65 lat temu, w drugiej połowie października 1944 roku, oddziały Armii Radzieckiej po raz pierwszy przekroczyły granicę Prus Wschodnich. Po kilku godzinach niemieckie oddziały odbiły zajęty teren, odkrywając zwłoki pomordowanych mieszkańców. Niemiecka propaganda, nie szczędząc makabrycznych szczegółów, rozsiewała informacje o dokonanym mordzie, które obiegły cały kraj. Ponad pół wieku później prawdę o zbrodni w Nemmersdorf i jej fałszowaniu całe Niemcy poznały za sprawą pochodzącego z Wielbarka Bernharda Fischa.
Pedagog i slawista
Obecnym mieszkańcom powiatu szczycieńskiego Bernhard Fisch może być znany co najwyżej jako jeden z autorów publikujących w „Roczniku Mazurskim”. A niewątpliwie jest to postać nietuzinkowa i warta przedstawienia. Urodził się w 1926 roku w Wielbarku. Tam też ukończył szkołę powszechną. Naukę kontynuował w Gimnazjum Realnym imienia Hindenburga w Szczytnie (dzisiejsza „dwójka” przy Poczcie Głównej). Nie zdążył jednak zdać matury. Zbliżanie się Armii Radzieckiej spowodowało, że został wcielony do Wehrmachtu. Walczył w Prusach Wschodnich i w Bawarii. Został ranny. Po zakończeniu działań wojennych kontynuował naukę i zrobił maturę. Rozpoczął pracę jako nauczyciel, ucząc między innymi języka rosyjskiego. Z czasem ukończył też studia pedagogiczne i slawistyczne. Wydał książkę o metodyce nauki języków obcych. Zamieszkał na terenie NRD, w Turyngii. W 1950 roku ożenił się. Ma córkę i dwoje wnuków. W połowie lat siedemdziesiątych zainteresował się historią Prus Wschodnich. Jego badania historyczne daleko odbiegały od wyobrażeń historyka siedzącego w archiwum nad starymi papierami. Fisch ma na to zbyt niepokorny charakter. Musiał opuścić NRD – owską młodzieżową organizację komunistyczną z powodu „naruszeń przeciwko kultowi jednostki”. W trakcie przełomu 1989/1990 Fisch był jednym z współzałożycieli „Związku Przesiedleńców NRD”, ale jego poglądy nie zostały zaakceptowane przez Związek Wypędzonych. Potajemnie przedostawał się z Kowna na Litwie do Kaliningradu i został szybko schwytany przez rosyjską milicję, gdy w 2004 roku brał udział w zjeździe komunistów z Turyngii pod nazwą „Ucieczka, wypędzenie i wspominanie”. Od 1990 roku jest na emeryturze. Publikuje na temat historii Prus Wschodnich i kwestii związanych z wypędzeniem Niemców. Szczególnie zajmuje się rolą Józefa Stalina w ustaleniu granicy na Odrze i Nysie oraz masakrą w miejscowości Nemmersdorf.
Sowieckie czołgi
Nemmersdorf nosi dziś nazwę Majakowskoje i jest położone w obwodzie kaliningradzkim, nad wypływającą z Polski rzeką Węgorapą. Rankiem 21 października 1944 roku około godziny 7.30 wieś zajęły radzieckie czołgi z 2. batalionu 25. Brygady Pancernej Gwardii, należącej do 11. Armii Gwardii. Według naocznych świadków, niemieckie oddziały odbiły wieś tego samego dnia około godziny 11.00, a więc zaledwie po trzech i pół godzinach. Oficjalnie hitlerowcy podali jednak, że Nemmersdorf zostało zajęte przez oddziały niemieckiej 5. dywizji pancernej dopiero 23 października 1944 roku. We wsi niemieccy żołnierze zastali zwłoki martwych mieszkańców.
