Poznaniak, którego los rzucił do Szczytna, był przez długie lata w centrum najważniejszych wydarzeń z życia miasta najpierw jako jego naczelnik, potem prezes dawnego handlowego giganta, „Społem” PSS. Słynie z zamiłowania do sportu i aktywnego trybu życia. Odchodząc na emeryturę, opowiedział „Kurkowi” o sobie oraz o różnicach między Szczytnem współczesnym, a tym sprzed trzech dekad.

Mam sentyment do tego co było

KIEROWNIK, NACZELNIK, PREZES

Bogusław Palmowski to postać dobrze znana większości mieszkańców miasta. Starsi pamiętają go z czasów, gdy pracował w „Lenpolu”, a później piastował urząd naczelnika grodu. Nieco młodszym kojarzy się ze szczycieńskim „Społem”, któremu przez lata szefował oraz organizowanym co roku z okazji Dni Szczytna Maratonem Juranda. Urodził się w 1942 roku w Poznaniu. Trzy lata później rodzina przeniosła się do Kostrzyna nad Odrą, gdzie jego ojciec dostał pracę na kolei. Mimo to Bogusław Palmowski nie zerwał kontaktu ze stolicą Wielkopolski. W mieście tym zdobył wyższe wykształcenie, kończąc handel na wydziale towaroznawstwa poznańskiej Akademii Ekonomicznej. Po studiach pracował przez kilka lat w zakładzie przetwórstwa owoców i warzyw w Dębnie Lubuskim. Wtedy też poznał swoją przyszłą żonę. W 1969 roku dostała ona pracę w Szczytnie i oboje osiedlili się tu na stałe. Przez pierwsze cztery lata swojego pobytu w mieście, Bogusław Palmowski pracował w „Lenpolu”, gdzie najpierw pełnił funkcję kierownika działu ekonomicznego, a potem biura przędzalni. Wtedy też włączył się do prac Powiatowego Komitetu Planowania Ekonomicznego, ciała doradczego Powiatowej Rady Narodowej. Tak zaczęła się jego dziesięcioletnia przygoda z urzędem. W 1977 roku został naczelnikiem miasta. Stanowisko to zajmował do 1982 roku, przejmując następnie obowiązki prezesa spółdzielni „Społem” PSS w Szczytnie. W 2006 roku, po połączeniu z Olsztynem, został dyrektorem oddziału w Szczytnie. Wraz z początkiem września br., po blisko czterech dekadach pracy w mieście, przechodzi na emeryturę.

PRL NA PROWINCJI

O Bogusławie Palmowskim można śmiało powiedzieć, że jest kopalnią wiedzy na temat najnowszej historii Szczytna. Uczestniczył we wszystkich najważniejszych wydarzeniach z życia lokalnej społeczności w latach 70. i 80. Od tamtej pory miasto zmieniło się niemal nie do poznania - wraz z upadkiem poprzedniego ustroju przestały funkcjonować istniejące wówczas zakłady, w tym „Unima”, której powstaniu z bliska się przyglądał. Bogusław Palmowski dostrzega mnóstwo różnic między tym, co było, a czasami współczesnymi.

Były naczelnik nie kryje też swojego sentymentu do minionego okresu, choć podkreśla, że miał on wiele negatywnych aspektów. Miło wspomina jednak np. niezwykle popularne w latach 70. czyny społeczne.

- W ich ramach udało się naprawdę dużo zrobić. Ludzie wykazywali wtedy wielkie zaangażowanie, bardziej im zależało, by załatwić pewne sprawy.

Jako przykład podaje chociażby wykonanie sieci gazowej w mieście, budowę chodników, zbiórki makulatury czy złomu. Czy nie uważa, że wszystkie te działania miały charakter jedynie propagandowy, służący komunistycznej władzy?

- To nie miało aż takiego wydźwięku politycznego, bo przecież istniała wtedy tylko jedna partia - odpowiada.

Sam do PZPR wstąpił w 1973 roku.

- Uważałem, że dzięki temu można było zrobić coś konkretnego na rzecz społeczności - tłumaczy. Zdaniem Bogusława Palmowskiego, przeciętnego mieszkańca nie interesowała wtedy wielka polityka. W jego ocenie największe kryzysy doby PRL-u, takie jak Marzec ‘68, wypadki grudniowe na Wybrzeżu w 1970 roku czy protesty robotników Ursusa i Radomia w 1976 roku w mniejszych ośrodkach, takich jak Szczytno, nie wywoływały powszechnego poruszenia.

- Inaczej było w większych miejscowościach, gdzie silne wpływy miały środowiska akademickie, akowskie lub te związane z przedwojenną inteligencją. Tymczasem małe miasteczka żyły własnym życiem.

