Redakcja
"Kurka Mazurskiego"
w Szczytnie
Podjazd utwardzony żużlem znajdujący się obok bloku przy Kętrzyńskiego 1, jest pozostałością po budowie z połowy lat 80-tych, wykorzystywaną obecnie przez mieszkańców bloków 1 i 3 jako skrót w dojeździe od Śląskiej (w związku z tym, że nawierzchnia ulicy Kętrzyńskiego z powodu dziur i nierówności śmiało może pretendować do miana najgorszej w Szczytnie!). Nie ma go na planach ani miejskich, ani należących do WAM (Wojskowej Agencji Mieszkaniowej - dawnego właściciela bloku), co oznacza całkowity brak zainteresowania jego stanem przez instytucje odpowiedzialne za utrzymanie ulic w naszym mieście. A więc nie istnieje!
Aliści, nie jest to prawdą do samego końca. Stan faktyczny, tj. istnienie podjazdu wygląda na prawnie usankcjonowany, o czym mogłoby świadczyć ustawienie znaków o zakazie wjazdu pojazdów o ciężarze powyżej 3,5 tony oraz informacyjnego o drodze osiedlowej, przy zjeździe z ulicy Śląskiej. Czyli jednak jest! Na dowód, że podjazd ów jest wykorzystywany nie tylko przez mieszkańców wspomnianych wcześniej bloków, dołączam fotkę, która przedstawia zmagające się z podjazdem auto nieco chyba cięższe niż trzy i pół tony?! (Pomijam fakt dowożenia w sezonie grzewczym opału do miejscowej kotłowni przez ogromne ciężarówki...)
Gdzie więc tkwi problem, skoro wszyscy są zadowoleni ze skrótu w dojeździe do domów i garaży?
Problem w tym, że przejazd samochodów powoduje wzbijanie się tumanów kurzu, sięgających nawet mieszkań na czwartym piętrze. Ponadto, szczególnie po deszczach, w nawierzchni tworzą się doły, na których mniej odporne auta mogą postradać miski olejowe, lub nawet uszkodzić zawieszenie.
Lekarstwem byłoby po prostu utwardzenie "górki" - w sumie może z 50 metrów do naprawienia, poprzez chociażby ułożenie zwykłych płyt betonowych oraz zamontowanie jednego "śpiącego policjanta", który utemperowałby zapędy niektórych kierowców do trenowania jazdy po szutrach przed kolejną edycją "Kormorana", a mieszkańcom pozwolił na szersze niż dotychczas otwieranie okien i korzystanie z wypoczynku na balkonach bez konieczności wdychania spalin i węglowego pyłu.
Z tego, co do tej pory udało mi się ustalić, to sedno problemu nie leży w braku materiałów, "mocy przerobowych", czy braku chęci włodarzy miasta do pomocy, lecz właśnie w ustaleniu czy uliczka istnieje i kto odpowiada za jej utrzymanie... Trzeba także przyznać, że po interwencjach mieszkańców zdarza się, że pojawia się urządzenie zwane równiarką i ubija nawierzchnię. Cóż jednak z tego, kiedy wystarczy kilka deszczowych dni, a dziury pojawiają się jakby w ogóle nie były wygładzone, a w porze suchej kurzy się niemiłosiernie.
Pozdrawiam
Andrzej Wdowski
PS.
Wspólnota mieszkaniowa, jako właściciel bloku i terenu wokół niego (chociaż bez "górki"), deklaruje ewentualną pomoc finansową (gdyby była potrzebna), w przypadku podjęcia konkretnych działań naprawczych.
2004.10.20