Planując wyjazd w góry, wybrałam się do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Szczytnie i poprosiłam o odpowiednią lekturę.

Na góreczce przy książeczce - Dziewczyna z górObsługująca mnie bibliotekarka zaproponowała zabranie na wyprawę książki o adekwatnym tytule: „Dziewczyna z gór” autorstwa Małgorzaty Wardy. Okładkę zdobiło m.in. czerwone kółko o treści „Kobiety to czytają” oraz złowróżbny napis: „Rocznie w Polsce znika bez śladu dwadzieścia tysięcy osób. Wśród nich była też Nadia...” Zapoznałam się też z zamieszczonym krótkim opisem treści: Nadia była tylko jedenastoletnim dzieckiem, kiedy młody mężczyzna porwał ją z przyczepy campingowej, stojącej na tyłach domu rodziców, i wywiózł na pustkowie w górach, do chaty położonej w rozległych lasach, gdzie nie docierały dźwięki cywilizacji, żadna droga nie prowadziła do innych zabudowań, a nocami pojawiały się wilki. Dziewczynka musi nauczyć się życia w lesie, ale też zrozumieć kim jest porywacz i dlaczego ją spotkał taki los.

Zanim wyruszyłam w podróż przeczytałam kilka stron, a książka trafiła do plecaka. „Dziewczyna z gór” wędrowała ze mną po Tatrach. Najpierw trafiła do Zakopanego, a tam widok olbrzymiej rzeszy arabskich turystów spotęgował strach wywołany lekturą opisywanego porwania. Wyobraźnia potrafi płatać figle i dopiero świadomość, że oni tak jak my w Zakopanem wypoczywają i nikogo nie porywają pozwoliły mi spokojnie spacerować po Krupówkach. Zabrałam lekturę nad Morskie Oko, nad Czarny Staw pod Rysami, powędrowała ze mną nad Czarny Staw Gąsienicowy. Czytałam w różnych miejscach, a to siedząc na ławeczce przed Willą Agma, a to leżąc na leżaku przed słynnym Schroniskiem Murowaniec, a to na termach w Bukowinie Tatrzańskiej. Jednym słowem, wszędzie gdzie góreczka tam wędrowałam ja i książeczka. Niezwykłe opisy wkomponowywały się w miejsca, w których oddawałam się lekturze. Patrząc na szczyty czytałam: Błękitna rzeka wiła się meandrami, pociągając mnie za sobą, wodziłam wzrokiem po łąkach porośniętych kwiatami, motyle kąpały się w blasku słońca, a na szczycie wzgórza siedziała jasnowłosa dziewczynka, na której palcu przycupnął biały motyl. Niezwykłe opisy nawiązywały do miejsc, które i ja mogłam podziwiać. „Dziewczyna z gór” to lektura trudna i wymagająca, ale i ona swoją treścią pozwalała dostrzec piękno opisywanej przez autorkę Małgorzatę Wardę przyrody. Pewnie autorka tworząc powieść nie przypuszczała, że książka powędruje ze mną w góry i wróci na Mazury. Skoro w Zakopanem jest skocznia, to nic dziwnego, że dla mnie każda książka to od wszystkiego odskocznia.

Grażyna Saj-Klocek