Wyjątkiem od tej reguły było wprowadzenie stanu wojennego. To wydarzenie odbiło się w Szczytnie szerokim echem, głównie za sprawą silnej w mieście, a szczególnie w „Unimie” „Solidarności” oraz, stojącej po drugiej stronie barykady, szkoły oficerskiej, której kadra i słuchacze zostali oddelegowani do tłumienia społecznych protestów.

- To powodowało, że w Szczytnie napięcie było wtedy większe niż w innych małych miastach.

BIMBROWY TOAST

Okres swojej pracy w urzędzie wspomina bardzo dobrze. Jak mówi, ówczesna działalność dostarczała mu wiele satysfakcji. Szczególną radość dawało mu ... udzielanie ślubów. Pełniąc funkcję naczelnika, połączył węzłem małżeńskim około 40 par. Sprawił to w dużej mierze przypadek. Jedna z pracownic Urzędu Stanu Cywilnego wyjechała na wczasy, a druga złamała nogę i poszła na zwolnienie. Obowiązek udzielania ślubów wziął więc na siebie naczelnik. W tamtym okresie, pod koniec lat 70. bardzo dużo par decydowało się na zawarcie związku małżeńskiego. Uroczystości odbywały się wówczas jedna za drugą. Czasami dochodziło do zabawnych sytuacji. Zdarzyło się, że jedna z par, zamiast szampanem, weselny toast w urzędzie wznosiła ... bimbrem własnej produkcji. Trunku, siłą rzeczy, nie mógł odmówić także naczelnik.

- Po paru łykach trochę się przestraszyłem, że nie będę już w stanie udzielić ślubów innym parom oczekującym w kolejce. Na szczęście jednak wszystko przebiegło bez zakłóceń.

TRAGICZNE DIETY

Były już szef „Społem” dość krytycznie patrzy na dzisiejszą samorządność lokalną. Jego zdaniem wielu radnym i osobom stojącym na czele samorządów brakuje odpowiedniego przygotowania i wiedzy.

- Tragiczne jest też to, że za działalność społeczną, jaką jest zasiadanie w radzie, wypłaca się wynagrodzenie. Za moich czasów było 60 radnych i żaden z nich nie pobierał ani złotówki za swoją pracę.

DNI SZCZYTNA I MARATON

Bogusław Palmowski słynie z upodobania do sportu i aktywnego trybu życia. Od lat 70. stoi na czele Miejskiego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej. Dawniej jego działalność obejmowała znacznie szersze kręgi mieszkańców niż ma to miejsce obecnie. Przed laty MTKKF organizowało m.in. spartakiady oraz całoroczne rozgrywki, w których rywalizowali pracownicy szczycieńskich zakładów.

- Cieszyły się one ogromnym zainteresowaniem i skupiały liczne grono zawodników. Dziś już tego nie ma. Teraz zdarza się tak, że organizatorów imprezy jest dziesięciu, a uczestników dwóch.

To właśnie za czasów, kiedy Bogusław Palmowski był naczelnikiem miasta, zorganizowano pierwsze Dni Szczytna. Ich formuła miała jednak niewiele wspólnego z tą, która obowiązuje dziś. Pierwsze święto grodu odbyło się w 1977 roku w maju przy okazji ogólnopolskich dni książki i prasy.

- Miały one na celu przede wszystkim pokazanie dorobku kulturalnego i oświatowego miasta mieszkańcom, nie były ukierunkowane, tak jak ma miejsce obecnie, na turystów.

Podczas pierwszych Dni Szczytna zorganizowano również po raz pierwszy Maraton Juranda. Bogusław Palmowski wspomina, że impreza wymagała nie lada przygotowań, od wyznaczenia i oznakowania trasy poczynając, na uzyskaniu wszystkich koniecznych pozwoleń kończąc. Mimo zaangażowania organizatorów, podczas pierwszego maratonu nie obyło się bez niespodzianek. Na trasie jeden z zawodników pomylił drogę i zabłądził. Obecnie przyszłość mającej już dość długą tradycję imprezy staje się coraz bardziej niepewna.

- Formuła maratonu się przeżyła. Brakuje sponsorów, wszystko robimy w czysto amatorskich warunkach. Mimo to jest on nadal oceniany bardzo pozytywnie przez uczestników.

Były naczelnik i prezes nie ma jeszcze sprecyzowanych planów dotyczących emerytury. Teraz na pewno nie zabraknie mu czasu na uprawianie sportu, jazdę na rowerze i wyprawy do lasu. Nie wyklucza jednak, że w przyszłości zaangażuje się w działalność społeczną.

Ewa Kułakowska