Rozpoczął się pobór do wojska. Każdy chłopak, który w tym roku kończy 19 lat, zostanie wezwany przed komisję poborową. Co piąty z nich trafi do armii.

Marsz do woja

Pobór

Wtorkowe przedpołudnie 23 lutego. W budynku Powiatowej Komisji Poborowej w Szczytnie zamieszanie. Około 30 młodych mężczyzn przestępuje nerwowo z nogi na nogę. Za chwilę czeka ich badanie lekarskie i przydział do określonej kategorii zdrowotnej. Jeżeli ich stan zdrowia będzie bez zarzutu i nie będą kontynuować nauki, czeka ich wojsko. Pobór trwa do końca kwietnia. Z 320 tys. poborowych w całej Polsce powołanie do wojska otrzyma co piąty z nich.

Wojsko? - jak najbardziej

- Nie mam nic przeciwko wojsku. Chciałbym tam iść. To jest obowiązek każdego obywatela - stwierdza Michał, 19-letni maturzysta ze Szczytna.

Podobnego zdania jest Radek z Saska Wielkiego. Chłopak również chce iść do wojska. Jego zdaniem bez uregulowanego stosunku do służby jest trudno o pracę. Marzy mu się służba zawodowa.

Firmy zagraniczne w szczególności niemieckie, fińskie i szwedzkie, sprawdzają kandydatów do pracy pod kątem odbytej służby wojskowej. Preferują w szczególności mężczyzn z kategorią A.

Sposób na wariata

Większość rozmówców nie chce jednak wstąpić do armii, nawet na kilka miesięcy.

- Nie chcę iść do wojska. To 9 miesięcy wyciętych z życiorysu. Pójdę na studia albo wyjadę na Zachód. Cokolwiek, żebym tylko nie musiał tam być - mówi zdecydowanie 19-letni Radek ze Szczytna.

By uniknąć służby wojskowej, młodzi mężczyźni symulują różnego rodzaju choroby. Jeśli komisja lekarska przydzieli im kategorię D lub E dostaną odroczenie. Kategorię taką można otrzymać ze względu na np. niski wzrost, problemy zdrowotne, konieczność sprawowania bezpośredniej opieki nad członkiem rodziny, prowadzenie gospodarstwa rolnego, pobieranie nauki, pracę w przedsiębiorstwie państwowym wykonującym "szczególnie ważne zadania produkcyjne", czy utrzymywanie rodziny.

- Na badania lekarskie przyszedłem ze smyczą. Udawałem, że trzymam na niej psa. Sprawiałem wrażenie niepoczytalnego. Dostałem skierowanie na badania psychiatryczne i w taki sposób otrzymałem kategorię D i bardzo się cieszę - mówił Wojtek, 21-letni mieszkaniec Szczytna, który przed komisją stawał w zeszłym roku.

Alina Zabielska-Łuniewicz, specjalista medycyny pracy twierdzi, że w ostatnim czasie poborowi w Szczytnie zdecydowanie rzadziej niż w latach poprzednich unikają wojska symulując chorobę psychiczną.

A może służba zastępcza

Służbę wojskową można odbyć w postaci służby zastępczej np. w szpitalach, domach małego dziecka, opieki, w ochronie środowiska, przeciwpożarowej, urzędach miasta czy gminy oraz organizacjach pożytku publicznego. Służba taka trwa 18 miesięcy (dla absolwentów szkół wyższych - 6 miesięcy). Chętny otrzymuje ubranie robocze, prawo do urlopu (9 dni w pierwszym roku, 11 - w drugim) oraz wynagrodzenie w wysokości 640 zł.

Wojewódzki Urząd Pracy kieruje do określonej placówki. Może się zdarzyć, że poborowy nie dostanie żadnej pracy. Do dziś na odbycie służby zastępczej czeka 6,5 tys. młodych mężczyzn.

"Fala"

Poborowi obawiają się pobytu w wojsku ze względu na prześladowania.

- Chcę uniknąć służby, bo boję się "fali" - zwierza się Radek Kozłowski.

"Fala" w wojsku dzieli żołnierzy na starych "dziadków" i młodych - "koty". W jednostce rządzą dłużej przebywający, oni wprowadzają własne prawa. Nierzadko jest to na rękę zawodowym wojskowym. Często "fala" przybiera znamiona znęcania się psychicznego i fizycznego.

- W jednostce, w której służyłem "kotom" kazano czołgać się pod łóżkami i gwizdać. Między kolejnymi łóżkami, "dziadek" wymierzał tzw. karczycho - opowiada Jerzy, który służył w jednostce w Lipowcu.

- Jednak jeśli ktoś zdecydowanie sprzeciwił się, to do niczego nie mógł być zmuszony. Ja byłem tzw. "trudnym żołnierzem" i dzięki temu "fala" mnie ominęła - wspomina.

Podobne doświadczenia ma Grzegorz S. 27-letni mieszkaniec Pasymia. Swoją służbę odbywał w jednostce w Bartoszycach.

- Gdy do wojska przychodzi nowy, nie ma on żadnych praw. Tam, gdzie służyłem "kot" mógł pić tylko kawę zbożową. Dopiero po 3 miesiącach i 3 dniach miał prawo wypić herbatę, a po pół roku przysługiwała mu kawa. Mieliśmy również obowiązek ścielenia łóżek "dziadkom" - opowiada Grzegorz.

Jeśli "kot" chciał wyjechać na przepustkę, musiał poprosić o pozwolenie starszych żołnierzy. Aby wejść do nich do pokoju, żeby o to zapytać, trzeba było drapać w drzwi. To, czy dostało się przepustkę, zależało tylko od humoru "dziadków".

- Kierując się zasadą "żołnierz musi spać", o 22.00 kładliśmy się spać, a o 22.15 kazali nam wstawać i sprzątać. O 5.45 mogliśmy się położyć, ale o 6.00 musieliśmy być na nogach - dodaje Grzegorz.

Niektórzy nie wytrzymywali psychicznie takiego traktowania. Próbowali popełnić samobójstwa.

Gdy do cywila pozostają około 3 miesiące (dawniej pół roku), "kot" staje się "dziadkiem". Wtedy wszystko się zmienia. Człowiek, którego do tego czasu gnębiono, sam staje się oprawcą.

- Gdy byłem już "dziadkiem", to mi przynosili śniadanie do łóżka, a w niedzielę nawet karmili. Przynosili nam alkohol - opowiada Grzegorz.

Rozmówca "Kurka" wspomina, że w wojsku do 15.00 rządzi kadra, a po 15.00 "fala". Jego zdaniem jest ona potrzebna, bo pokazuje młodym żołnierzom granice, których nie wolno im przekroczyć.

Tylko służba zawodowa

Zdaniem rozmówców "Kurka", zamiast służby zasadniczej, powinna być tylko zawodowa. Tak jest w większości krajów UE.

Mimo licznych głosów sprzeciwu wobec obowiązkowego poboru mężczyźni, którzy już odbyli służbę, z sentymentem wspominają czas spędzony w wojsku. Przyjaźnie zawarte w armii w wielu przypadkach trwają do dziś.

Anna Jakobsze

Burmistrz Szczytna Paweł Bielinowicz:

- Służyłem w latach 1965-1967 w Jednostce Zmechanizowanej w Olsztynie jako saper. Nie próbowałem wymigiwać się. Dostałem powołanie i poszedłem. Wtedy była inna sytuacja polityczna, nie było możliwości "wykręcenia się", musiałem iść.

2005.03.02