Ks. Andrzej Wysocki: - Bardziej ode mnie przestraszona była moja mama. Płakała, gdy się dowiedziała, jakie otrzymałem zadanie.

Rozmowa z ks. Andrzejem Wysockim, proboszczem Parafii św. Krzyża w Szczytnie

Rozmowa z ks. Andrzejem Wysockim, proboszczem Parafii św. Krzyża w Szczytnie

Nachalny wobec Pana Boga

BOJKOT I PODPALENIE

- Wybudować kościół od podstaw to prawdziwy wyczyn. Po wojnie, w powiecie szczycieńskim, stanęły tylko dwie nowe świątynie, ta jest dopiero trzecia. Pewnie kosztowało to księdza sporo wyrzeczeń?

- Od początku parafia, którą przyszło mi kierować borykała się z różnymi problemami. Niektórzy radni sprzeciwiali się jej powołaniu. Mówili, że prędzej im kaktus wyrośnie niż tu powstanie kościół. Argumentowali to tym, że za dużo buduje się kościołów, że lepiej pieniądze przeznaczyć na szpital. Głosy niezadowolenia dochodziły też ze strony części parafian, którzy wcześniej łożyli na budowę domu parafialnego przy kościele Wniebowzięcia NMP. Po włączeniu ich do naszej parafii buntowali się, że znów muszą ponosić koszty. Były nawet próby bojkotu, niektórzy wciąż chodzili na msze do parafii Wniebowzięcia NMP, tam brali śluby i organizowali pogrzeby. Przykrym zdarzeniem było też to, że gdy budowa już ruszyła, podpalono szopę, w której znajdowały się materiały budowlane.

- Początki nie wróżyły więc pomyślnego zakończenia.

- Tak, z biegiem czasu jednak parafia zaczęła się integrować, coraz więcej ludzi przekonywało się, że tu jednak kościół jest potrzebny. Do budowy przystąpiliśmy w 1999 r. Prowadziliśmy ją etapami, bo brakowało środków. Inwestycja finansowana była wyłącznie z tego, co ofiarowali nam ludzie, nie mieliśmy żadnych dotacji. Roczna składka wynosiła 200 zł od rodziny.

- Czy wszyscy się temu podporządkowali?

- Na około 1050 zamieszkujących w naszej parafii rodzin płaciła połowa. Budowa jednak trwała. Bardzo miłym zaskoczeniem był dla mnie ostatni etap prac porządkowych, w którym przygotowaliśmy kościół do uroczystości otwarcia. Na mój apel odpowiedziało aż 140 osób. Roboty rozpoczynaliśmy o 9.00 rano a kończyliśmy o 23.00.

NAJPIERW PARKING POTEM OGRZEWANIE

- Zapał i ofiarność parafian będą chyba jeszcze potrzebne?

- Po poświęceniu świątyni można już w niej sprawować kult, ale sporo jeszcze przed nami pracy, aby doprowadzić do jej konsekracji. Trzeba m.in. wykończyć ściany, zrobić ławki, sufit, wmurować ołtarz. Zaczniemy jednak od położenia dachówki, bo w tej chwili dach pokryty jest tylko papą i może przeciekać. Mam nadzieję, że teraz wzrośnie mobilizacja naszych parafian. Każda oddana przez nich złotówka będzie przetwarzana na dobra, które od razu znajdą się w kościele. Po cichu liczę, że grono tych 500 rodzin które regularnie płacą składki wzrośnie może do 700. Do tej pory inwestycja kosztowała ok. 800 tys. zł, żeby ją zakończyć potrzeba drugie tyle. W najlepszym przypadku do konsekracji kościoła może dojść za cztery lata.

- Podczas uroczystości poświęcenia kościoła wiernych ucieszyła wiadomość, że wkrótce powstanie przy nim parking.

