Różnie bywało w historii polskiej floty handlowej z nazewnictwem statków morskich: nadawano im imiona bohaterów narodowych, monarchów, dedykowano miastom, regionom, szczytom i łańcuchom górskim, nosiły odwołania do profesji, tudzież zakładów (ze szczególnym naciskiem na kopalnie i huty…).
Wśród nich były trzy poświęcone Mazurom.
PIERWSZY FRACHTOWIEC „MAZURY”
Pierwszy taki frachtowiec wszedł pod biało-czerwoną banderę 63 lata temu. Poprzednik istniejącej do dziś Polskiej Żeglugi Morskiej, kompania o przedwojennej jeszcze proweniencji Żegluga Polska SA, zamówiła w angielskiej stoczni Goole Shipbuilding @ Repairing Co. Ltd. w Goole (miasto u ujścia rzeki Ouse do zatoki Humber) dwa bliźniacze drobnicowce, które nazwano „Warmia” i „Mazury”.
Ten drugi, zwodowany 8 lipca 1948 r., rozpoczął służbę 22 grudnia. Miał 71,9 m długości, 11 szerokości, 4,2 zanurzenia. W dwóch ładowniach pod dwoma pokładami mógł pomieścić 1.268 ton towarów – o 15 więcej aniżeli „Warmia”. Statek napędzany był silnikiem diesla Atlas-Polar o mocy 980 KM, dzięki któremu rozwijał prędkość 10 węzłów. Do obsługi wystarczała 22-osobowa załoga.
Oba statki kursowały na stałej linii z Polski do państw Beneluksu – zawijały tam głównie do portów w Rotterdamie i Antwerpii. 1 stycznia 1951 r., po reorganizacji floty handlowej, przeszły na własność Polskich Linii Oceanicznych, 11 lat później PLO oddały je Polskiej Żegludze Morskiej, która z kolei 12 stycznia 1970 zwróciła oba armatorowi z Gdyni.
Niewielkie statki miały wyjątkowo długie żywoty: 26 lat po zwodowaniu PLO wycofały je z eksploatacji i wystawiły na sprzedaż. Nabywca znalazł się szybko: wysłużone drobnicowce przejęła grecka kompania Pidalion Shipping z Pireusu. W nowych barwach „Mazury” otrzymały nazwę „Eleni”, „Warmia” zaś stała się „Victorią”. Jakie był ich późniejsze losy – niestety już nie wiadomo…
POD OBCĄ BANDERĄ
W 2005 r., czyli 31 lat po sprzedaży drobnicowca, nazwa „Mazury” ponownie pojawiła się w spisach polskich statków. Nadano ją masowcowi (określanemu mianem „handy-size”, czyli „poręczny”) Polskiej Żeglugi Morskiej, zbudowanemu w stoczni Xingang w Tianjinie w Chinach (inna wersja nazwy tego miasta brzmi Tiencin; port leży nad Morzem Żółtym). To pokaźnych rozmiarów jednostka: ma 190 m długości, 28,5 szerokości, 6,2 zanurzenia. Jej nośność wynosi dokładnie 37.964 ton. Jest drugą z serii dziesięciu, zamówionych przez PŻM u tego producenta – wszystkie noszą nazwy polskich regionów. Załoga liczy 21 osób.
Już pierwszy rejs tego statku był zwiastunem bogatego „życiorysu”, jaki będzie zapisywał. Przeznaczony do uprawianego przez armatora trampingu oceanicznego, popłynął z Chin do Australii, skąd zabrał ładunek tlenku glinu dla odbiorcy koreańskiego; załadowaną z kolei w tym państwie stal zawiózł do Los Angeles i Meksyku (dokąd dotarł z USA przez Kanał Panamski). Kolejnymi portami na jego drodze były Houston i Nowy Orlean: zasztauowaną tam kukurydzę zamówił kupiec z Kolumbii. Wyładowawszy ziarno, „Mazury” wypełniły ładownie węglem, z którym ruszyły w transatlantycki przelot do Włoch (Genua i Porto Vesme). Kolejnym celem podróży była Casablanca, gdzie pod pokład trafiły fosforyty dla Zakładów Chemicznych w Policach. Z tym ładunkiem nowy masowiec zawitał do Polski.
Co ciekawe, choć siedziba armatora m/s „Mazury” mieści się w Szczecinie, portem macierzystym masowca nie jest bynajmniej nadodrzańskie miasto, lecz… Nassau na Wyspach Bahama. To skutek rejestrowania jednostek pływających pod tzw. tanimi banderami, czyli w państwach, w których opłaty, pobierane z tego tytułu, są zdecydowanie niższe od stawek, obowiązujących w naszym kraju. Z tego powodu Polska Żegluga Morska nie ma ani jednego statku, który pływałby pod biało-czerwoną banderą.
TRANSPORTOWIEC Z KINEM I BIBLIOTEKĄ
Do kompletu morskich nosicieli nazwy „Mazury” należy dodać jeszcze transportowiec rybacki, należący kiedyś do Przedsiębiorstwa Przemysłowo-Usługowego Rybołówstwa Morskiego ze Szczecina - „Transoceanu”. Zbudowany równe 30 lat temu statek był bazą, obsługującą flotę rybołówczą bezpośrednio na łowiskach. Dostarczał tam paliwo, wodę i żywność, odbierał zaś i odstawiał na ląd złowione ryby (które magazynował w pięciu ładowniach, mieszczących 8.278 ton. Pełnił ponadto funkcję ośrodka rekreacyjno-usługowego dla załóg jednostek rybackich. Aby sprostać tym oczekiwaniom, budowniczowie ze Stoczni im. Lenina w Gdańsku wyposażyli statek w pomieszczenia szpitalne, salę sportowo-rekreacyjną, pływalnię, kino, bibliotekę. „Mazury” były w pełni samowystarczalne nawet przez 120 dni: tak długo mogły przebywać z dala od wybrzeży, wypełniając swoją zaopatrzeniowo-odbiorczą misję.
Ten skomplikowany (choć zautomatyzowana, zdalnie sterowana z mostka kapitańskiego, siłownia obywała się bez stałej obsługi), trzypokładowy statek zatrudniał blisko 200-osobową załogę. Mierzył 151 m długości, 21 szerokości, miał 7,4 zanurzenia. Dzięki dwóm silnikom dieslowskim wyprodukowanym przez Hutę Zgoda w Świętochłowicach na licencji szwajcarskiego Sulzera rozwijał szybkość 18 węzłów. Sprawne manewry zarówno na morzu jak i w portach ułatwiał marynarzom ster strumieniowy.
Waldemar Bałda
(śródtytuły od redakcji)