Między dworcami PKP, a PKS ulokowany jest główny postój taksówek w Szczytnie zbudowany na kształt ronda - fot. 1.
Pojazdy wykorzystywane do jazdy zarobkowej oczekują na klienta, stojąc w karnym szyku, jeden za drugim, skierowane maskami do ul. Linki. Taki, a nie inny kierunek ruchu, wymusza znak drogowy widoczny na fot. 1 w żółtym otoku. Pozornie niby wszystko gra, tyle że aby ustawić się w takim szyku trzeba najpierw skądś nadjechać. Tu powstaje nie lada problem, bo wedle oznakowania wjazd na postój nie jest możliwy z powodu takiej oto okrągłej tabliczki - fot. 2.
Jak każdy dobrze wie, to znak zakazu wjazdu, dotyczący również taksówek. Jak wobec tego samochody dostały się na postój? Odpowiedź jest prosta - ignorując ów zakaz. Proceder jest nagminny, bo przecież taksówkarze muszą wjechać poza znak, aby potem oczekiwać na klienta. Widząc to, kierowcy aut „cywilnych” postępują tak samo, przy okazji blokując wjazd taksówkarzom, no i zagwozdka gotowa. Rodzą się wzajemne pretensje i żale, momentami przeradzające się w bardziej ostre sprzeczki. A jeszcze do niedawna wszystko było takie proste. Pod tarczą znaku zakazu wjazdu wisiała tabliczka z napisem, że nie dotyczy on taksówek. Ktoś kiedyś oberwał ten potrzebny dodatek, ale jakoś ani taksówkarze, ani inni użytkownicy aut, choć upłynęło już sporo czasu, nigdzie tego problemu nie zgłaszali. Wobec tego uczynił to „Kurek” i lada moment, jak obiecują urzędnicy z ratusza, tabliczka wróci na swoje miejsce.
SCHRONISKO POD CHMURKĄ
Dwa ludzkie oblicza - opieka
Tuż pod dworcem kolejowym rozciąga się niewielki plac sąsiadujący z opisywanym wcześniej postojem taksówek. Stoją tam jakieś pordzewiałe częściowo maszyny rolnicze oraz zdezelowany samochód, a obok wbita w ziemię stara opona - fot. 3. Od szeregu lat na tym terenie koczują bezdomne psy.
- Były takie czasy, że po placu buszowała dziesiątka czworonogów - wspomina Michał Grabowski, który często stoi tu swoją taksówką. Część z nich znalazła nowych panów - została zaadoptowana, dlatego obecnie po placu biegają tylko cztery pieski. Są one stale dokarmiane przez taksówkarzy oraz pana Jana, emeryta. Stąd dość zabawny widok - z jednej strony placu, gdzie styka się on z postojem stoją czerwone miseczki z karmą od taksówkarzy - fot. 4, z przeciwnej przyległej do dworca garnki pana Jana.
Pieski mają zatem w czym wybierać i na głód narzekać nie mogą. Gorzej jest z noclegami. Tę psią gromadkę zdominował wielki wilczur, który na noc lub gdy pada, chowa się pod stojący na placu samochód osobowy. Reszta musi zadowolić się gorszymi kryjówkami - w oponie samochodowej lub pod maszynami rolniczymi. Taksówkarze solidarnie zrzucają się na karmę, zaś pan Jan, który jest emerytem, czasami odczuwa brak grosza. Wówczas przychodzi do schroniska przy ul. Łomżyńskiej i prosi o coś dla swoich nieformalnych podopiecznych. Jak powiedziała nam inspektor Krystyna Lis z UM, schronisko chętnie dzieli się z nim swoimi zapasami, bo pan Jan nie tylko dokarmia czworonogi spod dworca, ale i liczne koty buszujące w okolicach podszczycieńskich ogródków działkowych.
Okrucieństwo
Gdy jedni dokarmiają bezdomne psy i roztaczają nad nimi opiekę, inni z niewiadomych powodów wyrządzają im krzywdę. Pies maści czarnej, którego widać na zdjęciu nr 3 z kością w pysku, jeszcze parę dni temu nosił na szyi splot drutów, którymi ktoś go skrępował. Z opresji wyratował go wspomniany wcześniej Michał Grabowski, który zauważył, że pies systematycznie potrząsał głową, chcąc się uwolnić od tej metalowej „obroży”. Kilka dni temu udało mu się złapać czworonoga i przy pomocy kombinerek porozcinał drut, który okazał się przewodem antenowym od telewizora. Z podobnym drutami biega jeszcze inny piesek, maści burej. Ten ma także mocno oplecioną szyję, ale niestety, jest tak podejrzliwy w stosunku do człowieka, że złapać go nie sposób. Pan Grabowski wiele razy próbował się do niego chociażby zbliżyć, ale jak dotąd nic z tego nie wyszło. Teraz próbuje tej sztuki dokonać inspektor Krystyna Lis. Dostarczyła weterynarzowi Jarosławowi Tołoczce specjalną fuzję z nabojami usypiającymi, ale dotychczasowe próby tych bezkrwawych łowów, podobnie jak podchody pana Grabowskiego, spełzły na niczym. Pierwsza zasadzka urządzona przez doktora nie udała się, bo zbyt dużo ludzi kręciło się w okolicach dworca.Stwarzało to możliwość, że nabojem usypiającym mogłaby być trafiona jakaś przechodząca obok osoba. Jednak próby pojmania psa zostaną ponowione i miejmy nadzieję, że zakończone sukcesem. Innego sposobu po prostu nie ma - tylko gdy zostanie chwilowo uśpiony, będzie można pospieszyć mu z pomocą. Zdejmie się drut, opatrzy rany i po kilku dniach pies będzie zdrów jak ryba.
UCZYNNI SĄSIEDZI
Przy posesji nr 26 położonej przy ul. 1 Maja przebiega nieutwardzony szlak, którym przejeżdżają m. in. maszyny zaangażowane przy remoncie tego traktu. Nasypano tam z tego powodu wiele ton żwiru, ale niestety, panująca aktualnie pogoda sprawiła, że to nowo usypane podłoże jest rozmiękłe i grzęzną w nim nie tylko piesi, ale i samochody osobowe. W minioną środę do swoich rodziców mieszkających właśnie pod numerem 26 przyjechała z krótką wizytą pani Urszula Filipowicz. Poprawiona droga wyglądała zachęcająco, toteż bez chwili wahania wjechała na nią. Tymczasem po przejechaniu zaledwie kilkunastu metrów utkwiła w niej na dobre, a każda kolejna próba wydostania się z pułapki kończyła się coraz głębszym pogrążaniem się auta w rozmiękłej brei. Gdyby nie pomoc uczynnych sąsiadów, o wydobyciu się z tej opresji nie byłoby mowy - fot. 5.
Jednak to co widzimy na zdjęciu, to tylko finał znacznie większego przedsięwzięcia, do którego zaangażowano bardziej skomplikowane narzędzia niż tylko ludzkie dłonie. W ruch musiały pójść łopaty, drewniane płyty, deski itp. Dopiero wykopanie głębokich dołów pod kołami samochodu, podłożenie wymienionych elementów doprowadziło do tego, że samochód można było w ogóle ruszyć z miejsca i postawić na nieco równiejszym terenie. Po całej tej przygodzie, kiedy auto wydostało się z opresji, uczynnym sąsiadom nie pozostało nic innego, jak wyrównanie „drogi” dojazdowej do swojej posesji - fot. 6.