Mieszkańcy oddalonych od Gromu zabudowań zostali odcięci od świata. Wszystko przez fatalny stan drogi łączącej ich domostwa ze wsią. Ludzie boją się o swoje życie i zdrowie, bo w przypadku nagłej choroby nie dojedzie tu ani pogotowie, ani straż pożarna.

Na końcu świata

W oddalonej o ok. 1,5 km od Gromu kolonii mieszkają państwo Mrozowie, 69-letnia Marianna i 77 letni Bronisław oraz ich wnuczek. Kilkadziesiąt metrów dalej ma dom ich sąsiad Ryszard Zawrotny. Od pani Bronisławy słyszymy, że choć mieszka w tym miejscu od prawie 50 lat, to nigdy gminna droga łącząca ich ze wsią nie była w dobrym stanie. W czasach PRL-u niszczyły ją potężne pegeerowskie ciągniki, więc gdy szła do sklepu w Gromie, brodziła po kolana w rozmiękłej brei. W błocie grzęzły też dzieci idące do szkoły. W tamtych czasach jednak nie narzekali. Wszyscy byli w pełni sił i młodzi. Dziś nie te lata, a i zdrowie nie pozwala na codzienne pokonanie błotnistej i pełnej dziur drogi.

- Bywają takie dni, że w ogóle nie mogę wstać z łóżka - skarży się pani Marianna. Pokazuje nam reklamówkę do połowy wypełnioną lekami, które musi systematycznie zażywać i których zapas trzeba uzupełniać. - Jak to robić, jak zgłosić się na kontrolę do przychodni lekarskiej, gdy droga nieprzejezdna - żali się gospodyni.

Niedawno państwo Mrozowie kupili sobie samochód, wydając na niego kilka tysięcy. Niestety, radość z możliwości wyjazdów nie trwała długo, bo awarii uległo zawieszenie i trzeba jeszcze wymienić nadkola. Kolejny wydatek spadł im na głowy, a przecież kredyt zaciągnięty na auto nie został jeszcze spłacony. Teraz samochód stoi na podwórzu bezużytecznie, ale nawet gdyby był sprawny, to i tak do Gromu w obecnych warunkach nie dałoby rady dojechać.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.