z "drugiej strony" i proszę redakcję o wydrukowanie mego listu na łamach Waszej gazety.

1. Od czerwca 1999 r. Bogusia została zatrudniona tylko do opieki nad 1,5-roczną córką p. H. (a siostra już wcześniej sprawowała opiekę nad dziećmi p. G. K., która zeznawała w procesie i miała o niej jak najlepsze zdanie). Po kilku tygodniach pani H. kazała jej zająć się także trzyletnim synkiem Pawełkiem, ponieważ wyrzucono go z kolejnego przedszkola za agresywne zachowanie (potwierdzają to dyrektorki trzech przedszkoli, do których chodził). Również w stosunku do mojej siostry (oskarżonej) był bardzo dziwny. Rzucał się na nią, pluł, kopał, był bardzo nieposłuszny i groził, że ją zabije, rozpruje brzuch, wydłubie oczy. Mimo swojej ciężkiej sytuacji materialnej, po roku pracy z takim dzieckiem miała tego dość i odeszła na własną prośbę, ponieważ ataki agresji u tego Pawełka były coraz częstsze i nie do zniesienia, a na zwracane uwagi o zachowaniu syna p. H. bardzo się złościli, denerwowali i nie chcieli nic złego o nim słyszeć.

2. Przez trzy lata Bogusia nie miała z nimi żadnych kontaktów, aż do 12 grudnia 2002 r., kiedy to prokuratura zarzuciła jej molestowanie seksualne tego dziecka i przysłała policjantów na rewizję w jej domu. Powiedzieli, że szukają kaset pornograficznych, a ona nawet odtwarzacza video nie ma. Po rewizji zaraz ją aresztowano i wywieziono do więzienia w Ostródzie, gdzie spędziła 1 miesiąc.

3. Po powrocie do domu i pracy, podejrzewając, że na tym się nie skończy, zaczęła szukać pomocy. Nie mając środków finansowych, powiadomiła redakcję tygodnika "Tina", która opublikowała wywiad z nią w nr 43/03, zasięgając opinii słynnego psychologa Andrzeja Samsona, który twierdzi, iż cytuję: "chłopiec wszystko wymyślił. Mógł zobaczyć jakieś sceny miłosne, które potem próbował naśladować. Uważam, że te oskarżenia są bezpodstawne, bo tak agresywne dziecko nie mogłoby potulnie poddawać się rozkazom kogokolwiek, w tym przypadku niani. Myślę, że problem tkwi w rodzicach, którzy nie godzą się z chorobą dziecka". W podobnym stylu brzmi wypowiedź prof. Lwa Starowicza, którą opublikował "Super Express", bo i tam wysyłała swoją prośbę o ratunek moja siostra, zezwalając na podanie swoich danych osobowych. Sądzę, iż jest to jeden z dowodów na potwierdzenie jej niewinności.

4. Z relacji siostry wiem, że badanie chłopca jako biegły sądowy przeprowadzała tylko jedna pani psycholog, która ciągle była zajęta innymi sprawami, przez co Sąd musiał dwukrotnie odraczać sprawę. W trakcie przesłuchania, kiedy dziecko powiedziało, że "ja tak sobie zmyślam", pani psycholog przerwała przesłuchanie tego dnia (co jest zaznaczone w aktach sprawy).

5. Prokuratura Rejonowa w osobie mgr Chyła-Radgoskiej w piśmie z dnia 04.02.2003 r. przedstawia następujące zarzuty, cytuję: "sprawując opiekę nad czteroletnim P. H. cierpiącym na nadpobudliwość psychoruchową, wykorzystując jego bezradność, wielokrotnie doprowadzała wymienionego do obcowania płciowego". I jak to się ma do opinii eksperta psychologa? Dodatkowo zarzuca jej, znów cytuję: "oddawać mocz do pochwy". Czy pani prokurator przez chwilę się zastanowiła nad fizyczną możliwością spełnienia tego czynu? Przecież to są normalne brednie.

6. W akcie oskarżenia z dnia 31.03.2003 r. pani prokurator (na podstawie zeznania p. M. H.) twierdzi, iż moja siostra cytuję: "dwukrotnie udawała się pod blok, w którym mieszkały dzieci i tam je spotykała - były to jednak krótkie spotkania. Nadto w tym czasie kilkakrotnie telefonowała do mieszkania H., pytając czy może zabrać na spacer ich córkę". Siostra twierdzi, że było akurat odwrotnie, że to. p. M. H. do niej dzwoniła z prośbą o odwiedziny. Podobnie było z obsesją Pawełka na punkcie obserwacji przez niego wirującego bębna pralki. Siostra mi opowiadała wcześniej o tym, a pani H. twierdzi, iż to dopiero na skutek złych praktyk opiekunki.

