Dzisiejszy świat cierpi głód, nie tylko chleba, ale przede wszystkim głód miłości, głód poczucia akceptacji, głód kochania. Jest tak dużo cierpienia, ponieważ tak mało miłości jest w domu i rodzinie. Nie mamy czasu dla naszych dzieci, nie mamy czasu dla innych. A przecież Miłość rodzi się w domu.
Matka Teresa z Kalkuty, bo powyższe jest wolnym przekładem jednej z Jej myśli, była zdania, iż miłość bierze swój początek w domu rodzinnym.
Rodzinne więzy miłości
Dyrektorka Miejskiego Przedszkola nr 2 w Szczytnie Urszula Świerczewska wziąwszy tę myśl za motto, 24 maja, urządziła festyn rodzinny "Mama, Tata i Ja". Szło o to, by zaznaczyć, iż wszelkie wysiłki edukacyjne placówki niewiele będą warte, gdy jego wychowankowie nie zaznają tej najpierwszej "domowej" miłości.
Na festyn składał się cały blok rozmaitych wspólnych, rodzinnych zabaw i konkursów w postaci tańców czy zmagań natury sprawnościowej. Spragnione lub wygłodniałe rodzinki mogły posilić się w specjalnej kawiarence i na kiermaszach oferujących ciasta i napoje. Na milusińskich, dbających o wygląd, czekały stoiska, gdzie można było częściowo zmienić kolor włosów lub otrzymać quasi-tatuaż. Ciekawi o stan swego zdrowia lub hipochondrycy mogli zmierzyć ciśnienie krwi, zaś mający zamiłowania plastyczne przelać swoje malarskie wizje na specjalnie przygotowane szkicowniki. Pogoda wyjątkowo sprzyjała, więc bawiono się od wczesnych godzin rannych, aż do popołudniowych cementując, zgodnie z mottem festynu, rodzinne więzy miłości.
IV urodziny "Bajki"
Według odmiennej, ale tylko nieznacznie, koncepcji odbył się równoległy festyn w Miejskim Przedszkolu nr 1 "Bajka". Tutaj również mottem przewodnim były uczucia spajające rodzinę, ale impreza za tło miała akcenty europejskie. Milusińscy w trakcie przygotowań do pikniku, mieli okazję dowiedzieć się, że oprócz rodzinnego kraju, są również i inne państwa, gdzie panują nieco odmienne obyczaje, gdzie obywatele mówią innymi językami, ale mieszkające tam dzieci są takimi samymi berbeciami z otwartymi serduszkami, łaknącymi miłości, jak ich rówieśnicy z Polski.
Całość otworzyły występy artystyczne wychowanków przedszkola dla swoich rodziców. Były tańce, śpiew, popisy gimnastyczne, a potem przyszedł czas... na świętowanie czwartych imienin przedszkola. Tak się bowiem złożyło, iż w dniu festynu mijała okrągła IV rocznica nadania placówce jej nazwy. W związku z tym, tuż pod sceną pojawił się ogromny tort z czterema świeczkami, które maluchy musiały zdmuchnąć ze sporego dystansu, aby nie było to takie proste. Przysporzyło to im trochę kłopotów, ale nagrodą za wysiłki była chwila "obżarstwa", czyli delektowanie się wyśmienitym ciastem. Na zwolenników konkretniejszego jedzonka czekały kiełbaski z grilla, na spragnionych rozmaite napoje. Pojadłszy i popiwszy milusińscy mogli dać upust swojej energii, włączając się do licznych zabaw sprawnościowych. Wielu chętnych przyciągnęła piłka siatkowa, ale tu uwaga - rolę tego sportowego przyrządu pełnił balon napełniony wodą. Śmiechu było co niemiara, zwłaszcza gdy balon pękał, choć najbardziej zmoczony wyszedł z zawodów, o dziwo, sędzia, nie zaś zawodnicy!
Tak oto nasze miejskie przedszkola organizując tego typu imprezy spełniają nie tylko swoją rutynową rolę (opiekę nad wychowankami), ale umacniają też rodzinne więzy, oparte na wzajemnej miłości.
Marek J. Plitt
2003.05.28