Szanowna Redakcjo!

Moja żona pochodzi ze Szczytna (ja pochodzę z Łomianek), często wyjeżdżamy w jej rodzinne strony. Ten region jest mi bliski i w jakiś sposób się z nim integruję. Zależy mi, aby tamtejszym mieszkańcom żyło się lepiej, bo panujace tam bezrobocie oraz często warunki pracy tych, którzy ją mają są przerażające. Dlatego też uważam, że należy wspierać każdą inicjatywę, która promować będzie region i wpływać na jego rozwój.

Miałem okazję obserwować wyścigi na 1/4 mili, które odbywały się na lotnisku w Szymanach. Z moich obserwacji było to chyba największe wydarzenie rozrywkowe, które miało miejsce w okolicach Szczytna podczas długiego weekendu. Świadczy o tym na pewno kilka tysięcy osób, które zgromadziły się oglądać zmagania uczestników zawodów startujacych na swych szybkich maszynach. Impreza zorganizowana dość średnio. Ale czego można dokonać przy skromnym jak sądzę, biorąc pod uwagę ilość sponsorów, budżecie. Tak krawiec kraje jak mu materiału staje. A teren lotniska doskonały na wszelkiego rodzaju imprezy. Trochę żal, że nie jest lepiej wykorzystywany.

Adam Stachnik

List otwarty do Radnych Miasta i Gminy Pasym

W związku z tym, iż nie mam żadnej innej możliwości przedstawienia wszystkim radnym sprawy ograniczenia godzin pracy Całodobowego Sklepu "Non-Stop" do godz. 22.00 z mojego punktu widzenia, zwracam się więc pisemnie do każdego z osobna. Jest to bardzo przykre, że sprawą tą zainteresował się bliżej tylko jeden z radnych w osobie Pana Gralczyka, który zorganizował spotkanie mające na celu wyjaśnienia pokrywających się nazwisk na listach osób przeciw i za. Niestety, w moim odczuciu celem tego spotkania było pogrążenie mojej osoby i działalności, którą prowadzę, by ułatwić sprawę przegłosowania uchwały na moją niekorzyść. Na spotkaniu tym zjawiło się nie kilkadziesiąt, jak opisał to bardzo stronniczo zaproszony na to spotkanie dziennikarz "Gazety Olsztyńskiej", lecz zaledwie kilka osób z ulicy Reja chcących ograniczeń, co jest znikomym procentem mieszkańców całej tej ulicy, bo o skali procentowej mieszkańców Miasta i Gminy Pasym, którzy również powinni mieć głos w tej sprawie, wspominać chyba nie trzeba. Pan radny Gralczyk, tak prowadził spotkanie, że do głosu dopuszczono tylko osoby chcące ograniczeń, nie dając mi możliwości wypowiedzi, twierdząc, że argumenty moje są mu znane. Zostałam potraktowana na tym spotkaniu, podobnie jak radny Mius, jak osoba trzeciej kategorii, a nie przypominam sobie, abym była pozbawiona praw obywatelskich. Krótką wypowiedź, którą z wielkim trudem, przy pomocy radnej Tańskiej i radnego Miusa, udało mnie się wcisnąć w często niezgodne z faktami oskarżenia pod moim adresem, szybko mi, przerwano. Więc, pokrótce przedstawiam je teraz.

(Listy do Redakcji...; Opinie...; Co mnie boli...)

