... do pisania i kalka do kalkowania. Umiejętność pisania na maszynie w latach 80. była bardzo pożądana przez pracodawcę.

Maszyna...
Tomasz Muraszko, który przed laty zajmował się naprawą maszyn do pisania w „Społem”

Gdy podejmowałam pracę w marcu 1980 r. miałam duży atut, ponieważ umiałam stukać na maszynie. Celowo napisałam stukać, gdyż do perfekcji brakowało mi wiele. Mój ówczesny Dyrektor Pan Werner Urbański był perfekcjonistą i wymagał ode mnie również perfekcji. Zostałam skierowana na kurs maszynopisania i na piśmie musiałam swoją gotowość podjęcia szkolenia wyrazić. Mam w swoim archiwum pismo z dnia 16 sierpnia 1980 r., w którym proszę o skierowanie na kurs pisania na maszynie organizowany przez Stowarzyszenie Stenografów i Maszynistek Oddział w Olsztynie oraz opłacenie kwoty 2.905 zł. Zakład pracy wyraził zgodę na moje uczestnictwo w szkoleniu, ale musiałam podpisać zobowiązanie, że w przypadku przerwania kursu z własnej winy, zwrócę koszty poniesione przez zakład pracy. Takim oto sposobem od 9 września 1980 r. do 13 lutego 1981 r. dwa razy w tygodniu wypisywano mi delegację i ok. godziny 14.00 jechałam do Olsztyna. Dołączyłam do bardzo licznej grupy osób, które tak jak ja chciały biegle stukać w klawiaturę. Już pierwszego dnia pokazano nam jak ułożyć palce i którym z paluszków uderzać, by napisać konkretną, przypisaną właśnie jemu literkę lub cyferkę. Fantastyczna sprawa i od razu mi się taki trening spodobał. Jednak już po godzinie mina mi zrzedła, ponieważ klawiaturę musieliśmy zasłonić specjalną kartką i pisać literki „po omacku”. Wystukiwaliśmy całe kartki przypisanych konkretnym paluszkom literek. Z czasem pisaliśmy wyrazy, potem zdania. Wreszcie długie teksty na czas. Byłam obowiązkową i bardzo zaciekawioną zadaniami uczennicą. Szło mi bardzo dobrze, zresztą w pracy doskonaliłam umiejętności przepisując pisma. Był jednak mały problem.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.