Żyją dzięki temu, że kiedyś ktoś zachował się szlachetnie. Teraz, w dowód wdzięczności, jeżdżą po Polsce i zachęcają innych, żeby wyrażali zgodę na pobranie po śmierci swoich narządów. Każdy bowiem może się znaleźć w podobnej sytuacji.
ŻYJĄ DZIĘKI WOLI INNYCH
Stowarzyszenie Przeszczepionych Serc działa dopiero od półtora roku. Założyli je pacjenci Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie i Instytutu Kardiologii w Aninie. - Żyjemy tylko dlatego, że ktoś kiedyś bezinteresownie zadeklarował, żeby po śmierci można było przeszczepić jego narządy komuś innemu – mówi prezes stowarzyszenia Stanisław Jerusalimcew. Był bliski śmierci 13 lat temu. Na szczęście znalazł się dawca serca, dzięki czemu żyje do dziś. On i inni uratowani nie wiedzą komu zawdzięczają życie. Domyślają się tylko, że to osoby, które zginęły w wypadkach.
- Tak jest lepiej, w przeciwnym razie mogłoby dochodzić do niepożądanych sytuacji – tłumaczy prezes Jerusalimcew. Znany jest przypadek, kiedy osoby bliskie dawcy chciały zdominować dalsze życie biorcy, domagając się od niego uczestniczenia w każdej uroczystości rodzinnej.
Obowiązujące w Polsce przepisy zezwalają na pobranie narządów od zmarłego, jeśli za życia nie wyraził on na piśmie sprzeciwu. W praktyce jest jednak inaczej.
- Lekarze, chcąc uszanować kult zmarłego, pytają o zgodę rodzinę. Ta w trudnych chwilach żałoby często jednak odmawia. Nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób naraża na utratę życia innych – mówi wiceprezes stowarzyszenia Andrzej Papacz, któremu po czterech zawałach przeszczepiono serce w roku 1995.
Czy jego podejście do życia jest teraz inne?
- Na pewno bardziej je teraz doceniam – odpowiada. Prezes Jerusalimcew zauważa natomiast zmiany w swojej psychice.
- Ciągle myślę o swoim dawcy, zastanawiam się kim był i odpowiadam sobie, że na pewno musiał być człowiekiem dobrym. Modlę się za niego, raz w roku zamawiam mszę w jego intencji, a kiedy jestem na cmentarzu stawiam świeczkę na którymś z zaniedbanych grobów.
W ostatnich miesiącach liczba przeszczepów w Polsce znacznie spadła. Przyczyniła się do tego afera związana z cenionym kardiochirurgiem Mirosławem Garlickim, któremu postawiono szereg zarzutów korupcyjnych.
Jednym z jego pacjentów był Stanisław Jerusalimcew.
- On mi uratował życie, to wspaniały człowiek – nie szczędzi pochwał kontrowersyjnemu lekarzowi. – Mówimy o nim, że to nasz drugi ojciec. Członkowie stowarzyszenia nie dają wiary zarzutom.
- Najbardziej smuci, że uderzyły one nie tylko w samego doktora, ale w całą polską transplantologię.
APROBATA KOŚCIOŁA
Członkowie stowarzyszenia za główne zadanie postawili sobie propagowanie idei przeszczepów. Uczestnicząc cyklicznie w warsztatach psychologicznych na terenie całej Polski, spotykają się przy okazji z lokalną społecznością. Tak też było podczas ich niedawnego pobytu w okolicach Szczytna. Po jednej z niedzielnych mszy świętych rozmawiali w kościele z wiernymi z parafii św. Stanisława Kostki.
- Ksiądz Edward Molitorys i inni proboszczowie wyrażają zgodę, bo propagujemy przecież wielkie wartości etyczne, o czym mówił swego czasu papież Jan Paweł II - podkreśla prezes stowarzyszenia. - Szlachetność bezinteresownego czynu ofiarowania części własnego ciała innemu człowiekowi Ojciec Święty określił jako autentyczny akt miłości.
(o)/Fot. A. Olszewski