- Tak, ma on służyć wygodzie naszych wiernych. Żeby ludzie chętnie chcieli uczestniczyć we mszach świętych potrzebny jest parking, ogrzewanie i dobre nagłośnienie. To ostatnie już posiadamy, sporo ono kosztowało, ale wyznaję zasadę, że nie stać nas na prowizorkę. Teraz będziemy się przymierzać do ogrzewania kościoła, w tym przypadku spróbujemy ubiegać się o środki pomocowe z unii.

PRZESTRASZONA MAMA

- Otrzymał ksiądz odpowiedzialną misję tworzenia nowej parafii od podstaw. To musiało być spore wyróżnienie, biorąc pod uwagę zaledwie pięcioletni staż w kapłaństwie.

- Przyznaję, że takie przypadki należą do rzadkości. W seminarium nie uczyli nas jak być budowlańcem, majstrem czy zarządcą, a tu musiałem wszystkimi tymi zdolnościami się wykazać. Przyszedłem do Szczytna, nie mając na to żadnego wpływu. Być może przyczynił się do tego ks. biskup Julian Wojtkowski, który znał mnie z lat seminaryjnych i wiedział, że skończyłem technikum budowlane. Kiedyś spytał mnie, czy zrobiłbym coś w dziedzinie budowy. Zgodziłem się, nie wiedziałem tylko, że tak szybko sprawy się potoczą. Bardziej ode mnie przestraszona była moja mama. Płakała, gdy się dowiedziała, jakie otrzymałem zadanie. Gotowa była iść do biskupa i prosić, żeby zmienił zdanie, bo sobie nie poradzę. Ja jednak byłem optymistą, nawet jak zobaczyłem tu po przyjeździe puste pole.

- Chwile zwątpienia pewnie jednak ksiądz miał?

- Mam takie przyzwyczajenie, że jestem trochę nachalny wobec Pana Boga. Często kiedy się modlę wieczorem mówię: Panie Boże wiem, że muszę się martwić o wszystko, co związane jest z budową, ale i Ty pomartw się trochę i pomóż mi. No i Pan Bóg pomaga.

SAM PRZEZ 15 LAT

- Zadania na pewno nie ułatwiał fakt, że na plebani ksiądz był sam, nie mając żadnego wikariusza do pomocy.

- To prawda, przez 15 lat pracowałem tu sam, dopiero w ubiegłym roku przybył do parafii, tuż po otrzymaniu święceń, ksiądz Andrzej Sosnowski. W czasie dwutygodniowych urlopów i podczas pobytu w szpitalu, gdzie miałem usuniętą nerkę, zastępowali mnie wywodzący się z tej parafii księża dr Zdzisław Żywica, Janusz Samsel, Mieczysław Kruczyk.

- W Szczytnie budowane są jeszcze dwa inne kościoły. Proboszczowie z tych parafii pewnie trochę księdzu zazdroszczą sukcesu?

- Na pewno kościół budowany przez ks. Lecha ma bardziej pracochłonną technologię, ale może za to końcowy efekt będzie większy? Ja przyjąłem zasadę, że mój kościół ma być funkcjonalny, przestrzenny, ale jednocześnie tani. Tak krawiec kraje, jak mu materiału staje.

SPOJRZENIE NA MIASTO

- Już niedługo wybory samorządowe, co będzie ksiądz radził swoim parafianom, gdy spytają, na kogo mają głosować?

- Powiem to samo co zwykle. Każdy katolik powinien iść na wybory i zagłosować zgodnie ze swoim sumieniem. Często słyszę skargi od ludzi, że wybrano do samorządu niewłaściwe osoby. Wtedy pytam: a poszedłeś głosować? Nasz problem polega na tym, że nie potrafimy korzystać z posiadanych uprawnień i nie uczestniczymy w wyborach, dlatego często do władzy dostają się osoby, z których większość jest później niezadowolona.

- Słychać jednak narzekania, że nie ma z kogo wybierać.

