Niedawno byłem przypadkowym świadkiem rozmowy kilku pań na temat historycznych już dzisiaj odzieżowych rozwiązań dotyczących podtrzymywania pończoch. Czyli tematem była podwiązka jako taka na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Panie były w różnym wieku. Zaciekawiły mnie wspomnienia zwłaszcza tych starszych, bowiem sięgały one czasów, kiedy temat kobiecej podwiązki, siłą rzeczy, był także dość bliski dawnym, namiętnym młodzieńcom. A do takich ja również się zaliczałem. Niegdyś!
Nie zamierzam dzisiaj analizować specyficznych rozwiązań kobiecych pasów nośnych i stosowanych zamocowań. Zakładam, że moje czytelniczki, a po części także i czytelnicy mają własne doświadczenia i nic nowego im nie powiem. Atoli zahaczając o ów dyskretny temat zamierzam przypomnieć kilka historycznych pomysłów odnośnie przyjętych modą zasad ubierania się.
Najpierw coś z wspomnień osobistych. Na początku lat pięćdziesiątych nie było w zwyczaju, aby mali chłopcy nosili długie spodnie. Malcowi przysługiwały krótkie spodenki i już. Zimą, aby dzieciak nie marzł, wkładano mu bawełniane, brązowe pończochy. Te oczywiście musiały się czegoś trzymać. Chłopaczkowi zatem, takiemu akurat jak ja, zakładano pod koszulinę rodzaj staniczka - płóciennego kaftanika, do którego przyszyte były podwiązki. Nie mam pojęcia dlaczego owe kaftaniki były zapinane na guziki z tyłu, na plecach, ale doskonale pamiętam jaki mieliśmy z tym kłopot w szkole.