Monika Jędrzejczyk po sześciu latach pracy w Towarzystwie Budownictwa Społecznego otrzymała rozwiązanie umowy bez wypowiedzenia. Pretekstem do tego miało być ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Kobieta twierdzi jednak, że już od dłuższego czasu była poddawana mobbingowi poprzez ciągłą krytykę, nieustanne kontrole i zwiększanie obszaru do sprzątania. Sytuacja miała się pogorszyć po tym, jak część innych pracowników zapisała się do związku zawodowego.

Najpierw mnie upokarzali, a potem wyrzucili
Monika Jędrzejczyk otrzymała wypowiedzenie z pracy, bo nie wyraziła zgody się na kolejną w krótkim czasie zmianę obszaru do sprzątania. - Nawet gdybym się na to zgodziła, to i tak nie dałyby mi spokoju – mówi kobieta

ZA GŁOŚNO ZAMIATA I ZMYWA „ZA MOKRO”

Monika Jędrzejczyk pracę w TBS rozpoczęła w maju 2015 r. Do jej obowiązków należało sprzątnie klatek schodowych oraz terenów w sąsiedztwie budynków administrowanych przez spółkę. Przez pierwsze lata była zatrudniona na umowę zlecenie, którą ówczesny prezes Alfred Kryczało kilkakrotnie przedłużał. - Parę razy chodziłam do niego prosząc, aby wreszcie zatrudnił mnie na czas nieokreślony, bo przecież mam dziecko na utrzymaniu – wspomina pani Monika. - Wreszcie, przed świętami Bożego Narodzenia w 2018 r., pan prezes zrobił mi niespodziankę. Skrócił o rok umowę zlecenie i dał od razu umowę na czas nieokreślony. To znaczy, że był chyba zadowolony z mojej pracy, bo inne panie, które pracowały dłużej ode mnie, umowę na stałe otrzymały dopiero po wielu latach – mówi. Dodaje jednak, że od samego początku jedna z administratorek nieustannie ją krytykowała. - Bez przerwy miała do mnie jakieś uwagi. Czułam się przez nią upokarzana – opowiada pani Monika, podając przykład, jak została zmuszana do otwierania klap od piwnic i ich sprzątania, choć wcześniej, jak twierdzi, robili to lokatorzy. Ponieważ sama nie dawała sobie z tym rady, prosiła o pomoc męża. Administratorce nie podobało się nawet to, że rzekomo za głośno zamiata, albo zmywa podłogi na klatkach „zbyt mokro”.

PO CO WAM TE ZWIĄZKI

Według pani Moniki sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta, gdy w ubiegłym roku część pracowników zapisała się do związku zawodowego „Solidarność”. Impulsem do tego było odebranie im trzynastych pensji.  - Przez trzy tygodnie panie z administracji się do nas nie odzywały, lekceważyły nas, nawet nie odpowiadały na „dzień dobry”. Wreszcie, pewnego razu jak przyszłyśmy podpisać listę, jedna z nich powiedziała „po co było się zapisywać do związków”. Z kolei od innej usłyszałyśmy: „myśleliście, że jak się zapiszecie do związków, to będziecie leżeć” - relacjonuje pani Monika.

Na to nałożyła się jeszcze zmiana prezesa TBS. Pod koniec ubiegłego roku pełniący tę funkcję Alfred Kryczało przeszedł na emeryturę, a zastąpiła go Agnieszka Cąkała. Wkrótce po objęciu przez nią stanowiska, pracownicy otrzymali nowe zakresy obowiązków. - Mieliśmy codziennie zamiatać klatki schodowe, raz w miesiącu myć strychy, raz w tygodniu zamiatać piwnice, usuwać meble z klatek schodowych, sprawdzać domofony i drzwi, a nawet roznosić lokatorom korespondencję, co przecież powinno być zadaniem administratorów – wylicza pani Monika.

