PRÓŻNY BASEN

Plaża miejska nieczynna, no to może dla ochłody pomoczyć nogi chociażby tylko w baseniku nad małym jeziorem? - pomyślałem sobie, utrudzony wędrówką wokół straganów i kramów, jakie pojawiły się w czasie "Dni i Nocy Szczytna".

Nadjeziorne osobliwości

No i poszedłem w kierunku przyjeziornego parku, ale basenik - całkiem suchy. Wody w nim nie ma - fot. 1.

Jak wyjaśnia "Kurkowi" inspektor Krystyna Lis, próbowała ona w tym roku uruchomić fontannę i nalać wody do baseniku, ale naraziła się z tego powodu na niemałe kłopoty. Ponieważ nie dysponuje specjalnymi funduszami na wodę, nastawiła zawory na oszczędny pobór, lecz te zaraz zostały otwarte na cały regulator. Zabezpieczyła zatem ich pokrywy kłódką, ale i to nie pomogło. Kłódki ginęły jedna po drugiej, więc w końcu dała za wygraną, zwłaszcza gdy spółka "Aqua" zażądała zapłaty za zużytą wodę...

No, nie było wyjścia - zawory i armaturę trzeba było wymontować.

- Jest jednak nadzieja na inną fontannę, znacznie większą - mówi inspektor Krystyna Lis.

Oto w ramach rekultywacji wód naszych jezior, najprawdopodobniej jeszcze w tym roku, zamontuje się specjalne urządzenie w nurtach małego jeziora, z którego tryskać będą wysokie strumienie wody.

ZAKRYTY BANKIET

Wybrawszy się w ubiegły piątek do lunaparku, gdzie zainstalowano niesamowitą machinę dla tych, co lubią podróżować do góry nogami, zauważyłem zamaskowany na wojskowy sposób spory połeć nadjeziornego obszaru. Otaczała go wysoka na dwóch chłopów siatka wykonana z morskiej trawy, w kolorze khaki - fot. 2.

Zza ogrodzenia dobiegał głośny gwar, muzyka, szczęk noży oraz widelców itp. Myślę sobie - zakwaterowało się tutaj dowództwo wschodnioeuropejskich pancernych zagonów NATO, bo słyszało, że w Szczytnie nieźle się imprezuje. No i już wściubiam nos poprzez oczka siatki, z nadzieją, że dojrzę naczelnego wodza generała Jamesa L. Jonesa, patrzę... a tam nie wojsko, lecz cywile. Dokazywanie odbywało się w najlepsze, a twarze wydały mi się jakieś znajome... z kręgu lokalnych władz.

DZIEWCZYNKA Z KACZUSZKAMI

Akurat to, co poniżej, to nie osobliwość, ale scenka, która zauroczyła mnie mocno, więc sięgnąwszy za pazuchę po aparat, cyknąłem zdjęcie nazwane przeze mnie "Dziewczynka z kaczuszkami" - fot. 3.

Wodne ptactwo buszujące po dużym i małym jeziorze, tak przyzwyczaiło się do ludzi i do dokarmiania, że wychodzi po okruchy chleba nawet na ląd. Robi to jednak kulturalnie, bez przepychanek i, jak widać na zdjęciu, ustawiając się w długą, karną kolejkę.

Dziewczynka sypie okruszki w okolicy dość osobliwych schodów, którymi z brzegu jeziora można zejść do jego toni. W jakim celu - nie wiadomo, bo na pewno nie kąpieli, gdyż ta jest przecież zakazana. Nieco dalej od schodów, idąc w kierunku ul. Konopnickiej, napotkamy niespodziewanie... rondo - fot. 4.

To trzeci taki obiekt w Szczytnie, choć jego funkcja, akurat w tym miejscu jest dość niejasna.

Rzecz wybudował były właściciel, byłej knajpki "Capri", a skoro już stoi, to miejskie służby odpowiedzialne za utrzymanie zieleni strzygą porastającą niby-rondo trawkę i tyle.

ZAGRAJ MI!

Święta, święta i już po... Parę dni temu decybele płynące z placu Juranda dość mocno atakowały nasze uszy...