Propaganda
Niemiecka propaganda pod wodzą Goebbelsa ruszyła do akcji. Codziennie, przez dwa tygodnie, publikowano sprawozdania o wydarzeniach w Nemmersdorf mówiące o masowych egzekucjach, masowych zgwałceniach i ukrzyżowanych na drzwiach stodół młodych dziewczętach. Podano też informację, iż czerwonoarmiści rozstrzelali 50 francuskich jeńców wojennych. Szybko zorganizowana przez Goebbelsa „neutralna” komisja lekarska stwierdziła w swoim sprawozdaniu, że wszystkie martwe kobiety, w wieku od 8 do 84 lat, zostały zgwałcone. Na całe Niemcy padł blady strach przed nadchodzącymi Rosjanami.
Symbol
Po zakończeniu drugiej wojny światowej nazwa „Nemmersdorf” stała się w Niemczech synonimem wojennych gwałtów Armii Radzieckiej i przykładem okrucieństw, które musieli przeżyć wypędzeni ze wschodnich terenów dawnej III Rzeszy. Uznani publicyści i naukowcy, nie tylko niemieccy, uznawali masakrę w Nemmersdorf za jeden z najdobitniejszych przykładów okrucieństwa Armii Czerwonej w trakcie II wojny.
Prawda
W 1997 roku w Niemczech ukazała się książka Bernharda Fischa pod tytułem „Nemmersdorf, Oktober 1944. Was in Ostpreußen tatsächlich geschach” („Nemmersdorf, Październik 1944. Co faktycznie wydarzyło się w Prusach Wschodnich”). Fisch wykazał w niej sfałszowanie faktycznych wydarzeń w Nemmersdorf przez goebbelsowską propagandę. Rzeczywistą liczbę ofiar czerwonoarmistów oszacował na 23 do 26. Część ofiar hitlerowcy sami specjalnie przywieźli do Nemmersdorf z innych miejscowości w celu zwiększenia ich liczby, co miało znaczenie dla niemieckiej propagandy. Fotografowanym martwym kobietom hitlerowcy specjalnie zadzierali ubranie w dół lub w górę, aby wyglądało na to, że zgwałcono je przed śmiercią. W swej książce Fisch stwierdził też, że zdjęcia ukrzyżowanych młodych kobiet nie pochodziły w ogóle z Nemmersdorf. Udowodnił również, że oddziały radzieckie znajdowały się we wsi niecałe 4 godziny. Znalazło to potwierdzenie w słowach feldwebla Helmuta Hoffmana, który jako jeden z pierwszych wkroczył do odbitego Nemmersdorf, stwierdzających, że to wszystko co napisano o ukrzyżowanych kobietach jest wierutną bzdurą. Okrucieństwa dokonane przez żołnierzy radzieckich w Nemmersdorf nie odbiegały wcale od dokonanych przez nich potem w trakcie zajmowania całych Prus Wschodnich. W ten sposób, przez opublikowanie książki Fischa, upadło jedno z największych fałszerstw goebbelsowskiej propagandy. Czemu miało to kłamstwo służyć? Hitlerowskie władze chciały po prostu „okrutnymi czerwonoarmistami” zastraszyć mieszkańców Prus Wschodnich oraz pozostałych części Niemiec i nakłonić ich do bezwzględnej obrony.
Reakcja
wypędzonych
Opublikowanie książki Fischa o masakrze w Nemmersdorf wywołało wśród wypędzonych oburzenie. Oto padł jeden z największych mitów. Do dzisiaj wielu spośród nich ma złe zdanie o Fischu, traktując go niemalże jak zdrajcę. Jednak Bernhard Fisch dorobił się już takiej renomy naukowca, że nieprzychylność wypędzonych nie może mu wyrządzić większej szkody. Ten już 83 – letni, starszy pan pisał i pisze to co myśli, nie zważając na nieprzychylne komentarze własnych ziomków. Za tydzień napiszemy o jego artykule demaskującym nazistowską przeszłość dawnego kierownictwa szczycieńskich wypędzonych, w tym Maxa Brenka, człowieka, który opracował i wydał jako książkę znane wszystkim przedwojenne zdjęcia Szczytna i okolic.
Sławomir Ambroziak