KŁOPOTY NA POLSKIEJ

W styczniu zmieniono jej także rewir do sprzątania. Włączono do niego 11-klatkowy czteropiętrowy blok na ul. Polskiej 1 - 19, jeden z najdłuższych w mieście. - Moje przełożone dawały mi potem do zrozumienia, że się w tym miejscu nie sprawdzam. Wcześniej inna pani sprzątała tam przez dwadzieścia lat i lokatorzy byli z niej podobno bardzo zadowoleni. Nie rozumiem więc, po co była ta zmiana – zastanawia się kobieta, podejrzewając, że dokonano jej celowo po to, aby mieć kolejny pretekst do udowodnienia, że źle wykonuje swoje obowiązki. Tymczasem, jak sama przyznaje, systematyczne zwiększanie jej obszaru do sprzątania powodowało, że nie zawsze z tym nadążała, zwłaszcza zimą, kiedy miała dużo odśnieżania. Skarży się, że jedna z administratorek ciągle do niej wydzwaniała i poganiała. - Dzwoniła na mój prywatny telefon i mówiła, że przy bloku na Polskiej nie jest odśnieżone. A ja akurat robiłam to na ul. Leyka, więc odpowiedziałam, że pójdę na ul. Polską, jak skończę. Wtedy ona kategorycznie kazała mi zostawić rozpoczętą pracę i tam iść. Dodała jeszcze: „zobaczysz, jak tam dostaniesz od lokatorów” – opowiada pani Monika.

KOLEJNA ZMIANA REWIRU

Kobieta wspomina, że kiedy zaczynała pracę w TBS, musiała utrzymywać porządek w dwudziestu klatkach, potem liczba ta wzrosła do trzydziestu. - Pani prezes mówiła, że klatka klatce nierówna, bo jedne są dwu- czy trzypiętrowe. Mnie jednak odebrano te mniejsze, a dodano największe – mówi zwolniona pracownica. Zapewnia, że w swoim „starym” rewirze cieszyła się dobrą opinią lokatorów. Inaczej wyglądała sytuacja na ul. Polskiej. - Tam wyzywali mnie od brudasów i legatów – wspomina, dodając, że zgłosiła tę sprawę swoim przełożonym, ale jedyną reakcją była … kolejna zmiana rewiru, która nastąpiła w marcu. Blok przy ul. Polskiej 1 – 19 miały zastąpić nieruchomości położone przy ul. Wiejskiej, a także teren zewnętrzny TBS wraz z budynkiem socjalnym. Tego było już dla pani Moniki za wiele. Nie dość, że dołożony jej obszar był o 170 m2 większy od odebranego, to jeszcze dotarcie do niego z innych krańców miasta stanowiło dla pracownicy duży problem. - Miałam przecież do sprzątania tereny na ulicach Lipperta i Narońskiego. Na ul. Wiejską musiałabym iść pół godziny, a nie mam samochodu – mówi pani Monika. Kobieta na tę zmianę się nie zgodziła, co stało się pretekstem do jej dyscyplinarnego zwolnienia.

KTOŚ MUSIAŁ POWIEDZIEĆ: DOŚĆ

Tak wyglądał teren przy bloku na ul. Polskiej 37 już po zwolnieniu pani Moniki, w środę 14 kwietnia

Wcześniej została wezwana do biura TBS na rozmowę z prezes oraz dwiema administratorkami. - Urządziły nade mną istny sąd, cała się trzęsłam. Trzymały mnie tam ponad pół godziny, a kiedy dwa razy próbowałam wyjść, nie pozwoliły mi – relacjonuje kobieta. Twierdzi, że podczas rozmowy jej przełożone miały do niej pretensje m.in. o to, że nie sprzątnęła piachu z chodników pod blokami. Było to jednak w czasie, kiedy jeszcze padał śnieg i robiło się ślisko, więc, zdaniem naszej rozmówczyni, jej wysiłek byłby syzyfowy. - Twierdziły, że miasto już sprząta piach, co jest nieprawdą, bo w wielu miejscach do dziś on zalega. Poza tym służby miejskie mają do tego sprzęt i więcej ludzi – zauważa. Ponadto miała usłyszeć, że lokatorzy się na nią skarżą. - To dziwne, bo powinnam być z treścią skarg zapoznana, a nikt mi ich nie przedstawił – mówi pani Monika.

