W nawiązaniu do artykułu pt. „Nie żal nam agenta Tomka” pragnę przypomnieć samotną walkę, jaką podjął były radny Waldemar Rawa z fundacją Helper jak również jego wkład pracy na rzecz mieszkańców tej gminy.
Waldek (z którym to prywatnie jestem zaprzyjaźniony) w momencie kiedy zorientował się, że wyposażenie znajdujące się w budynku prowadzonym przez tę fundację nie jest zinwentaryzowane, zażądał od pozostałych radnych, aby podjąć natychmiastowe czynności prawne w celu zabezpieczenia tego majątku. Nie dość, że nikt z gminy nie podjął żadnych działań w tym kierunku, to sam zainteresowany zaczął być straszony pozwami przedprocesowymi przez fundację. Następnie usunięto jego starych i schorowanych rodziców z tego domu opieki. Pomimo próśb, nikt z osób decyzyjnych w gminie Waldkowi w tej sprawie nie pomógł. Państwo radni nic nie zrobili. Pomoc uzyskał dopiero od mojego brata pełniącego wtedy funkcję wicestarosty, który wspólnie ze swoimi pracownikami problem związany z umieszczeniem rodziców w nowym domu opieki rozwiązał w ciągu zaledwie 24 godzin.
Ponad dwa lata później fundacja Helper w biały dzień, na oczach bezradnego Wójta gminy wywiozła całe wyposażenie z tego obiektu. Z oświadczenia oficera prasowego, reprezentującego miejscowego Komendanta Policji dowiadujemy się, że Policja nie była w stanie wstrzymać tego procederu, ponieważ gmina nie posiadała żadnego dokumentu potwierdzającego, że majątek ten jest jej własnością. W oświadczeniu tym mówi się wyraźnie o „braku sporządzonego spisu” tych rzeczy. Sytuację próbował ratować wojewoda, składając zawiadomienie do miejscowej Prokuratury z wnioskiem o natychmiastowe wstrzymanie wywozu oraz zaplombowanie drzwi wejściowych do budynku. Pan Wójt w rozmowie z dziennikarzem śledczym przyznał, że gmina przelała na konto tej fundacji kwotę 0,5 mln zł celem zakupu wyposażenia. Pan Ambroziak w momencie wywozu tych przedmiotów oświadczył, że stoczy „batalię prawną” o ich odzyskanie. Od tego momentu minęło już 1,5 roku. O „batalii” nic nie słychać. Prawdopodobnie dlatego, że z oświadczenia jednego z dyrektorów wojewody wynika, że prezes Helpera Pan Tomasz zabrał całą dokumentację w tym zakresie. Ustalenie w tym momencie rzeczy i przedmiotów należących do gminy jest fizycznie niemożliwe do wykonania. Wszystko wskazuje na to, że wyposażenie budynku przepadło.
Mieszkańcy musieli przeznaczyć dodatkowo ponad 100 tys. złotych, żeby wyposażyć obiekt, aby mógł on dalej działać.
Jakoś dziwnie nie widziałem żadnego zbulwersowania u radnych, gdy przez wiele miesięcy uśmiechnięty Pan prezes Tomasz potrafił godzinami przebywać w Urzędzie, kiedy od dawna były już znane wszystkie kulisy działalności tej fundacji.