Pasym to miasto bardzo zasobne jeśli chodzi o powierzchnię gruntów, które władze gminy potencjalnie mogą wystawić na sprzedaż. Jednak decyzje burmistrza o zbywaniu nieruchomości i tryb ich podejmowania niepokoją niektórych radnych.
GRUNTY BEZ PLANU
Mimo że Pasym liczy sobie około 2,5 tysiąca mieszkańców, czyli dziesięciokrotnie mniej niż Szczytno, powierzchniowo jest zdecydownie większy od stolicy powiatu. Miasteczko nad Kalwą zajmuje 15,18 kilometrów kwadratowych, podczas gdy powierzchnia Szczytna obejmuje ich niespełna 10. W przypadku Pasymia gros przestrzeni to tereny niezabudowane i nieuzbrojone. Miasto nie dysponuje miejscowym planem zagospodarowania większości gruntów. W tej sytuacji sprzedaż działek w obrębie miejscowości wymaga od władz samorządowych szczególnej ostrożności. Sprzedając grunty nieobjęte planem, samorząd zyskuje o wiele mniej niż w przypadku zbywania terenów, dla których taki dokument jest sporządzony. Decyzje burmistrza odnośnie sprzedaży ziemi wzbudzają u radnych wątpliwości, tym bardziej, że na mocy prawa szef samorządu może je podejmować bez konsultacji z radą.
NIEWYSTARCZAJĄCA INFORMACJA
Zastrzeżenia wobec sposobu sprzedaży działek zgłasza radna Marianna Tańska. Według niej Bernard Mius nie informuje w sposób wyczerpujący radnych o tym, jakie tereny zamierza wystawić na sprzedaż, ani jakie kwoty chce za nie uzyskać.
- Najlepiej by było, gdybyśmy do czasu zatwierdzenia planu zagospodarowania wstrzymali się ze sprzedażą gruntów. Ale jeśli już je sprzedajemy, radni powinni być informowani, co się sprzedaje i za ile - uważa Tańska. Dodaje, że jedyna informacja, jaka trafia do rady, to zawiadomienia o sprzedaży wywieszane na tablicy ogłoszeń w ratuszu oraz lista zbytych nieruchomości odczytywana przez burmistrza na sesji.
- O wszystkim dowiadujemy się w momencie, kiedy procedura jest już zakończona - tłumaczy radna. Od burmistrza oczekuje, że ten będzie w sposób czytelny konsultował z radnymi swoje zamiary. Zdaniem Marianny Tańskiej to, co się dzieje w Pasymiu, może narazić samorząd na straty.
- Teraz sprzedajemy działki tanio, a później, kiedy już będzie plan zagospodarowania ich wartość wzrośnie. Na te tereny jest sporo chętnych. Ludzie wykorzystują sytuację i trudno im się dziwić - mówi radna.
NIC DO UKRYCIA
Burmistrz Mius stanowczo odpiera zarzuty. Tłumaczy, że choć posiada prawo samodzielnego decydowania o sprzedaży nieruchomości, dokłada wszelkich starań, żeby o jego posunięciach w tej dziedzinie radni wiedzieli jak najwięcej.
- Absolutnie nie zależy mi na tym, żeby cokolwiek przed radnymi ukrywać. W końcu nie leży to również w moim interesie - zapewnia burmistrz. Zaprzecza też, jakoby nie przedstawiał członkom rady pełnej informacji o terenach przeznaczonych do zbycia na etapie prac komisji.
- Radni mogą zgłaszać swoje koncepcje odnośnie zagospodarowania tych terenów, a nawet zablokować decyzję o ich sprzedaży. Każdą taką decyzję poprzedzają konsultacje - wyjaśnia Bernard Mius. Co sądzi o wątpliwościach radnej Tańskiej?
- Chodzi tu chyba tylko o populizm - ucina burmistrz. Dodaje, że prace nad planem zagospodarowania dla miasta są bardzo zaawansowane i jego projekt trafi do gminy w najbliższych tygodniach.
Wyjaśnienia Bernarda Miusa nie przekonują Marianny Tańskiej. Radna potwierdza, że informacje o sprzedaży burmistrz przekazuje podczas obrad komisji Rady. Jednak jej zdaniem są one zbyt lakoniczne.
- Padają tylko numery ewidencyjne gruntów przeznaczonych do zbycia, ale trudno odnieść je do konkretnych działek - mówi radna Tańska. Dodaje, że do zmiany trybu obrotu gminnymi nieruchomościami nawoływała jeszcze w poprzedniej kadencji.
- Niestety, moje uwagi przypominają rzucanie grochem o ścianę - narzeka radna.
Wojciech Kułakowski