Mała tabliczka taka

Nowe tabliczki rejestracyjne pojazdów, już europejskie, charakteryzują się tym, że na ogół są obudowane plastikową ramką, mającą u dołu 2, 3 cm szerokości czarne lub białe paski. Zresztą niektóre czarne tablice, starszego typu, też wpasowywane były w ramki, zaś owa wolna dolna przestrzeń - pasek, wykorzystywana bywa jako miejsce na mini reklamę salonów sprzedaży aut lub producenta tabliczek, albo umieszczanie innych, dowolnych napisów, jak choćby typu: "United Europe" - fot. 1.

Na kolejnym zdjęciu - fot. 2, widzimy cały samochód, tj. "maluszka" opatrzonego w nową rejestrację. Z daleka auto i jego tabliczka wyglądają tak, jak każdy inny przeciętny pojazd na czterech kółkach. Za chwilę wsiądzie do niego kierowca (może pasażerowie) i maszyna włączy się do ulicznego ruchu...

W mieście, jak to w mieście, natłok samochodów jest duży, zwykle jadą one gęsiego, jeden za drugim w niewielkich odstępach, co nie jest właściwe. Kodeks drogowy wymaga, aby dystans między podążającymi za sobą pojazdami był bezpieczny (zależnie od warunków drogowych, prędkości pojazdów, itp. No tak, ale ile konkretnie metrów? Jak (tak na oko) ocenić, czy zachowany dystans jest jeszcze bezpieczny, czy też już została przekroczona owa cienka, trudno dostrzegalna granica, grożąca rychłą katastrofą?

Pomocna w tym może być właśnie tabliczka rejestracyjna pojazdu. W jaki sposób - zapytacie Szanowni Czytelnicy?

Ano w taki, jaki widzicie na fot. 3.

PS.

Obowiązku wymiany tablic czarnych na białe nie ma. Konieczność taka zachodzi wówczas, kiedy rejestrujemy nowo zakupione auto lub przerejestrowujemy stare. Kto jednak bardzo pragnie zmienić tabliczkę na swoim aktualnie używanym pojeździe, bo czuje się Europejczykiem z krwi i kości, to owszem, może. Tyle że przyjemność taka kosztuje circa 160 zł. Kto zaś miałby kaprys na jakieś specjalne napisy, również może, ale koszty znacznie wtedy wzrosną.

HAJDA NA GRZYBY!

Uwaga Czytelnicy - pojawiły się już pierwsze grzyby! I to gdzie! W centrum miasta, na tyłach Placu Juranda (5 m od siedziby "Kurka") w łopianach, piołunach oraz innych chwastach i zaroślach, które nie wystawiają dobrego świadectwa gospodarzom miasta.

Widok tych okolic jest zgoła dziewiczy - fot. 4. Przypomina krajobraz puszczański - jakieś zarośla wysokie na człowieka, jakieś nieprzebyte kolczaste chaszcze, gdzie tylko fragmenty rozsypującego się metalowego płotu są świadectwem istniejącej nieopodal cywilizacji.

W miejscu tym wysypały niespodziewanie grzyby - fot. 5. Dzikość okolicy, jak sądzę, była zapewne elementem sprzyjającym.

Mam tylko kłopoty z identyfikacją gatunku. W popularnym "Atlasie grzybów leśnych" nawet podobnych okazów nie znalazłem. A grzyb jest dość charakterystyczny, posiada blaszki o nie nazbyt regularnych (postrzępionych) kształtach, no i nie wiem czy jest jadalny, czy trujący. Stąd kłopot, bo Czytelników "Kurka" na grzybobranie tuż pod ratuszem miejskim, zaprosić raczej nie mogę.

Jadalne są natomiast i to bez wątpienia pieczarki polne, a takie znalazłem w ogródku przedszkola "Bajka" 24 maja. Wedle autora "Atlasu grzybów leśnych" owocują one od czerwca po października. Dotyczy to jednak tych rosnących w lasach i na łąkach, a nie w bajkowych ogródkach. Tam terminy wysypów mogą być zupełnie inne.