Jedynym i głównym z zarzutów przedstawianym przez osoby obecne na spotkaniu, są nocne burdy i hałasy. Nie mogę się z tym do końca zgodzić. Po pierwsze nie jest to tak jak to się przedstawia w opisie tych kilku osób przeciwnych. Poza sezonem są to sytuacje naprawdę sporadyczne, tylko w sezonie zdarza się to niestety częściej. Ale najważniejsze jest to, że ograniczenie godzin pracy mojego sklepu nic tu nie zmieni. To jest centrum, tu spotykała, spotyka i będzie się spotykać młodzież i nie tylko. Jest to punkt zbiorczy nie dlatego, że jest tu sklep, lecz dlatego, że jest to środek pomiędzy wszystkimi lokalami w Pasymiu. Takimi jak: Bar Ratuszowy, Karczma "U Rycha", Restauracja "Nad Kalwą" i wszystkich sklepów. To jest po prostu centrum miasta. Poza tym, to właśnie tu jest najwięcej miejsca gdzie można usiąść, wnęki i daszki, które chronią przed deszczem czy wiatrem. Zamknięcie tego sklepu po 22.00 nic tu nie zmieni. Młodzież nie zmieni miejsca spotkań, bo nie ma takich miejsc więcej w Pasymiu. A w domach tylko dlatego, że nie ma sklepu nocnego, siedzieć na pewno nie będą, zwłaszcza w sezonie. Alkohol kupią bez problemu na melinach, które pojawią się na pewno natychmiast po ewentualnym zamknięciu sklepu. I będą koczować na tych schodach i w tych wnękach no bo gdzie. Ja to wiem, bo znam tą młodzież, znam to z własnych doświadczeń. Bo ja w przeciwieństwie do innych nie zapominam, jak to jest gdy się ma naście lat. A kultury osobistej nawet zamknięcie wszystkiego w Pasymiu na trzy spusty, tych ludzi nie nauczy, jeśli nie nauczą ich tego rodzice.

Drugim istotnym problemem dla protestujących jest załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych. Zgadzam się z tym, że jest to problem, lecz w żaden sposób ograniczenie godzin pracy tego nie zmieni. Jest to problem, nie godzin nocnych lecz nawet bardziej dziennych, z tego względu, że w nocy tego przynajmniej nie oglądają dzieci. Dzieje się to na każdej ulicy, czy to Górna, czy Rynek, czy Reja. Bez znaczenia na miejsce i porę. Nie dziwi mnie to, że te potrzeby załatwia człowiek z ulicy, bo tak naprawdę gdzie w Pasymiu można to zrobić. Lecz bulwersuje mnie to, że swoje potrzeby fizjologiczne, w ciągu dnia załatwiają za Restauracją "Kalwa", osoby pracujące w sklepie Pani Wanowicz. Skoro właściciele sklepu nie mając toalety w sklepie, załatwiają się w miejscach publicznych, to czego można spodziewać się po innych. Więc w tej kwestii, zamykanie sklepu po 22.00 również nic nie zmieni.

[...] Kilka lat temu w okresie zimowym, mój sklep był całkowicie zamknięty przez okres sześciu miesięcy i zmieniło się o tyle, że do tego co było i jest obecnie doszła jeszcze seria włamań w centrum miasta. Pewne jest natomiast to, że reszta mieszkańców całego Pasymia i miejscowości należących do gminy, jak też turyści stracą możliwość robienia zakupów w godzinach takich, jakie są dla nich wygodne. Często zdarza się, że turyści dojeżdżają na miejsce z trasy w godzinach nocnych, nie mając nawet szczoteczki do zębów, papieru toaletowego czy kromki chleba. Takie artykuły też się sprzedaje, nie tylko tanie wina jak sądzą niektórzy. Pewne jest również to, że z chwilą ograniczenia godzin pracy (może dla niektórych to będą tylko trzy miejsca) moim zdaniem na pasymskie warunki zatrudnienia będą to aż trzy miejsca pracy, które znikną z tego rynku.

[...] Od 1 maja otwiera się Restauracja "Nad Kalwą", w której będą organizowane dyskoteki w środy, piątki i soboty do godz. 5.00 rano. Czy więc jest sprawiedliwe i zgodne z zasadą demokracji dawanie jednemu odbierając drugiemu? Jak się do tego mają zarzuty mieszkańców, stawiane mojej działalności, co się tak naprawdę dla nich zmieni?

Odpowiadam, nic!

[...] Każdy wie gdzie, nawet dzieci w Pasymiu wiedzą gdzie można kupić tanią "ruską" wódkę i papierosy. Z tym też nic się nie robi, no bo po co, a z resztą na to nie da się nic uchwalić, bo tylko legalną działalność można uchwałą ukrócić. Władze Miasta i Rada przynajmniej moim zdaniem, powinna wspierać przedsiębiorczość legalną, osoby starające się pracować same i dające pracę innym, a nie prowadzić działania wspierające szerzącą się patologię w naszym mieście i udawać, że nic się nie dzieje. Albo twierdzić, że nic się z tym nie da zrobić.

