Wokół małego jeziora, podobnie jak i dużego, biegnie ścieżka pieszo-rowerowa, choć w nieco skromniejszym wydaniu, bo bez podziału na osobne szlaki dla piechurów i cyklistów.
Wiodą do niej także zejścia, ale, jak skarżą się nam mieszkańcy okolic, pozostawiają one wiele do życzenia. Weźmy np. zejście-wejście przy ZS nr 1. Od strony jeziora stoi tu stara zardzewiała lampa, a obok niej widać wydeptaną w trawie nieutwardzoną ścieżkę biegnącą w kierunku betonowych schodów, w dość marnym stanie. Obecnie porastają je chwasty, powoli rozsadzając korzeniami konstrukcję, a poza tym uległa skruszeniu wierzchnia warstwa betonu.
Wygląda to okropnie i nie zachęca do korzystania ze schodów, pamiętających odległe czasy. W okresie świetności można było po nich zejść do usytuowanej w pobliżu (przy ZS nr 1) bazy wodnej. Pamiętają ją jeszcze najstarsi mieszkańcy Szczytna. Co ciekawe, Grupa Specjalna Płetwonurków RP (piszemy o niej w innym miejscu) podczas sprzątania dna jeziora, natknęła się pod wodą na resztki mola, które należało zapewne do wspomnianego, a dziś już nieistniejącego obiektu.
ZAWADA
W dawniejszych czasach, korzystając z kajaka lub łódki, można było przepływać z dużego jeziora na małe i odwrotnie, bo na przeszkodzie nie stała rura, która dziś rozdziela oba akweny.
Jak nam wyjaśnia ratusz, stanowi ona element kanalizacji sanitarnej typu grawitacyjnego. Przed laty powstał nawet pomysł, by w tym miejscu wybudować syfon. Rura zostałaby wówczas zagłębiona pod dnem kanału i nie wadziła nikomu. Jednak taka zmiana pociągałaby za sobą budowę dodatkowej przepompowni, co znacznie podniosłoby koszty inwestycji.
- Na razie rura musi zostać, bo na wybudowanie syfonu nie ma funduszy – informuje wiceburmistrz, Krzysztof Kaczmarczyk. Cóż, dodajmy jeszcze, że przeszkadza ona także ptactwu wodnemu. Obecnie poziom wód w miejskich akwenach nie jest wysoki, więc dzikie kaczki, łyski i łabędzie mogą pod nią przepływać. Bywały jednak lata, gdy było to niemożliwe. Kilka lat temu obserwowaliśmy, jak pewna łabędzica wraz z młodymi przeprawiała się z dużego jeziora na małe tuż nad rurą. Niestety, młode łabędzie, wdrapując się na strome brzegi kanału, co i raz wpadały na powrót do wody. Skarpa okazała się zbyt śliska i nie do pokonania przez pisklęta.
ZAROŚNIĘTY BLOK
Teraz popatrzmy na zdjęcie zamieszczone u dołu. Widać na nim jakiś mieszkalny blok stojący pośród dzikich łąk, czy też ugorów. Gdzie coś takiego może stać?
Cóż, gdy popatrzymy na fotografię bardziej uważnie, usytuowanie budowli zdradzi wypisany na niej adres: ul. Solidarności 8.
Nie jest to więc kraniec miasta, za którym mogłyby rozciągać się już jakieś nieużytki. Co się więc stało, że okolice bloku porasta tak bujna, dzika roślinność?
Wytłumaczenie tego faktu jest proste. W ubiegłym roku i wcześniej nie było pod nim ugorów, a przydomowe działki. Uprawiano na nich nie tylko kwiaty, ale i warzywa, w tym także kartofle. W związku z tym administrator, czyli Spółdzielnia Mieszkaniowa „Odrodzenie”, zniesmaczona widokiem takich upraw, by nie robić wiochy, poprosiła osoby uprawiające działki, aby w tym roku zaprzestali je użytkować. W ich miejscu – obiecywał administrator – powstaną piękne rabatki i klomby, postawi się też ławeczki i wybuduje elegancką ścieżkę.
Tymczasem mija już pół roku i jak widać na zdjęciu, nic z tych zapowiedzi nie zostało zrealizowanych, więc na taki stan rzeczy zaczęli skarżyć się nam mieszkańcy opisywanego bloku.
Spółdzielnia zapewnia nas, że nie zapomniała o podjętym zobowiązaniu.
- Obecnie dopracowywany jest projekt mającego powstać pod blokiem miniparku – informuje Eugeniusz Tomaszewski, starszy inspektor ds. technicznych SM „Odrodzenie”. Obiecuje, że do jesieni powstanie jeśli nie całość, to przynajmniej część tej inwestycji.
ZARDZEWIAŁY PLAC ZABAW
Kiedy oglądaliśmy opisywany wyżej blok, całkiem niedaleko od niego odkryliśmy jakiś stary, zapomniany plac zabaw dla dzieci.