UWIKŁANY LANDRAT
W sprawę rozruchów w Jedwabnie zamieszany został landrat (starosta powiatowy) nidzicki Deichmann. 42–letni wówczas Deichmann, urodzony w Wigilię 1889 roku w Gilserhof, powiat Homberg, był synem właściciela kopalni i majątku rycerskiego. Wykształcenie zdobył w Prusach Wschodnich, a następnie pracował w pruskim ministerstwie finansów oraz jako radca rejencji w Gąbinie. W 1929 roku został landratem nidzickim. Deichmann znalazł się w niezręcznej sytuacji poprzez artykuły zamieszczone w powiatowej gazecie „Neidenburger Zeitung”. Gazeta ta jako główną przyczynę rozruchów w Jedwabnie podawała osobiste motywy Augusta Otto. Prokurator Brey prowadził bowiem przeciwko niemu śledztwo w sprawie związanej z bankiem w Jedwabnie. „Neidenburger Zeitung” we wspomnianych artykułach zarzucała Augustowi Otto „wyzyskiwanie narodowych uczuć ludności” dla swych prywatnych interesów. W trakcie procesu, adwokat Völlmer przypisał autorstwo tych artykułów właśnie landratowi Deichmannowi. Zeznający w procesie pod przysięgą Deichmann odmówił jakichkolwiek wyjaśnień na ten temat, co dawało szerokie pole do domysłów, tym bardziej, iż „Neidenburger Zeitung” była w zasadzie organem prasowym urzędu landrata w Nidzicy. Obrona zarzuciła także policjantowi Kraffzick’owi, że chcąc wykazać się skutecznością spowodował szybkie aresztowanie Demitrowitza i Sawitzkiego bez uzasadnionych dowodów, co z kolei wywołało rozruchy. Kraffzick, broniąc się, zeznał, że otrzymał bezwzględny nakaz wykrycia sprawców pobicia szofera Zalewskiego od samego landrata Deichmanna. Landrat przez to zeznanie został zmuszony do wydania sprostowania, które opublikowano w prasie. Zaprzeczał w nim faktowi wydania Kraffzick’owi bezwzględnego nakazu wykrycia sprawców. Na temat tego sprostowania, nie kto inny jak gazeta landratury w Nidzicy, „Neidenburger Zeitung” napisała: W rzeczywistości nie denerwowali się landrat i komendant powiatowy, iż nie było wyników śledztwa, lecz żądali raportów o poczynionych dochodzeniach i ich przyśpieszenia, by móc je podać dalej.
PROWOKACJA
Nieprzyjemnym był dla władz niemieckich także moment, gdy adwokat Völlmer stwierdził, że w trakcie rozruchów doszło do prowokacji. Twierdzenie to argumentował obecnością żon policjantów w tłumie. Zarzuty Völlmera znalazły odbicie w prasie polskiej. „Gazeta Warszawska” z 28 stycznia 1932 roku opublikowała artykuł napisany 22 stycznia 1932 roku w Szczytnie przez człowieka podpisującego się pseudonimem Masoviensis. Artykuł dotyczył napaści na kolporterów polskojęzycznego pisma mazurskiego „Mazur”, niemniej znalazł się w nim fragment dotyczący procesu w Nidzicy. Oto on: Pragnę tylko stwierdzić, że proces ten jest jaskrawym zwierciadłem tragicznych stosunków, w jakich lud nasz żyje: nie znającego żadnych wędzideł terroru i ucisku, stosowanego przez działające całkowicie ręka w rękę z lokalnymi władzami niemieckie organizacje nacjonalistyczne. Charakterystyczne jest oburzenie, jakiemu w sposób niemal jednobrzmiący dają wyraz przesuwający się przed sądem oskarżeni - przeciw aresztowaniu ich za to, iż dokonali „czynów patrjotycznych” przeciwstawiając się „bezczelnej polskiej propagandzie”. Ogromną wagę posiada oświadczenie najwybitniejszego z pośród obrońców oskarżonych, adwokata dra Völlmera z Królewca, który stwierdził, iż ostatnie, zwrócone przeciw władzy rozruchy w Jedwabnie zostały jego zdaniem przez rząd celowo sprowokowane. Teza ta posiada wiele cech prawdopodobieństwa: ludność Jedwabna i okolic była przeświadczona o tym, że władzom na manifestacjach „oburzonej przeciw Polakom ludności” zależało. Inna kwestia, że rozruchy pochwycone przez wprawne hitlerowskie ręce, wyrosły rządowym inicjatorom ponad głowę....
PRZEMÓWIENIE BREY’A
29 stycznia sędzia Völker udzielił głosu prokuratorowi Brey’owi, który w swym przemówieniu stwierdził: Na granicy płonie. Tymi słowy prasa niemiecka oświetliła tło i następstwa pożałowania godnych zajść w Jedwabnie. Również i po drugiej stronie słupów granicznych zajściom tym przypisano wielkie polityczne znaczenie. Nie jest zadaniem sądu zajmowanie się polityczną stroną tej sprawy. Polityka winna na sali sądowej milczeć. Jedynym zadaniem sądu jest wydanie sprawiedliwego wyroku. Najwyższą zasadą tego procesu jest hasło: „Prawo jest podstawą Państwa”. Dla nas istnieje wobec tego tylko jedno pytanie: Kto złamał prawo? Ktoś musi odpowiadać za skutki swego karygodnego zachowania.
Wyrok i pobudki
patriotyczne.
1 lutego rozpoczęły się mowy oskarżenia i obrony. W dniu 5 lutego sąd ogłosił wyrok. Augusta Otto ukarano grzywną w wysokości 100 marek. Jednocześnie zaliczono Ottowi na poczet kary grzywny areszt śledczy i w ten sposób nie musiał nic płacić. Jedną osobę skazano na rok więzienia, jedną na 10 miesięcy, trzy na osiem miesięcy, trzy na 7 miesięcy, cztery na sześć miesięcy. Trzynaście osób skazano na krótkoterminowe kary aresztu (10 dni i więcej). Nie zostały one jednak wykonane. Tym, którzy otrzymali krótkie kary aresztu, sąd zaliczył areszt śledczy i uznał karę za odbytą. Pozostałym, którzy zostali skazani na kary do roku pozbawienia wolności, sąd zawiesił je na 3 lata. 78 oskarżonych uwolniono od kary. Sąd w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że, zgodnie z wnioskiem prokuratora, skazanym uwzględniono jako okoliczność łagodzącą pobudki patriotyczne.
Sławomir Ambroziak