Czy nie żałuje, że nie zgodziła się na zmianę rewiru, co w konsekwencji doprowadziło do jej zwolnienia? - Ktoś w końcu musiał powiedzieć: dość. Trzeba było wreszcie położyć temu kres. Nawet, gdybym się na to zgodziła, to i tak nie dałyby mi spokoju – przekonuje kobieta, dodając, że po tym, co ją spotkało w TBS cierpi na depresję i bierze leki. Zapowiada jednak, że będzie teraz dochodzić swoich racji w sądzie.

ZAMIAST PORZĄDKU, JEST BAŁAGAN

Pani Monika twierdzi, że po jej zwolnieniu TBS wynajął firmę sprzątającą, by ta zajmowała się utrzymaniem porządku w jej dotychczasowym rewirze. Kobieta zrobiła jednak zdjęcia w tych miejscach. Widać na nich, że panuje tam spory bałagan. My także udaliśmy się z aparatem fotograficznym w rejon bloków na ul. Polskiej 1-19 i 37 w środę 14 kwietnia. Gołym okiem widać, że z czystością nie jest tam najlepiej. Z kolei na chodniku przed wejściem do klatek schodowych na ul. Polskiej 37 nadal zalega piach, za który przełożone tak bardzo karciły panią Monikę w marcu.

TO NIE JEST ODOSOBNIONY PRZYPADEK

W obronę zwolnioną pracownicę bierze przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” w Szczytnie Andrzej Wróbel. - Na panią Monikę nie było żadnych skarg, ludzie byli z jej pracy zadowoleni – mówi, dodając, że wcześniej prosił pisemnie prezes TBS, aby przywróciła ją na poprzedni rejon, ale nie otrzymał dotąd żadnej odpowiedzi. Twierdzi, że przypadek pani Moniki nie jest wcale odosobniony. - Dostaję różne sygnały od pracowników na temat niewłaściwego zachowania pań z administracji, ale myślę, że to wszystko wyjdzie w sądzie – przewiduje przewodniczący. O sytuacji w TBS poinformował już Inspekcję Pracy, która obecnie na jego wniosek sprawdza dokumenty spółki. - Zwróciłem się także do dyrekcji z prośbą o przedstawienie sytuacji finansowej firmy w ostatnich latach oraz o dostarczenie regulaminu funduszu świadczeń socjalnych – informuje Andrzej Wróbel, dodając, że dopiero podczas kontroli inspekcji pracy dyrektor dopuściła do prac w komisji socjalnej związkowców.

CZY BURMISTRZ UMYWA RĘCE?

Przewodniczący Wróbel o niepokojących sygnałach płynących z TBS, w tym wskazujących na to, że może być tam stosowany mobbing, informował władze miasta już kilka miesięcy temu. Większość radnych zobowiązała wtedy burmistrza Krzysztofa Mańkowskiego, aby podjął działania w tej sprawie. Włodarz uznał jednak, że ponieważ TBS jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, to organem najbardziej kompetentnym do wyjaśnienia stawianych przez związkowców zarzutów jest Rada Nadzorcza. Te tłumaczenia dziwią przewodniczącego Wróbla. - Przecież głównym organem założycielskim spółki jest miasto, które ma w niej 100% udziałów – przypomina. Zdradza, że próbował kilka razy umówić się na spotkanie z burmistrzem, ale bez skutku. - Za każdym razem odmawiał, tłumacząc się pandemią. Ale przecież spotkania w gronie do pi ęciu osób są dopuszczalne – dziwi się Andrzej Wróbel. Taki sam skutek przyniosły też jego starania o konfrontację z prezes TBS.

Ewa Kułakowska

PS. Dyrektor TBS Agnieszka Cąkała nie odpowiedziała na wszystkie skierowane przez nas do niej pytania. Chcieliśmy się od niej dowiedzieć, czy na Monikę Jędrzejczyk były składane pisemne skargi od lokatorów i czy pracownica została z nimi zapoznana. Ponadto pytaliśmy, jaki rewir obsługuje firma sprzątająca wynajęta przez TBS oraz ile kosztuje ta usługa. Byliśmy również ciekawi, jakie kryteria obowiązują przy przydzielaniu pracownikom obszarów do sprzątania.