W związku z tym historyjka, oparta na faktach. W piątek wieczorem koncertowali tam bluesmeni, w tym znakomita "Śląska Grupa Bluesowa". Cóż, pewien miłośnik bardziej swojskich rytmów, korzystając z chwilowej przerwy, tak zawołał do solisty Jana "Kyksa" Skrzeka: - Ty mi "Czarne oczy" zagraj!

Teraz plac umilkł i nagle zrobiło się tak spokojnie i cicho, nawet jakby zanadto cicho...

Wszak są wakacje i muzyka czy śpiew mogłyby z placu pobrzmiewać, tak, jak dzieje się to w dużych miastach. Tam w okolicy starówek zawsze można natknąć się jeśli nie na jakąś kapelę, to solistę, mima czy innego sztukmistrza, np. połykacza ognia, co dodaje kolorytu miastu, no i stanowi atrakcję dla turystów.

U nas, niestety, nic z tych rzeczy.

Choć murki wokół ratusza gęsto obsiada młodzież, to poza tym nic ciekawego się tu nie dzieje. Ktoś tam co najwyżej uruchomi samochodowe radio i to tyle, jeśli chodzi o muzykę.

* * *

Pewnego dnia spostrzegłem siedzącą na murku grupkę uroczych dziewcząt, a wśród nich Kasię z gitarą.

No, zapewne zaraz coś nam Kasia zagra - pomyślałem, już ostrząc sobie apetyt na mały koncercik, lecz niestety, zero decybeli, bo gitara okazała się być elektryczna - fot. 5.

A gdyby tak dostawić jakieś mały wzmacniaczyk, kolumienki - koncercik byłby wtedy możliwy i przegonił precz smętną placową ciszę!

ZAMUROWANE DRZEWO

Przy ul. Drzymały stoi nowo zbudowany dom. Obok wymurowano potężne ogrodzenie, jakby czasy były wojenne, no i cierpią przez to drzewa, jak chociażby to z fot. 6, bo znalazło się w środku betonowo-kamiennego płotu.

No i jak ma ono teraz rosnąć? O fakcie tym powiadomił nas stały Czytelnik Jan Malinowski, którego z kolei uwagę zwrócili goszczący w Szczytnie turyści z Niemiec.

* * *

"Kurek" zaś pokazał fotografię inspektor Krystynie Lis, która pielęgnuje miejską zieleń.

Załamała ona ręce i w krzyk, że tak nie wolno! Ba, ale na tym koniec. Sankcje wobec jegomościa to już nie jej działka.

No to "Kurek" popędził do Ryszarda Jerosza. Inspektor oglądał fotkę, patrzył to z tej, to z tamtej strony i... również nic.

- Ukarać jegomościa - powiada - można dopiero wówczas, kiedy będą widoczne objawy uszkodzenia drzewa - uschłe liście, obumarłe konary itp.

DWORKI

Opisywany wyżej dom stanowi wyjątek na tej ulicy, bo pozbawiony jest kolumnady u wejścia.

W przeważającej liczbie stoją tu bowiem bardziej okazałe budowle jednorodzinne przypominające szlacheckie dworki z obowiązkowymi kolumnami - fot. 7.

Nawiasem mówiąc, oryginalne dworki miały oddalone od frontowej ściany kolumny tylko dlatego, iż te musiały dźwigać obelkowanie ciężkiego dachu. Dzisiejsze technologie nie wymagają jakichkolwiek kolumn podtrzymujących nawet najbardziej masywny dach, ale cóż, tęsknota za blichtrem i sarmackimi czasami powoduje, że replik starych dworków mamy obecnie dostatek. No i wzbudzają one podziw i niekłamaną zazdrość u innych obywateli, nie mieszkających w takich domkach.

Tymczasem - jak można wyczytać na internetowej stronie poświęconej dworkom szlacheckim - typowe osiemnasto-, czy dziewiętnastowieczne budowle z kolumienkami u wejścia stanowiły, i tu uwaga: skromnš siedzibę ubogiej, szaraczkowej szlachty, która prowadziła gospodarstwa rolne bez pomocy stałej siły najemnej i w żadnym razie nie należała do ówczesnej elity społecznej.

Zatem nic do pozazdroszczenia, bo taki status osiągnęła obecnie większość współczesnych nam rolników.

2005.07.27