Zmarł trzy miesiące temu. Znaliśmy się od ponad czterdziestu lat. Był rok starszy ode mnie. Łączyło nas studenckie środowisko artystyczne końca lat sześćdziesiątych. On był już gwiazdą kabaretów. Ja tylko jednym z wielu, ale nasza znajomość przetrwała. Ostatni raz widzieliśmy się około dziesięciu lat temu. Tu w Szczytnie, a ściślej na Romanach. Wówczas narysowałem jego portret, który zamieszczam jako ilustrację do felietonu. Maciek bywał w Szczytnie częściej. Tym bardziej należy mu się kilka słów ode mnie.
Był to artysta przedziwny. Niebywale uzdolniony i pracowity. Przy tym dziwak i człowiek dość trudny w kontaktach.
Z wykształcenia był polonistą. Ukończył Uniwersytet Warszawski. Pracę magisterską wybrał sobie dość nietypową. Opisał w niej język używany przez pensjonariuszy zakładów karnych. Od tej pory stał się znawcą więziennej grypsery. Później studiował jeszcze w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, a także w łódzkiej „Filmówce”. Nie dane mu było ich skończyć. Nie rokowano nadziei na wielkie kreacje aktorskie w jego interpretacji. Był zbyt wielką indywidualnością i miał własny, nienaruszalny styl.
Maciek znał perfekcyjnie aż sześć języków. Toteż z pasją tłumaczył teksty znanych w świecie przebojów muzycznych. To jemu zawdzięczamy znajomość twórczości Leonarda Cohena, którego ponad sześćdziesiąt piosenek przetłumaczył na język polski.
Jako piosenkarz i autor tekstów zadebiutował Zembaty w Opolu, w roku 1965. Piosenką o Euzebiuszu K. „Romans Otwocki” - „poznałam go w pociągu elektrycznym…”. Akompaniował mu kompozytor Janusz Bogacki. Janusz był wówczas popularnym w środowisku studenckim kompozytorem i akompaniatorem. Do dziś współpracuje z naszymi kolegami z tamtych lat. W Opolu obaj młodzi panowie otrzymali nagrodę za najlepszy debiut autorski. Później było „A uszy miał ogromne muskularne…” i inne popularne przeboje.
Zaraz potem Maciek zagustował w nastrojach makabrycznych. Najpierw napisał tekst do marsza żałobnego Chopina - „Ostatnia Posługa”, następnie takie szlagiery jak „W prosektorium najprzyjemniej jest nad ranem”, czy „Czemu ty dręczysz mnie córko grabarza”. Piosenki te prezentował z kabaretem jaki stworzył - „Dreszczowiec”. Wkrótce ów styl makabryczny stał się modny. Szczególnej sławy pozazdrościł Zembatemu sam wielki Młynarski, inicjując kabaret „Dreszczowisko”, a także pomniejsi twórcy. Pośród nich niżej podpisany, który z powodzeniem prezentował w Stodole własną piosenkę „Ballada o Rybaku”. Przezywano ją złośliwie balladą o robaku. Także współpracujący z kabaretami owych lat dzisiejszy zacny biznesmen spod Szczytna - Krzyś Topolski napisał wówczas utwór, który wykonywałem - „Wisielcze Tango”.
W roku 1972 rozpoczęto nadawanie cyklicznej audycji radiowej „Rodzina Poszepczyńskich”. Był to rodzaj parodii popularnych radiowych seriali „Matysiakowie” i „W Jezioranach”. Audycję tę nadawano przez 25 lat. Autorem był Maciek Zembaty wspólnie z Jackiem Janczarskim. Maciek zresztą wcielał się w postać Maurycego, ale postacią niemal kultową owych audycji stał się Dziadek Jacek. Fantastycznie kreowany przez Jana Kobuszewskiego.
W roku 1980 Maciej Zembaty współtworzył Pierwszy Przegląd Piosenki Prawdziwej, prezentując „Zakazane Piosenki”, czyli piosenki poza cenzurą (oczywiście peerelowską).
Jako się rzekło na początku - Maciek był dziwakiem i to czasami dość uciążliwym dla znajomych. Dla przykładu anegdotka. Jeden z moich przyjaciół, a dodam, że to człowiek dobrze sytuowany, odebrał pewnego wieczoru telefon. Dzwonił Zembaty z Londynu. Oświadczył otóż, że spędził kilka miłych dni w luksusowym hotelu „Ritz”. Teraz musi wracać, a przecież nie ma takich pieniędzy, aby za hotel zapłacić. Zatem albo ktoś go wykupi (czyli adresat tego tekstu), albo grozi mu ciężkie więzienie. Cóż było robić. Przyjaciel mój przelał na rachunek hotelu pokaźną kwotę. Co do zwrotu, to oczywiście nigdy nie było o czymś takim mowy. Nie wydaje mi się także, aby Maciek kiedykolwiek za tę drobną przysługę podziękował. On po prostu uważał, że to mu się należy jako artyście! Ostatecznie jego przyjaciel nie zbiednieje, a zaspokojenie fantazji TWÓRCY to wszak podstawowy obowiązek obywatela - szaraczka.
Taki po prostu był Maciek.
Andrzej Symonowicz