Z poważaniem

Anna Tomaszewska

OPINIE "PODZIELONY SPORT"

Bogate miasto

Parafrazujac znana sentencję "sport, jaki jest każdy widzi", jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - każdy widzi co innego i każdy na sporcie się zna.

Wielokrotnie, wyjeżdżając z uczniami na różnego rodzaju zawody, spotkałem się z opinią, że Szczytno to bardzo bogate miasto, skoro stać jego władze na tak rozbudowaną administrację sportową. Jednocześnie okazuje się, że brakuje pieniędzy na działalność merytoryczną. Nasi decydenci założyli sobie bowiem w swej niczym nie zmąconej pewności i nieomylności, że najważniejszy jest wynik sportowy dzieci i młodzieży, a nie ogólna dostępność różnych form spędzania czasu wolnego w sposób zdrowy i pożyteczny. Czy nasze pociechy naprawdę muszą zdobywać mistrzostwo województwa, a nie bawić się?! Kto nie trenuje wyczynowo piłki nożnej, koszykówki, siatkówki, czy innej dyscypliny ma się szwendać po klatkach, parkach i tam uczyć się życia?! Czyż nie można prowadzić zajęć dla młodzieży uzdolnionej w klubach (UKS, MKS, "Zefir", Pol.KS ), a SKS oddać dla tych "mniej" zdolnych, chcących sobie pograć w siatkówkę, koszykówkę, piłkę nożną, zwyczajnie "powygłupiać się" w sposób kontrolowany, korzystając ze sprzętu szkolnego, zintegrować się w środowisku szkolnym wśród koleżanek i kolegów (nie wiem, dlaczego kategorycznie zakazano zajęć koedukacyjnych, które cieszyły się tak dużą popularnością?), poćwiczyć w rytm muzyki podczas aerobiku, bez zdobywania medali, ale tak po prostu, dla zdrowia i przyjemności. Czyż nie powinno być tak, że naczelnym celem zorganizowanych zajęć z dziećmi jest ich masowość, dostępność dla wszystkich, ich integrujący i zdrowotny charakter?

Skąd fundusze

Ktoś powie "skąd brać na to fundusze, skoro jest tak wiele podmiotów wyciągających rękę po pieniądze z miejskiej kasy"?! Odpowiedzi mogą udzielić osoby zajmujące się pływaniem i siatkówką w Szczytnie, odpowiedzi mogą udzielić działacze większości klubów sportowych w Polsce i na świecie mających ambicje awansu do wyższych klas rozgrywkowych. Słowo "sponsoring" w naszym mieście budzi niesmak i zdziwienie. Tymczasem można trochę schylić grzbiet, ładnie się ukłonić, ładnie się uśmiechnąć i iść do jednego, drugiego, trzeciego z lokalnych biznesmenów (bo tacy naprawdę są!). Wielu z nich nawet nie wie, że mogliby wspomóc sportowców, mamy przecież od tego roku tak ważną dla organizacji sportowych ustawę o pożytku publicznym, czy ktoś o tym pomyślał? Szukanie sponsorów polega na swego rodzaju "żebractwie", nie należy się tego wstydzić. Ale może zbyt ciężko zejść z piedestału, łatwiej jest przecież wyciągnąć rękę do budżetu miejskiego.

Wyczyn za własne pieniądze

Sport wyczynowy, który wiąże się z występami w ligach lub inaczej zorganizowanych rozgrywkach, z wyjazdami i obozami szkoleniowymi powinien w dużej mierze utrzymywać się sam, tylko doraźnie dotowany z budżetu za swoje osiągnięcia. Miasto powinno znakomitą większość funduszy na sport przekazywać na zajęcia szeroko pojętej rekreacji, a więc zajęć dostępnych dla wszystkich, tych zdolnych i tych trochę mniej, zajęć o szerokim spektrum dyscyplin sportowych, wybieranych na zasadzie dobrowolności jako sporty życia (do uprawiania z rodziną, w środowisku rówieśników, w gronie przyjaciół, na łonie natury, na plaży). Czyż nie o to tak naprawdę chodzi w sporcie dzieci i młodzieży, czy to nie powinno być głównym celem sportu szkolnego na obecne czasy?