O ustosunkowanie się do relacji przedstawionej przez Monikę Jędrzejczyk poprosiliśmy dyrektor, a zarazem prezes TBS Agnieszkę Cąkałę . Oto jej odpowiedź:

W styczniu br. nie została dokonana zmiana „rewirów” a reorganizacja. Rozszerzono i ujednolicono zakres obowiązków pracowników świadczących usługi utrzymania czystości na nieruchomościach.

Reorganizacja polegała na zmianie pracownikom sprzątanych dotychczas przez nich nieruchomości, głównym celem była potrzeba zapoznania pracowników z innymi nieruchomościami i tym samym zakresem prac. Ponadto zmiana rejonów miała na celu ujednolicenie sprzątanych terenów i zmniejszenie odległości, jakie muszą pokonywać pracownicy pomiędzy budynkami. Miało to ułatwić ich pracę i pomóc w ewentualnym kontrolowaniu czystości poszczególnych rejonów.

Trudno znaleźć uzasadnienie dla kierowania na nieruchomości innych pracowników, aby stwierdzali uszkodzenia zamka czy samozamykacza w sytuacji, kiedy pracownicy sprzątający daną nieruchomość są tam niemal codziennie i wszelkie usterki winni zgłosić kierownikowi, a nie aby dokonywały tego np. zarządy wspólnot. Takie obciążenie nie jest czasochłonne, a jedynie powinno zmobilizować pracownika do dbałości o budynek, jego infrastrukturę a nie tylko wykonanie czynności jaką jest sprzątnięcie budynku.

Według mieszkańców sprzątanie jest jedną z najważniejszych usług wykonywanych na rzecz wspólnoty, gdyż efekty działalności osoby sprzątającej oglądają codziennie. Porównanie świadczonej usługi przez różnych pracowników pozwoli TBS i wspólnotom na określenie zarówno działania pracowników skierowanych do pracy, jak również tych, którzy mają świadczyć na ich rzecz usługę, dlatego też część terenu powierzono zewnętrznej firmie sprzątającej.

Przyczyną zmiany sprzątanych nieruchomości były przede wszystkim skargi mieszkańców, którzy są płatnikami usług świadczonych przez TBS. Przyzwyczajenie pracownika do jednego obiektu powoduje często działania automatyczne, powstałe problemy rozwiązuje podobnie, a inne sposoby wyjścia z sytuacji są dla niego niemożliwe. Dlatego aby poszerzyć umiejętności i możliwość pracy w innym miejscu dokonano zmiany nieruchomości pracownikom.

Zgłoszona skarga (jedna) pracownicy, że jest znieważana przez właścicieli została wzięta pod uwagę i dlatego też została zaproponowana zmiana terenu. Ponadto zaproponowany nowy rejon był powierzchniowo porównywalny do zabranego i jednocześnie różnił się od niego specyfiką (zamiast 11 klatek, które nie odpowiadały pracownicy zaproponowano jedną klatkę, budynek socjalny i teren zewnętrzny).

Niektórzy uważają, że zapisanie się do związków zawodowych będzie skutkowało ochroną przed brakiem należytego świadczenia pracy czy ochroną przed zmianami. Pracodawca ma obowiązek współpracowania ze związkami w zakładzie pracy, a rolą związków zawodowych jest obrona zrzeszonych w nich pracowników. TBS nie naruszył w swoim działaniu żadnych praw pracowniczych, ponieważ sprawy związane z zakresem pracy pracownika są domeną pracodawcy i umową między nimi a nie sprawą związków zawodowych.

Rozmowa między pracownikiem a kierownikiem zakładu zawsze winna odbywać się w obecności między innymi osób, którym podlega pracownik, aby nie powstała sytuacja, w której każda ze stron przedstawiałaby inną wersję rozmów. Kodeks pracy nie zabrania obecności podczas rozmowy osób trzecich.

Dyrektor

mgr Agnieszka Cąkała