- To drugi problem. Znam takich ludzi, którzy nie chcą się angażować w sprawowanie władzy, bo uważają, że tam już od lat rządzi tzw. sitwa. Są zdania, że wobec takiej sytuacji niczego nie wskórają, że ich rola sprowadziłaby się do "walki z wiatrakami" i dlatego nie wystawiają swoich kandydatur. Ubolewam nad tym, bo są to ludzie prawi.

- Od szesnastu lat jest ksiądz mieszkańcem Szczytna. Różne są opinie na temat tempa rozwoju gminy, miasta i powiatu. Ciekaw jestem, jakie ksiądz ma na ten temat zdanie.

- Szczytno ma przed sobą przyszłość, tylko musi być spełnionych kilka warunków. Przede wszystkim powinny być dobre władze samorządowe, zgodnie ze sobą współpracujące i potrafiące czerpać środki z funduszy unijnych, których jest teraz masa. Niestety, często w urzędach zatrudnia się osoby nieprzygotowane do pisania wniosków albo takie, które głównie myślą o tym, jakie one same będą miały z tego profity. Jako przykład godny naśladowania wypada podać gminę Szczytno. Proszę zobaczyć, ile tam w ostatnim czasie zrobiono inwestycji z dużym udziałem środków unijnych. To robi wrażenie. Dochodzi do tego, że część ludzi przeprowadza się z miasta do gminy, bo tam mają lepsze warunki bytowe.

- Z roku na rok ubywa miastu mieszkańców, którzy nie widzą w nim dla siebie perspektyw. W jaki sposób można tę tendencję zahamować?

- Mamy bardzo dużo dobrze wykształconej młodzieży, ale nie daje jej się szansy pokazania swoich możliwości. Zamiast dać pracę młodym, preferuje się ludzi starszych, uważając, że to oni są lepsi. Jeśli tak dalej będzie, wielu młodych opuści Szczytno. Chodzę z innymi księżmi po kolędzie i często słyszymy: a to ci wyjechali do Anglii, ci do Irlandii, tamci do Australii, inni jeszcze do Stanów Zjednoczonych czy Niemiec.

- A co należałoby zmienić w wyglądzie miasta?

- Jest dużo do zrobienia. Trzeba je przede wszystkim upiększyć tak, żeby chcieli tu na dłużej zostawać turyści. Mam na myśli przede wszystkim nasze jeziora i ulice, także ścieżki rowerowe. Niezbędna jest też poprawa bezpieczeństwa. Sam monitoring nie wystarczy. W tej kwestii musi być szeroka współpraca i przerwanie zmowy milczenia. Często jest tak, że obojętnie przechodzimy obok aktów np. wandalizmu. Widząc jak ktoś coś niszczy, powinniśmy stanowczo reagować.

W KOŚCIELE JAK W WOJSKU

- Ze "źródeł dobrze poinformowanych" dochodzą głosy, że może ksiądz wkrótce awansować i opuścić Szczytno.

- Niedługo w archidiecezji warmińsko-mazurskiej zmienią się władze. Być może otrzymam nowe zadanie, któremu będę musiał się podporządkować. U nas jest jak w wojsku, przychodzi dekret, człowiek się pakuje i idzie z jednej parafii do drugiej. W dniu święceń przyrzekamy przecież biskupowi cześć i posłuszeństwo. Po to jesteśmy, żeby służyć innym.

Rozmawiał

Andrzej Olszewski

Ksiądz Andrzej Wysocki urodził się w 1959 r. w Olsztynie. Tam skończył szkołę podstawową i technikum budowlane, po czym podjął studia w Warmińskim Seminarium Duchownym "Hosianum". W 1985 r. po otrzymaniu święceń kapłańskich, rozpoczął pierwszą pracę w Parafii św. Wojciecha w Elblągu. W 1990 r. arcybiskup Edmund Piszcz powierzył mu obowiązek kierowania nowo powołaną Parafią św. Krzyża w Szczytnie, obejmującą m.in. osiedle królewskie oraz pobliskie wioski Płozy, Wawrochy, Czarkowy Grąd, Małdaniec, Prusowy Borek, Nowe Gizewo i Rudkę.

2006.04.19