Brak stabilizacji

Kolejny aspekt naszego światka sportowego to niemożność stabilizacji ram organizacyjnych sportu w mieście. Zanim zostaną zrealizowane zamierzenia i ustalenia ekipy przy władzy, zanim wprowadzi się w miarę logiczny system podziału pieniędzy, zanim okrzepną ramy organizacyjne sportu miejskiego, już zmienia się ktoś, już trzeba po raz kolejny składać oferty na prowadzenie zajęć, już nowe zasady, już nowe stanowiska, nowa organizacja i wszystko od początku.

Podburzanie dzieci

Sytuacja "walki o kasę" stwarza niepotrzebne konflikty, niektóre osoby starają się nawet podburzać dzieci, aby nie grały w tych czy innych zawodach, czy też nie uczestniczyły w tych czy innych zajęciach. Jest to elementarny brak znajomości zasad współżycia społecznego, taktu i dobrego wychowania u osób, które wychowawcami się mienią! Takie działania obracają się najczęściej przeciwko nim, bo dzieciaki doskonale wychwytują obłudę i zawiść, są bardzo dobrymi obserwatorami i nie dają się łatwo manipulować, a często są rozbrajająco i do bólu szczere. Nie należy ich wciągać w sprawy dorosłych, szczególnie, jeśli chodzi o pieniądze, bo wtedy najczęściej padają najcięższe i najbardziej niewybredne argumenty.

Rekreacja przede wszystkim

Konkludując - ciężko jest z małą ilością funduszy, jak z tą krótką kołdrą. Nie da się nią przykryć wszystkich, ale można w sposób przemyślany przykryć tych najbardziej potrzebujących. W tym konkretnym przypadku są to dzieci i młodzież, nie tylko ci uzdolnieni, ale przede wszystkim ci przeciętni, potrzebujący ruchu i czynnej rekreacji najbardziej. Jeśli teraz wydamy na nich, to potem może nie wydamy na leczenie, resocjalizację, może wyrosną z nich wartościowi ludzie, którym będzie leżało na sercu dobro między innymi naszego miasta. Hasło "Dzieci i młodzież przyszłością narodu" wcale się nie zdezaktualizowało, choć trąci trochę minioną epoką. Oni będą pracować kiedyś na nas, może warto dać im szansę wszechstronnego rozwoju. W roku olimpijskim i jednocześnie w międzynarodowym roku edukacji przez sport warto może powrócić do antycznego ideału wychowania ("kalokagatia" z greckiego "kalós kai agathós" piękny i dobry, mądry), wyrażającego się w doskonałości duchowej i cielesnej, która miała się uzewnętrzniać zarówno w sprawności i wytrzymałości fizycznej, jak i w zaletach umysłu i charakteru moralnego wychowanka.

Pozostawiam powyższe pod rozwagę nauczycielom, rodzicom, trenerom i instruktorom, działaczom sportowym i innym osobom, którym leży na sercu dobro dzieci i młodzieży, mając nadzieję, że tekst ten obudzi w głowach niektórych nić refleksji na tylko z pozoru błahy temat.

Mariusz Studniak

CO MNIE BOLI

Bardzo poruszyła mnie wypowiedź pogrążonej w bólu rodziny zamieszczona w tej rubryce w ostatnim "Kurku". Wróciły do mnie wspomnienia sprzed trzech lat, kiedy w szczycieńskim szpitalu umierał na nowotwór mój brat. Dwie ostatnie noce jego życia spędziłam przy nim opiekując się i wykonując wszelkie zabiegi pielęgnacyjne. Mnie na szczęście nikt nie wyrzucał, ale bardzo bolało, że przez obie te noce do izolatki nie zajrzał żaden lekarz czy pielęgniarka. Być może nie chciano mi przeszkadzać... Mimo wszystko brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony służby medycznej człowiekiem w stanie agonalnym był i jest dla mnie wstrzasający.

Teraz jestem przerażona tym, że rodzinie nie pozwolono przebywać przy umierającym pacjencie. To coś niesamowitego. Gdyby nasza służba zdrowia miała personelu dużo, tak żeby każdym chory mógł liczyć na troskliwą opiekę to może i siedząca przy chorym rodzina przeszkadzałaby personelowi w wykonywaniu obowiązków. Niestety doskonale wiemy jakie są realia. Dlatego uważam, że opieka rodziny i pobyt przy ciężko chorym pacjencie jest w szpitalu jak najbardziej wskazana.

Danuta Dudo

2004.05.12