Ponad dwie setki dzieciaków z dwóch gmin miało okazję po kilka godzin spędzić na sankach. Akcję"kulig" zgotowali sztubakom leśniczowie z Nadleśnictwa Spychowo.

Międzygminna sanna

Istniejące od ponad dwóch lat Spychowskie Bractwo Strzeleckie, którego człon stanowią leśnicy z Nadleśnictwa Spychowo ze strzelaniem ma niewiele wspólnego. Od czasu do czasu daje o sobie znać, organizując różne imprezy. Okres zimowy, przynajmniej dotychczas, bracia - strzelcy, jak niedźwiedzie, spędzali w uśpieniu. W sobotę 15 lutego uznali, że czas się obudzić i to na całego. W zorganizowanych przez nich kuligach udział wzięło ponad 200 dzieciaków z dwóch gmin.

Około południa, w czterech miejscach na terenie gmin Świętajno i Rozogi zapłonęły ogniska. Gromadnie były oblegane przez dzieci z niemal wszystkich szkół podstawowych i gimnazjów istniejących w gminach Świętajno i Rozogi. Rozgrzewano zziębnięte członki, raczono się pieczoną kiełbasą i wspominano co bardziej wesołe przypadki z pokonanych tras kuligów.

Na teren leśniczówki w Piasutnie trafiły dzieci ze Świętajna, pokonując ponad 6-kilometrową trasę leśnymi duktami. Nie tylko sanna stanowiła dla nich atrakcję. Na miejscu mogły też nakarmić oswojoną łanię, która od lat mieszka na posesji Aleksandra Adamskiego, leśniczego i radnego gminy Świętajno w jednej osobie, a także pogłaskać najprawdziwsze z prawdziwych tarpany. Leśniczy sam trasy wytyczał i wiódł młódź lasami do swej posiadłości.

Sztubacy ze Spychowa nie odjechali zbyt daleko od swojej miejscowości, ale i tak na sankach spędzili co najmniej godzinę (w jedną stronę), bo leśnymi drogami nawet wokół samego Spychowa, można jechać długo. Gościli w leśnym królestwie też radnego i leśnika Zbigniewa Pampucha oraz podleśniczego Grzegorza Morawskiego. W Farynach młódź z Rozóg gościł Zbigniew Popławski.

Czwarty, ostatni"punkt zborny" znajdował się nieopodal Występu, w gościnnych progach leśniczówki"Kopytko", u Andrzeja Janowicza. Tu dojechały dzieciaki z Klonu i... aż z Dąbrów.

- To prawie 15 kilometrów! - mówią nauczyciele - opiekunowie maluchów, równie zadowoleni z imprezy, jak ich podopieczni. Wdzięczni są leśnikom za pomysł i organizację, bo dzieci z wiejskich środowisk nie za wiele mają okazji do dobrej, zorganizowanej zabawy.

Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był Mariusz Drężek, skarbnik Spychowskiego Bractwa Strzeleckiego i jednocześnie podleśniczy z Rozóg.

- Udało się te kuligi zorganizować praktycznie bez kosztów - podkreślają"strzelcy". - Duża w tym zasługa właścicieli Zakładów Usług Leśnych, którzy współpracują z naszym nadleśnictwem. Członkowie bractwa i ich niezrzeszeni koledzy przygotowali ogniska.

- I"tylko" poświęcili sporo własnego, wolnego czasu - skonstatował w duchu"Kurek" ZUL-e udostępniły traktory (bagatela - łącznie 16 sztuk) z kierowcami. Pojazdy czekały na dzieci w wyznaczonych miejscach, najczęściej przy szkołach, wraz z leśnikami, którzy pełnili funkcję pilotów. Na miejsca ognisk przyjeżdżały po trzy, cztery kuligi, czyli ciągi kilkunastu doczepionych do traktorów sanek. Rozgrzewka, kiełbaska, nieco odpoczynku - i sankami powrót do domów.

- Na pewno nie wszystko było tak, jakbyśmy chcieli - samokrytycznie ocenia Marcin Szypowski, szef Bractwa. - Ale to pierwszy raz.

Gdy dzieciaki dzielą się wrażeniami i hasają wokół ognia, leśnicy snują plany na przyszłość. Latem - powiadają - można przecież zorganizować taki leśny rajd rowerowy. Pokazać dzieciom pomniki przyrody, ciekawe okazy roślin, opowiedzieć o zwierzętach, przeprowadzić jakieś konkursy...

- Można u mnie - podpowiada Andrzej Janowicz z Występu. - Mam staw i trochę sprzętu. Można zrobić zawody wędkarskie - zapala się do pomysłu.

A dzieci? Jak to dzieci.

- Fajnie - mówią, a oczy im błyszczą. I nie wiadomo, czy od kuligowych wrażeń, od blasku ogniska czy też na myśl o tym, że na jednej sannie się nie skończy i w niedalekiej przyszłości czekają je, dzięki leśnikom, podobne atrakcje.

(biel)

2003.02.19