Zapewne za sprawą niemałego wysiłku finansowo-intelektualnego Starostwo Powiatowe w Szczytnie zleciło wykonanie wielkoformatowego wydawnictwa naścienne (690 x 975 mm) o nazwie "POWIAT SZCZYCIEŃSKI - szczegółowa mapa powiatu i plan miasta". Rzecz kolorowa, opatrzona licznymi reklamami i fotografiami (ale miniaturowymi) Huberta Jasionowskiego, prezentuje się na pierwszy rzut oka, no może nie nadzwyczajnie, ale w miarę przyzwoicie.
Ów promocyjno-turystyczny produkt, jak przystało na współczesne czasy, starostwo opatrzyło swoim e-mailowym adresem. Aby odbiorcy wydawnictwa mieli gdzie nadsyłać swoje uwagi czy sugestie. Także opinie, zapewne w oczekiwaniu zleceniodawcy - pochlebne. Tymczasem, jak dowiedziałem się z rozmów z Czytelnikami chwalić nie ma co. Szczególnie mieszkańcom miasta nie spodobał się wizerunek herbu powiatu - połączenie godeł dwóch miast - Szczytna i Pasymia.
- Wkomponowany nasz (szczycieński - dop. red.) herb jest kompletnie zniekształcony. Jeleń hasa po lesie, podczas gdy powinien z niego wybiegać - skarży się Robert Arbatowski. Zdenerwowany owym zamachem na prawdę historycznš, zapowiada nowy cykl artykułów w "Kurku", z zakresu dziejów miasta i okolic, aby ukrócić tego typu praktyki, wynikające, jak sądzi, z braku wiedzy powiatowej "elity".
Ja zaś myślę sobie tak - przecież nad wejściem do gmachu ratusza, które to codziennie przekracza starosta wisi metalowy wizerunek herbu (pochodzący z roku 1936). Wystarczy zatem zadrzeć nieco do góry głowę i wiadomym stanie się, jak powinien on wyglądać.
W celach porównawczych zestawiłem oba wizerunki herbów - fot. 1. Po lewej widzimy ten wzięty z mapy powiatu i planu miasta, po prawej - z gmachu ratusza.
CIEKAWOSTKI HISTORYCZNE
Gród nasz posiada herb w zasadzie już od 1669 r., wziąwszy go od Ełku (na jakich zasadach to się odbyło - dzisiaj już nie wiadomo). Dość jednak zauważyć, że w tych czasach, tj. aż do 1723 r. Szczytno posługiwało się herbem w zasadzie nielegalnie, bo nie posiadało wówczas jeszcze praw miejskich, ergo ani rajców miejskich, ani burmistrza (cóż to były za wspaniałe czasy!). Pieczętując takim herbem rozmaite dokumenty stwarzano jedynie pozór istnienia miasta. Odcisk starodawnej, bo pochodzącej z 1669 r. pieczęci z pierwszym herbem Szczytna możemy zobaczyć w miejscowym muzeum - fot. 2. Figurujący na nim jeleń jest jakiś wychudzony, ale jednak jest! No i najważniejsze - umyka, a nie biega po lesie, który symbolizują trzy choinki.
ORZYNY czy ORŻYNY
Do mapy naściennej jeszcze powrócimy, ale na dzisiaj dość, aby nie zanudzać Czytelników. Tylko jeszcze na chwilkę zatrzymamy się przy niej podróżując palcem w te okolice, gdzie figuruje miejscowość ORZYNY, a w nawiasie (ORŻYNY). Chodzi bowiem o to, że "Kurek" otrzymał e-maila od jej mieszkańca, zrozpaczonego tym, że zmieniono nazwę tej malowniczej wsi z pięknie brzmiącej Orżyny na idiotyczną Orzyny! Dalej w treści swej elektronicznej korespondencji ów Czytelnik pisze, że zmian tych dokonał Urząd Miasta Szczytna. To oczywista nieprawda, bo Szczytno jako takie nic do Orzyn (Orżyn) nie ma, ale nie o to w tym wszystkim najbardziej chodzi. Okazuje się bowiem, że w przypadku tej miejscowości nijakich błędów na mapie nie ma.
Pokusiłem się o ustalenie faktów i zbadałem, jak kształtowała się nazwa wsi od czasów wojny. By tego dokonać, należy sięgnąć do źródeł naukowych. Na początek weźmy "Słownik Nazw Miejscowych w Byłych Prusach Wschodnich" opracowany przez geografa Gustawa Leydinga, a wydany w 1946 r. W nim, pod literką "O" znajdziemy wzmiankę taką: "wieś Orzyny, poprawna nazwa Arwiny".
W innym źródle, wydanym rok później pt.: "Słownik Nazw Miejscowych Okręgu Mazurskiego" (Gustaw Leyding i Mielecki) mamy już tylko tyle: "Orzyny vel Arwiny".