7. W Waszym artykule ("KM" 4/04) sędzia Maciej Nawacki wypowiada słowa, które cytuję: "zeznania 4-letniego dziecka nie mogą zawierać w sobie dużo treści" i ja się z tym zgadzam. Tylko tych treści wobec mnie było bardzo dużo (...).

Podsumowując, zachodzi pytanie, skąd, jeżeli nie od mojej siostry, mógł wiedzieć o takich praktykach seksualnych 3,5-letni chłopczyk? Dla mnie jest to sprawą oczywistą. Przez podglądanie dorosłych, lub oglądanie filmów pornograficznych (...).

Dla mnie, naszej rodziny i wszystkich znajomych jest oczywistym, iż dziecko cierpiące na nadpobudliwość, graniczącą z agresją, nie słuchające nikogo, nie pozwoliłoby na sterowanie sobą w takim zakresie, w jakim zarzuca to mojej siostrze prokuratura. Tylko akurat skład sędziowski tego nie dostrzegł.

Z poważaniem

Małgorzata Sozoniuk

Od autora:

Ze względu na wspomniane w liście wcześniejsze publikacje w "Super Expressie" i "Tinie" my przedstawiliśmy sprawę z punktu widzenia sądu, którego nie sposób uznać za stronę postępowania, co sugeruje p. Sozoniuk. Tym niemniej, ze względu na bardzo duże zainteresowanie powyższą sprawą prezentujemy jej list.

Andrzej Olszewski

PS. Imię dziecka oraz inicjały nazwiska zostały zmienione.


"HONOR PACJENTKI"

Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

Nie zamierzam nikogo nadmiernie zajmować moją osobą i przeżyciami w szczycieńskim szpitalu. Chcę tylko podzielić się moimi refleksjami, odnoszącymi się do wyniku posiedzenia Rady Powiatu z 26 lutego br., na którym rozpatrzono sprawozdanie Komisji Rewizyjnej, dotyczące mojej skargi na działalność dyrektora ZOZ w Szczytnie. Stwierdzono jej bezzasadność, czego potwierdzenie otrzymałam w specjalnym piśmie od przewodniczącego rady w dniu 9 marca br.

Doszłam do wniosku, że bezstronność, obiektywizm oraz sumienne wykonywanie obowiązków nie są cechami charakteryzującymi członków Komisji Rewizyjnej. Jak można mówić o tych cechach, jeśli komisja nie zadała sobie trudu wysłuchania bezpośrednich świadków zdarzenia, tj. osób przebywających w sali nr 4 oddziału chorób wewnętrznych, czyli Jana Lewandowskiego, mnie i mojego męża. Całość czynności komisji sprowadziła się do przyjęcia wyjaśnień dyrektora szpitala i ordynatora interny. Inne działania są mi nieznane, ponieważ przysłano mi nieczytelny w połowie protokół posiedzenia komisji, co dowodzi, że nie tylko całą sprawę, ale i mnie także potraktowano lekceważąco.

Ponieważ Rada Powiatu i jej organ czyli Komisja Rewizyjna nie dość aktywnie zajęła się taką błahostką, jak skarga pacjentki, postanowiłam te organy wyręczyć i dotarłam do świadka zdarzenia - pana Jana Lewandowskiego, przebywającego z wizytą u matki leżącej w sali nr 4 feralnego dnia. We własnoręcznym oświadczeniu świadek ten stwierdza: "Moja wizyta trwała od godziny 8.30 do 13.00. Gdy wszedłem do sali zauważyłem, że jedna z pacjentek jest przykryta z głową (nie żyła). Około godz. 10.00 przyszła rodzina zmarłej, zapalili świece i odmawiali modlitwy. Zwłoki zostały zabrane około godziny 12.00".

Z prostego więc wyliczenia wynika, że zmarła przebywała na sali co najmniej 3 godziny. Kłóci się to z ustaleniami komisji, jakoby jej obecność w sali nie przekraczała dwóch godzin. Oświadczenie pana Lewandowskiego znacznie poprawiło mi nastrój (a więc i zdrowie), bo już się zaczęłam obawiać, że może jestem mitomanką, a to wszystko tylko mi się wydawało.

Ulżyło mi, bo to "tylko" Komisja Rewizyjna "odwaliła po łebkach" swoją robotę, choć jestem zdumiona, że Wysoka Rada Powiatu przyjęła niemal bez protestów te nierzetelne ustalenia za prawdziwe.

Mam cichą nadzieję, że w przyszłości obywatelskie skargi i uwagi będą jednak rozpatrywane z większym zaangażowaniem, zrozumieniem i odrobiną dobrej woli. Chcę wierzyć, że przypominanie: kto jest dla kogo: obywatel dla władzy czy odwrotnie - nie jest i nie będzie już konieczne.