ZALEW PROPAGANDY

Niewiele dni dzieli nas od referendum unijnego, a śledząc przebieg kampanii propagandowej w mediach ogólnopolskich niewiele możemy dowiedzieć się konkretów. Argumenty "za", jakie padają z ust władzy, tj.: wzrost gospodarczy, inwestycje w drogi i kolej, szansa dla polskich firm, spadek bezrobocia, nijak nie trafiają do mojego przekonania. Pomijając fakt, iż są to ogólniki nie wiadomo z czego wynikające, to przecież dobrze pamiętam, jak ci sami lewicowi politycy, nie tak dawno temu, przekonywali mnie o wyższości systemu socjalistycznego nad kapitalizmem, jaki panował i panuje w Unii Europejskiej. Łżą dzisiaj, czy łgali wówczas - oto jest pytanie.

Gdyby dało się chociaż słyszeć jakieś przekonywające argumenty przeciwników unii - niestety tyle samo są one warte co gadanie zwolenników.

To samo, co o audycjach w tv oraz radiu, można powiedzieć o ulotkach, jakie co i raz znajdujemy pod progiem drzwi naszych mieszkań. W materiale takim - fot. 6, wyczytałem, że jeśli zagłosuję na "tak" - będę miał naukę, pracę i podróże bez granic. Rozumiem, że aby coś osiągnąć, trzeba uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć - czyli bezgranicznie, natomiast bezgraniczna praca, bez odpoczynku, bez wytchnienia (w dzień i w nocy), to już nie dla mnie. Dziękuję i zmykam z Europy.

Trochę zażartowałem, bo przecież nie chodziło o to autorom ulotki, że obywatele unii uczą się i pracują bezgranicznie, bo już nie mieliby wówczas czasu na jakiekolwiek podróże. Idzie o to, że naukę i pracę można będzie znaleźć w każdym zrzeszonym kraju, bo granice państwowe nie są tu żadną przeszkodą - to tylko takie linie na mapie.

Jednak patrząc realnie w przyszłość, wydaje się, iż jeśli miałaby nastąpić jakaś widoczna poprawa stanu gospodarczego Polski, to za lat kilkanaście najwcześniej. Stąd wniosek, że ludzi starszych, zagalopowanych w latach, dylemat ów - wejść czy nie wejść do tej Europy - niewiele obchodzi. Lepszą przyszłością po prostu nie zdążą się nacieszyć. Ciekawe wobec tego wydało mi się takie podejście do sprawy, jaki zaprezentowało mi w rozmowach kilku szczycieńskich rodziców, mających nastoletnie dzieci. Idą oni na referendum całą rodzinką, by głosować tak, jak podpowiedzą im własne pociechy. Niech one wybierają to, co ma ich czekać w przyszłości, bo ta do nikogo innego należeć przecież nie będzie.

ABY PIESKOM ŻYŁO SIĘ LEPIEJ

Mimo że fundusze są ograniczone, to jednak prace adaptacyjno-remontowe w samym i wokół schroniska dla zwierząt ciągle trwają. Teren został ukwiecony, wyposażony w stoliki i stoły, przy których mogliby usiąść (dwunożni) klienci placówki - jest to dar szczycieńskiego miłośnika piesków. Brama i okalające ją płoty zostały wyposażone w kolczaste druty, żeby ograniczyć proceder barbarzyńskiego wrzucania zwierzaków na posesję. Na zapleczu, obok kanału Domowego powstają wybiegi. Nareszcie pojawiła się postulowana przeze mnie chyba rok temu z okładem, trwała tabliczka informacyjna, aby ci, którzy chcą przygarnąć zwierzaka, albo go oddać, wiedzieli jak i gdzie tego dokonać - fot. 7. Tutaj uwaga - tablicę powieszono już czas jakiś temu, a w międzyczasie zmieniła się numeracja pokojów, zamiast pok. nr 119 powinno być 128-9.

Na brak czworonożnej klienteli placówka nie narzeka, ciągle zwiększana jest liczba boksów, obecnie zmieściłoby się tu ponad pół setki piesków. Warunki mają dobre, zapewne niejednokrotnie lepsze niż u byłego pana, ale cóż, pozostają sierotkami i gdy tylko jakaś osoba pojawi się w pobliżu klatki, zaraz znacznie się ożywiają - fot. 8.

Zapewne mają nadzieję pozyskać pana. Chcą znaleźć opiekuna, by żyć... Jest bowiem taka ustawa, która nakazuje w przypadku przepełnienia schroniska "nadwyżkę" piesków uśpić.

2003.06.04