Życie nie rozpieszcza Iwony Nadrowskiej. Za popełnione w życiu błędy musiała już drogo zapłacić. Chce teraz wszystko naprawić, a przede wszystkim odzyskać czterech synów przebywających dziś w rodzinach zastępczych. To zadanie nie będzie łatwe tym bardziej, że warunki lokalowe w jakich mieszka wołają o pomstę do nieba.
NIE WIEM, JAK DALEJ Z TYM ŻYĆ
Wracamy do tematu, opisywanego przez nas w pierwszym tegorocznym numerze „Kurka” i losów Iwony Nadrowskiej z Wawroch. Po spędzeniu półtora roku w więzieniu, do którego trafiła za znęcanie się nad własnymi dziećmi, pragnie znów być razem z nimi. Nie będzie to łatwe. Kobieta ze swojej strony robi co może. Poddała się terapii antyalkoholowej i zabiega o ustanowienie regularnych kontaktów z czterema synami, którzy teraz przebywają u rodzin zastępczych. Chce, by zasady określił sąd.
Dwóch chłopców odwiedziło ją w czasie niedawnych ferii. Byli u niej przez pięć dni.
- Na noc szli spać do moich rodziców, także mieszkających w Wawrochach – mówi Nadrowska. Warunki lokalowe w jej mieszkaniu na to nie pozwalały. Są bardziej niż skromne. Gminni urzędnicy zabrali jej ostatnio jeden pokój, realizując zasądzoną przez sąd, jeszcze w czasie jej pobytu w więzieniu, eksmisję. Gnieździ się teraz w jednym pomieszczeniu, w którym wcześniej była kuchnia.
- Wiem, że zawiniłam, ale poniosłam już karę. Dlaczego teraz, gdy chcę to wszystko naprawić utrudnia mi się szansę powrotu do dzieci? Przecież ten pokój należał do nich, czemu one są winne? – pyta ze łzami w oczach.
Ma wrażenie, że wszystko sprzysięga się przeciwko niej. Od dwóch miesięcy w mieszkaniu nie ma wody. Zamarzła na odcinku przechodzącym przez nieogrzewaną wiejską świetlicę, która znajduje się na parterze budynku dawnej szkoły.
- Po wodę muszę chodzić do rodziców. Przynoszę ją w butelkach plastikowych – tłumaczy kobieta. Do niedawna nie miała także możliwości korzystania z wc. Na szczęście przyszedł jej z pomocą sołtys Stanisław Turski, udostępniając klucze do ubikacji znajdującej się przy świetlicy.
- Chociaż odbyłam już karę, wciąż otrzymuję kolejne. Nie wiem, jak dalej z tym żyć. Gdyby nie wielka nadzieja na odzyskanie dzieci, pewnie bym się już poddała – mówi Nadrowska.
WINNA MATKA NATURA
Wójt gminy Szczytno Sławomir Wojciechowski zaprzecza, aby gmina szykanowała swoją mieszkankę. Twierdzi, że i tak poszedł Nadrowskiej na rękę, pozwalając jej zachować jeden pokój. Sąd, zasądzając eksmisję nie przyznał jej bowiem prawa do lokalu socjalnego.
- Codziennie otrzymujemy zgłoszenia o zamarznięciu przyłączy. Pani Nadrowska nie jest wyjątkiem – mówi kierownik gospodarstwa pomocniczego „Mazur” Aleksander Godlewski. Nie wiadomo więc kiedy znów w kranach mieszkanki Wawroch popłynie woda. Prawdopodobnie stanie się to dopiero wtedy, gdy ustąpią mrozy.
Wójt Wojciechowski w kłopotach kobiety nie widzi nic nadzwyczajnego.
- Po prostu matka natura dała w tym roku o sobie znać – mówi wójt.
TEJ KOBIECIE MUSIMY POMÓC
O tym, że Iwonie Nadrowskiej naprawdę zależy na przywróceniu więzi rodzinnych najlepiej świadczy opinia mającej z nią bliski kontakt Moniki Pych, pracownika Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Szczytnie.
- Jest w niej przeogromna wola odzyskania synów i to trzeba wykorzystać, głównie ze względu na ich dobro. Warunkami podstawowymi są: trzeźwość, podjęcie pracy i odpowiednie warunki mieszkaniowe. Wiem, że ta pani korzysta z terapii podtrzymującej abstynencję. Wkrótce postaram się znaleźć jej odpowiednią pracę, aby miała wypełniony czas i zarabiała na dzieci. Trzeci warunek zależy już tylko od wójta - mówi Monika Pych.
Andrzej Olszewski/fot. A. Olszewski