Najgłośniejszy proces Mazur (4)

104 OSKARŻONYCH

Zaraz po uwięzieniu uczestników rozruchów w sprawie ich uwolnienia interweniowali między innymi radni gminy Jedwabno, członkowie nidzickiego sejmiku powiatowego, okręgowy komisarz NSDAP, członkowie Heimatverein’u. Działania te nie przyniosły jednak żadnego skutku. Władzom niemieckim zależało bowiem na jak najszybszym osądzeniu sprawców, aby zatrzeć niekorzystne wrażenie wywarte na świecie przez całą sprawę. Proces o rozruchy w Jedwabnie rozpoczął się w błyskawicznym tempie, bo już w 9 dni po tych wydarzeniach - 18 stycznia 1932 roku. Toczył się przed olsztyńskim Sądem Krajowym na specjalnej sesji wyjazdowej w Nidzicy, w sali posiedzeń sejmiku powiatowego. Trwał do 5 lutego. Budynek sądu był silnie strzeżony przez policję. Na ławie oskarżonych zasiadły aż 104 osoby. Oskarżono je o dokonanie czynu nazywanego po niemiecku „Landfriedensbruch” (dosłownie „złamanie pokoju powszechnego”), czyli przestępstwa polegającego na aktywnym udziale w gwałtownym wykroczeniu przeciwko porządkowi publicznemu. Na świadków wezwano ponad 100 osób, w większości policjantów. Początkowo, w pierwszych dniach procesu, dla oskarżonych i świadków wynajęto kwatery w Nidzicy. Było to jednak i kosztowne, i uciążliwe dla mieszkańców miasta. Wobec tego po paru dniach oskarżonych i świadków zaczęto przywozić do sądu na rozprawy ciężarówkami. Sala rozpraw wypełniona była po brzegi przez wielu sprawozdawców prasowych, krewnych i zwykłych ciekawskich. Zainteresowanie było ogromne. Każdy dzień procesu szeroko relacjonowały gazety niemieckie i polskie. Obrońcami byli adwokaci z Nidzicy i 30 - letni Günther Völlmer z Królewca, przysłany przez NSDAP, który był w ścisłym kierownictwie tej partii w Prusach Wschodnich.

POCZĄTEK PROCESU

Na początku procesu oskarżyciel, prokurator Begerich z Olsztyna, oświadczył, że sprawców rozruchów należy ukarać, ponieważ w dużej części chodzi o to, aby sądy polskie udzielały równej opieki mniejszości niemieckiej. Domagał się jednak przy tym pominięcia w procesie wątków politycznych. Z kolei obrona nadawała procesowi charakter wybitnie polityczny. Po rozpoczęciu procesu doszło do scysji między Begerichem a przewodniczącym składu sędziowskiego, sędzią Völkerem. Okazało się bowiem, iż jeden z sędziów przysięgłych podpisał wcześniej petycję w sprawie łagodnego traktowania oskarżonych. Prokurator domagał się wyłączenia wskazanego sędziego, na co nie chciał się zgodzić sędzia Völker. Ostatecznie sąd ustąpił i wyłączył sędziego. W pierwszym dniu procesu zeznawali oskarżeni. W swych zeznaniach próbowali zrzucić z siebie winę i zbagatelizować całą sprawę, ponadto powoływali się na działanie z powodów patriotycznych. 19 stycznia zeznawali kolejni oskarżeni. Na rozprawę przyniesiono także plan sytuacyjny budynku Welskoppa. Tego dnia sędzia Völker nakreślił grozę sytuacji, w jakiej mieli się znaleźć prokurator Brey i policjanci. Odczytał także wspólne oświadczenie prokuratora i adwokatów. Było ono odpowiedzią na relacje części prasy niemieckiej, według których miało dojść do ostrej wymiany zdań między obroną a prokuraturą. W trzecim dniu procesu, 20 stycznia, zeznawało kolejnych 37 oskarżonych. Ich zeznania były bardzo podobne, ponieważ posługiwali się kartkami. Kilku oskarżonych dowodziło, że postawę tłumu wobec prokuratora i policji wywołali prowokatorzy strony trzeciej. Do przesłuchania zostało jeszcze około 50 oskarżonych i wszyscy świadkowie. Wykorzystując zainteresowanie, jakim cieszył się proces, nidzicka NSDAP zorganizowała tego dnia zebranie, na którym jeden z przywódców hitlerowskich z Królewca wygłosił odczyt pod tytułem „Polska sieje, Hitler zbiera”.

Sławomir Ambroziak

Niniejszy cykl stanowi streszczenie artykułu pod tytułem „O najgłośniejszym procesie sądowym Mazur. Zajścia w Dębowcu i Jedwabnie na przełomie lat 1931/1932 i postępowanie w tych sprawach przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości”, opublikowanego w „Roczniku Mazurskim”, Tom XI/2007.