Władysława Bołtacz


Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

Obserwuję od lat, jak w naszym mieście przerzedzane są parki poprzez obcinanie grubych konarów drzew do wysokości około 5 m od ziemi, a nawet wycina się całe drzewa czy też krzaki, które dawniej były sadzone w czynach społecznych. Zastanawia mnie czym miasto się kieruje dokonując powyższych wycinek i spustoszenia, bo przecież to nikomu nie przeszkadza, że drzewo jest rozłożyste w koronie, gdyż dzięki zieleni i obfitemu drzewostanowi mamy więcej czystego powietrza.

Najgorzej mnie zbulwersowało, jak ogołocono drzewa wokół jeziora domowego, gdyż dotychczas jak się spacerowało, to miało się wrażenie, że spaceruje się aleją, a teraz to wygląda tak, jakby się szło wśród drzew dotkniętych jakąś chorobą.

Przy tej okazji rozjeżdżono samochodem trawniki, a w jednym miejscu uszkodzono chodnik (okolice szkoły przy ul. Konopnickiej). Rozumiem, że należy dokonywać drobnych przycinek usuwając gałęzie zagrażające wypadkowi, czy te, o które można zaczepić głową, ale nie grube i zdrowe konary, niczemu nie zagrażające.

Myślę, że wydano pieniądze na coś, co wykonano niepotrzebnie i bezmyślnie. Moim zdaniem lepiej by było i z korzyścią dla społeczeństwa za te pieniądze poprawić uszkodzony chodnik wokół tego jeziora, gdyż w miejscach zapadniętych płytek i dziur występuje błoto i kałuże.

Wiesław Skarpetowski


Odpowiedź na list czytelnika KM nr 11 z dnia 17.03.2004 r.

...Miło mi bardzo, że przedstawione na spotkaniach ze społeczeństwem założenia poprawy bezpieczeństwa nie pozostały bez echa. Muszę przyznać, że z zainteresowaniem i satysfakcją przyjąłem uwagi pana Sławomira Chełstowskiego. Są one dowodem na to, że inicjatywa, z którą wyszedł Komendant Powiatowy Policji w Szczytnie poddana została dyskusji społecznej, a tym samym ma szanse realnego wdrażania.

Przypomnieć też pragnę, iż odbywające się spotkania miały również na celu uzyskanie wiedzy o nieprawidłowościach w działaniu podległych mi służb. Wiedza taka pozwala na szybką eliminację negatywnych zachowań, a tym samym na niewątpliwą poprawę relacji między policją a społeczeństwem. Zgodzi się zapewne każdy, że wspólne działania w jednym celu mają szanse powodzenia tylko tam gdzie panują zdrowe zasady współpracy.

Zapewniam pana Chełstowskiego, że uwagi dotyczące wskazanych spraw zostaną wnikliwie sprawdzone na drodze służbowej, administracyjnej i karnej. Nie można jednakże pozostawić niezauważonym faktu, iż oficjalność skargi (poprzez zamieszczenie jej w lokalnej prasie) może mieć związek z innym znanym zainteresowanemu postępowaniem karnym. Tak więc poruszone przez skarżącego problemy zostaną wyjaśnione także w tym aspekcie.

p.o. Pierwszego Zastępcy Komendanta Powiatowego Policji w Szczytnie

nadkom. mgr Włodzimierz Ostrowski


Szanowni państwo

W "Kurku" z trzeciego marca 2004 roku przeczytałem, że poszkodowany w wypadku z dnia 26.02.2004 roku (na trasie Olsztyn-Pasym) Tomasz G., ma 36 lat. W rzeczywistości ma on 25. Istotne jest, że oprócz tego błędu, przeczytałem również, tu cytuję: "Podczas trzygodzinnej akcji strażakom udało się wyciągnąć go z wraku". Wprawdzie z cytatu nie wynika wprost, że strażacy wydobywali go przez trzy godziny, jednakże tak odczytują ten tekst osoby w tematyce niezorientowane. Dla osób zaznajomionych z działaniem pasymskiej jednostki jasne jest, że strażacy owych trzech godzin Tomasza G. nie wyciągali. W rzeczywistości ten cel osiągnęli już po 20 minutach. Pozostały czas wynika z konieczności oczekiwania na prokuratora i obowiązku uprzątnięcia miejsca zdarzenia. W przyszłości sugerowałbym zasięganie informacji nie tylko w policji, ale i u nas, bezpośrednio w OSP Pasym, co - jak sądzę - nie byłoby kłopotem.

Z poważaniem

W. Królikiewicz

Od redakcji

Informacje zawarte w rubryce "Pod paragrafem", uzyskiwane są bezpośrednio od właściwych służb i zostają, co najwyżej, nieco "oszlifowane" językowo. Nie ingerujemy w kwestie merytoryczne, a każdorazowe weryfikowanie danych otrzymanych czy to z KPP, czy z PSP praktycznie uniemożliwiłoby redagowanie tej rubryki.

Precyzja informacji na wszystkich szczeblach przekazu, naszym zdaniem, w zupełności wystarczy, by w przyszłości uniknąć podobnych nieścisłości, za które przepraszamy.

2004.03.24