Redaktor Naczelny

Kurka Mazurskiego

Integracja miasta i wsi, czyli post scriptum do zawodów sprawnościowych klas I-III

Wielbark to jedna z niewielu miejscowości gminnych, gdzie szkoły są pozbawione zaplecza sportowego - sal gimnastycznych. Zajęcia w-f są prowadzone nieregularnie i nie na takim poziomie, jaki może przekazać kadra nauczycielska i jakiego oczekują rodzice oraz uczniowie. Ale pomimo to dzieciaczki z klas I-III szkoły podstawowej w Wielbarku dzięki swojej ambicji, pracy, uporowi oraz pełnej zapału trenującej ich nauczycielce w-f od czterech lat biorą udział w zawodach sprawnościowych klas I-III, organizowanych w Szczytnie. Czy tylko biorą udział? Nie! Te maluchy zajmują w tych zawodach czołowe lokaty! W zeszłym roku wygrały rywalizację, a w tym roku zajęły drugie miejsce. Ze stratą zaledwie 2 punktów do lidera! Czy jest w tym jednak coś nadzwyczajnego? Tak! Te dzieci zasługują na najwyższe wyrazy uznania za trud, jaki włożyły w przygotowanie się do zawodów. Jako mama jednego z "małych sportowców" już drugi raz uczestniczę w treningach i towarzyszę dzieciom na zawodach. Te maluchy z zapałem i poświęceniem ćwiczą przez około dwa miesiące przed zawodami. Trenują zarówno w dni nauki szkolnej, jak i w soboty - dni wolne od obowiązków. Ćwiczą nie tylko pod okiem nauczyciela, ale również doskonalą się w domu, żeby każde zadanie wykonać możliwie jak najlepiej. Dzieciaki bardzo przeżywają to, że będą mogły "pokazać się" na powiatowych zawodach sportowych i być może, dzięki tej pracy mogą nawet wygrać te zawody. One wręcz żyją treningami i tą postawą zarażają wszystkich dookoła siebie. W pewnym momencie wszyscy zaczynamy "żyć" startem w zawodach.

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień - 25 listopada - dzień "zawodów sprawnościowych dla klas I-III", odbywających się w Szczytnie pod zaszczytnym hasłem "Integracji dzieci wiejskich i miejskich". W zawodach startowało siedem zespołów szkolnych, w tym trzy drużyny reprezentujące szkoły podstawowe ze Szczytna. Gdy przybyliśmy na miejsce, dzieci były ogromnie podniecone i radosne, ale tylko do czasu, gdy zaczęły odczuwać swoją inność? Niższość? To wrażenie zmieniło się podczas zawodów nieomal w pewność - począwszy od braku szatni dla dzieci spoza Szczytna, a skończywszy na kiepskiej i stronniczej pracy sędziów. A dzieci są wyjątkowo dobrymi obserwatorami...

Wspomnę tylko o bardziej widocznym i przez to bolesnym problemie, a mianowicie zachowaniu sędziów. Dlaczego sędziowie pomocniczy, odpowiedzialni m.in. za pomiary czasu poszczególnych drużyn w większości ekip (głównie ze Szczytna) byli związani ze swoją szkołą, której drużynę mieli kontrolować. W takich przypadkach zawsze może zaistnieć podejrzenie "naginania" wyników. I raczej nie jest to jedynie spekulacja, jeżeli nawet dzieci startujące w imprezie, po zakończeniu rozgrywek klas I były zaskoczone wynikiem. Maluchy z Wielbarka powinny ukończyć tę część zawodów na II-III miejscu, ale nie VI czy VII.

Wtedy zwróciliśmy baczniejszą uwagę na pracę sędziów i prowadzone przez nich pomiary czasu. O dziwo, od tej pory wyniki zaczęły być realne - zgodne z kolejnością kończenia konkurencji przez poszczególne szkoły.

Aby w przyszłości ograniczyć możliwość podobnych manipulacji proponuję, by sędziowie z jednej szkoły sędziowali drugą, np. sędzia z Pasymia sędziuje drużynę "dwójki" Szczytno, a sędzia z "dwójki" - drużynę z Pasymia itd.

Kolejna sprawa jest związana również z pracą sędziów, ale dotyczy tylko jednej drużyny - naszej wielbarskiej ekipy. Dlaczego uwaga osoby prowadzącej i sędziów skupiona była praktycznie tylko na drużynie wielbarskiej i na tym, jak wykonuje ona poszczególne zadania? Czemu tylko nasze dzieci były tak stresowane bardzo dokładnym "nadzorem" i zawracaniem z trasy kolejnych konkurencji pod pozorem najbłahszych błędów? Było to tym bardziej dziwne, że pod względem technicznym, jak już wspomniałam, dzieci te były przygotowane właściwie perfekcyjnie. A więc, jeszcze raz zadam pytanie: dlaczego tak postępowano z naszymi dziećmi?

Dzieci wielbarskie potrafią przegrywać, ale w uczciwej walce sportowej, a nie w wyniku mataczenia i dyskryminacji. Po takich zawodach czują się zawiedzione i nie chodzi tu o przegraną. W zeszłym roku, pomimo wygranej, też wracały ze Szczytna z pewnym niesmakiem ze względu na panującą tam atmosferę. Nasze dzieci, choć pochodzą ze wsi, są ambitne i pracowite, i w niczym nie ustępują dzieciom z miasta. Ale przekonanie ich o tym, jak również o integracji z dziećmi z miasta, czy o czystości rywalizacji sportowej, jest bardzo trudne. Słowa rodziców i pedagogów są konfrontowane przez dzieciaki z otaczającą ich, brudną rzeczywistością.

Piszę ten list w imieniu rodziców po to, by choć trochę umocnić wiarę w siebie naszych dzieci i okazać im jak bardzo jesteśmy z nich dumni.

Anna Drankowska-Koziatek

Co mnie boli...

Szanowna Redakcjo,

(Listy do Redakcji...; Co mnie boli...)

Przyjechałem do Szczytna na krótko i zbulwersował mnie pewien widok. Tuż przy drzwiach wiodących do Zespołu Szkół nr 2 stała bardzo liczna grupa młodzieży - wszyscy z papierosami w rękach - oficjalnie, bez żadnego skrępowania. Zdziwiła mnie ta oficjalność i brak w pobliżu jakiegokolwiek pedagoga, który by młodym ludziom w tym paleniu przeszkadzał (jak to bywało w szkołach, gdy ja do nich chodziłem). Wszedłem więc do budynku, by o sprawie porozmawiać z dyrektor szkoły. Gdy wszedłem do sekretariatu i przedstawiłem sprawę, od pani sekretarki usłyszałem: "to jest normalne". Gdy próbowałem oponować, stwierdzając, że od tego są nauczyciele, by młodzież kontrolować i nie pozwalać na palenie papierosów, usłyszałem, że... to ja nie powinienem poruszać się po terenie szkoły, bo niby po co i z jakiej racji. To stwierdzenie zdumiało mnie tak, że już dłużej z panią sekretarką nie dyskutowałem.

Jak to więc jest z tym paleniem w szkołach? Wolno młodzieży czy nie wolno? Wychodzi na to, że w Szczytnie wolno.

(Jan Czerewatyj, Rumia koło Gdyni)

2003.12.24