A zatem należy tu zauważyć, że skoro nigdzie nie ma wymienionej nazwy "Orżyny", to oficjalną, a więc i urzędową nazwą wsi zawsze były i są nadal Orzyny. Bez wątpienia jednak wielu mieszkańców w latach powojennych używało równolegle drugiej nazwy - Orżyny. Są na to dowody. Do dzisiaj bowiem jeden z rodowitych jej mieszkańców posiada "zabytkowy" dokument z czasów niedawno minionych, opieczętowany tak: Gromadzka Rada Narodowa w Orżynach. Ale i nie tylko to przemawiałoby za tym, iż owe "ż" funkcjonowało jednak w nazwie...
POD GROŹBĄ GRZYWNY
Inny mieszkaniec Orzyn, dzisiaj przebywający już na stałe w Szczytnie, prowadził niegdyś w tej wsi działalność gospodarczą. W zeznaniu podatkowym przesłanym do Urzędu Skarbowego podał, że mieszka w Orżynach, ponieważ tak mówiono u niego w domu od dziecka i taką nazwę uważał za prawidłową. Tymczasem kilka dni później otrzymał pismo ze skarbowego, w którym urząd ten wytykał adresatowi oszustwo.
- W Polsce miejscowości takiej jak Orżyny nie ma. Podanie zaś fałszywego adresu zamieszkania automatycznie powoduje nałożenie wysokiej kary grzywny - skonkludowano w piśmie.
Cóż, nasz świeżo upieczony biznesmen z Orzyn, przestraszony nie na żarty, pojechał szybko do Szczytna, do wzmiankowanego urzędu, gdzie tłumacząc się gęsto, jakoś od kary grzywny się wywinął. Odtąd jednak zapamiętał, że nazwa jego rodzinnej miejscowości to Orzyny, a nie Orżyny.
WNIOSKI
Z całego powyższego materiału wynika, że jednak jest rozdźwięk między używanymi nazwami wsi, choć nie taki, jak to przedstawiał nasz Czytelnik. Wszystko wskazuje na to, że urzędową nazwę "wypaczyli" sami mieszkańcy, i to tak skutecznie, że ich wersja stała się niemal obowiązującą. Dodać zatem należy, że nic nie stoi na przeszkodzie, by tak się stało ostatecznie.
Czy to sami obywatele, czy to władze gminy mogą sporządzić wniosek w tej sprawie do ministra ds. administracji (MSWiA). Rozpatrzy go potem nie on sam, ale wraz ze specjalną Komisją Ustalania Nazw Miejscowości i Obiektów Fizjograficznych (obiekty fizjograficzne są to siedliska, stawy, jeziora, wyspy, półwyspy, groble, wzniesienia, doliny, itp. itd.) i wówczas na drodze rozporządzenia może zmianę wprowadzić. Odtąd będzie to jedyna i oficjalna nazwa danej miejscowości, choć i tak niektórzy obywatele zapewne pozostaną przy swojej. Póki co nazwa oficjalna wsi winna brzmieć ORZYNY, choć tymczasem na drogowej tabliczce mamy co innego - fot. 3.
ODPADZIOR I INNE OZDOBY
Przechadzając się po ratuszowym dziedzińcu zauważyłem taki oto obrazek - smoka Odpadziora i kontener na śmieci - fot. 4.
Owe dwa dziedzińcowe gadżety, z których jedna jest niewątpliwie ozdobą (smok), a druga tylko przedmiotem użytkowym nie za bardzo pasującym do otoczenia (ale jednak koniecznym), są tu jak najbardziej prawidłowo zestawione - wszak oba wypełnione są odpadkami, które niedługo będziemy musieli się nauczyć segregować.
A w związku z tym obrazkiem - przypomniało mi się, iż miesiąc temu widziałem pomiędzy ruinami inne fajne przedmioty.
Sięgnąwszy do archiwum wydobyłem nie tak stare fotografie, bo pochodzące z przełomu sierpnia i września bieżącego roku. Widniało na nich jakieś popiersie skrzydlate, a całe lśniące w promieniach słońca - fot. 5.
Jakaś inna postać wysoka, a równie silnie srebrem połyskująca i mająca u nóg kamiennego łabędzia - fot. 6.
Cóż to takiego zasiedliło wówczas zamkowe ruiny?
Ano Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa "Borussia" z Olsztyna, tamtejsze Liceum Plastyczne oraz Zespół Szkół nr 2 w Szczytnie urządziły swojego czasu warsztaty artystyczne, którego pokłosiem stały się owe rzeźby i inne dzieła artystyczne, które miały zostać przekazane potem miastu. Gdy znikły z terenu ruin (początek września) byłem przekonany, że władze miejskie zazdrośnie poukrywały je gdzieś przed oczyma zwykłych śmiertelników, ale niestety, pomyliłem się.
Opieka miasta polegała bowiem na tym, iż na poplenerowym wernisażu nikt z oficjeli się nie zjawił, nie było zatem komu dzieł przekazać. Pozostawione same sobie pośród ruin stały się wkrótce pastwą wandali i ślad wszelki po nich zaginął. Ot, piękny przykład dbałości o rozwój kultury w naszym mieście.
2003.10.22