Teatr wedle Anny Bogusz to magiczna kraina, do której zwykłemu śmiertelnikowi wejść nie jest łatwo, ale kiedy już to zrobi, znajdzie tam lekarstwo na wszelkie przeciwności losu, na wszystkie zło, jakie napotkać może w otaczającej go rzeczywistości.
Magicznego wieczoru, 27 marca, w Miejskiej Bibliotece Publicznej działy się rzeczy niezwykłe. Część jej pomieszczeń zostało przemienionych w teatralną rekwizytornię, a sala wypożyczalni książek dla dorosłych w otwartą scenę teatralną. To na niej toczył się spektakl, którego aktorami, nieświadomi rzeczy, byli zgromadzeni widzowie. Chcąc, nie chcąc wciągnięci zostali w magiczną krainę teatru, prowadzeni niezauważalną dlań na początku ręką reżysera - Anny Bogusz. Ona to w stroju roboczym, ucharakteryzowana na sprzątaczkę rozpoczęła spektakl potoczystym monologiem, czyniąc dyrektorce biblioteki Jadwidze Pijanowskiej i zgromadzonym widzom moc wyrzutów, co część widowni nie od razu wzięła za teatralny występ. Skonsternowani nie wiedzieli czy pozostać, czy wyjść, aby nie przeszkadzać porywczej sprzataczce w robocie.
Kilka chwil później dyrektor biblioteki i Monika Hausman-Pniewska (przewodnicząca Rady Miejskiej) wystąpiły w krótkim skeczu, odgrywając charakterystyczną scenkę rodzajową, jaka hipotetycznie mogła odbyć się między tymi dwiema osobami z powodu zależności służbowych, ale w czasach totalitaryzmu. Wstrząsnęła ona widzami-aktorami, a przecież takie wydarzenia całkiem niedawno składały się na zwykłą, szarą codzienność.
Nie obyło się także bez powrotu do korzeni teatru - czasów antycznych, stąd maski, jakimi w pewnym momencie, na znak reżysera, zasłonili twarze widzowie-aktorzy, współuczestnicząc w teatralnej magii wieczoru. Kilka osób wybranych pośród widzów miało potem za zadanie odegrać antyczne scenki teatralne.
Była też część wspomnieniowa, poświęcona dorobkowi Anny Bogusz w sferze teatralnej. Każdy, kto chciał, mógł obejrzeć na wideo nagranie Szopki Noworocznej '2003, a na specjalnej mini-scenie lalki, jakie w niej występowały. Biblioteczny spektakl teatralny odbywał się bowiem wielopłaszczyznowo i na raz działy się rozmaite rzeczy, nie wyłączając poczęstunku likierami (nie zabrakło absyntu - ulubionej nalewki literatów oraz artystów).
Marek J. Plitt
2003.04.01