W jednym z domków przy ul. Suwalskiej mieszka razem z najmłodszą córką Henryką Piotr Rogacz. Przed kilkoma dniami, 14 czerwca ukończył sto lat. W Szczytnie mieszka od 1945 r. Przybył do naszego miasta w gronie pierwszych osadników z rodzinnej Ziemi Wołyńskiej. Tu jest jego liczna rodzina, krewni i znajomi. Z szóstki dzieci mieszka w Szczytnie dwóch synów i trzy córki, jedenaścioro wnuków z szesnastoosobowej gromadki oraz dwadzieścioro z 27 prawnuków i pięć prawnucząt.

Nestor Wołyniaków

KONSTANTYNÓWKA

Pan Piotr urodził się w kolonii Konstantynówka należącej do wsi Ujeźdżce w gminie Malin w województwie wołyńskim. Wówczas była to carska gubernia wołyńska. Rodzice gospodarzyli na 17 dziesięcinach roli (ros. j.m. zbliżona do ha) i 10 dziesięcinach lasu. W 1916 r. podczas I wojny światowej ośmioletni Piotruś z rodzicami i szóstką rodzeństwa zostaje deportowany przez Niemców z linii frontu do Hrynowa n/Bugiem. Wracają na ojcowiznę razem z Wolną Polską.

- Zastaliśmy gruzy, nawet drzewka w sadzie były zrąbane - wspomina pan Piotr. - Pamiętam uroczysty przemarsz polskiego wojska na Mszę św. do kolegiaty w Ołyce, w której byłem ochrzczony.

KAPRAL PIOTR

Wojna z bolszewikami w 1920 r. nie omija również Konstantynówki. - Stawaj pod ścienku, strelać budziem! - na te słowa bolszewickiego kamandira skierowane do najstarszego brata Antka, cała gromadka płaczącego rodzeństwa otacza go braterskim kręgiem. Przeżył, został cenionym gospodarzem na całą okolicę. Drugi starszy brat Janek wybrał zawód kowala.

- Uczyłem się od niego kowalskiego rzemiosła - mówi pan Piotr

W 1926 r. osiemnastoletni Piotr idzie do polskiego wojska do pobliskiego Dubna będącego siedzibą starostwa powiatowego. Stacjonuje tam 43. Pułk Piechoty. Po ukończeniu szkoły podoficerskiej, kpr. Piotr Rogacz zostaje dowódcą plutonu ciężkich karabinów maszynowych. Dwa lata przed wybuchem kolejnej wojny światowej zakłada własną rodzinę.

- W posagu żona dostała trzy dziesięciny i ja dwie oraz do zabrania jeden z domów ojca, dom był drewniany, do rozebrania i złożenia w nowym miejscu - wspomina z uśmiechem pan Piotr.

„PETRO, TY UCIEKAJ”

17 września 1939 r. Wołyń zajmuje Armia Czerwona. Pod koniec pierwszej okupacji sowieckiej coraz większe obciążenia spadają na mieszkańców Wołynia.

- Na kontyngent dla Sowietów szło nawet siano i słoma - mówi pan Piotr. Po wkroczeniu Wehrmachtu, zaczynają się ukraińskie napady na Polaków. Żona z dziećmi i teściami wyjeżdża do Łucka szukać schronienia.

- Ja zostaję do pilnowania gospodarstwa, każdej nocy śpię w polu - opowiada pan Piotr. Pewnego razu mieszkający po sąsiedzku Ukrainiec zaprasza go na kolację, a jego żona proponuje, by został na nocleg. W domu nie spałem już pół roku, to i dalej będę spał w polu - postanawia pan Piotr. Ostatecznie idą z sąsiadem na nocleg w brogu siana.

- Bałem się zasnąć, choć sąsiad już chrapał. Raptem czerń nocy rozbłyska łuną pożarów. Płonie sąsiednia polska wieś. Pali się, że i igły można szukać - mówi. Ukraińcy zaczynają się zbliżać do zabudowań ich wsi, coraz bliżej migocą światła latarek. Wreszcie świt rozprasza nieproszonych gości. - Petro, ty uciekaj - radzą ostatecznie przychylni sąsiedzi. Drabiniak ze skoszoną koniczyną zaprzężony w dwa konie, krowa i pies to cały dobytek pana Piotra w drodze do Łucka.

- Nawet do koni nie gadałem po polsku - wspomina. Tego dnia jadący za nim z 3-godzinnym opóźnieniem sąsiedzi giną napadnięci przez patrol UPA. W tym czasie Ukraińcy z UPA mordują najmłodszego brata pana Piotra, ciało wrzucają do studni. W niedalekim Kowbaniu ukraińscy nacjonaliści wyprowadzają wszystkich Polaków pod przydrożny krzyż. Rozlegają się strzały, padają ciosy siekier. Rośnie stos pomordowanych ludzi za to tylko, że byli Polakami i katolikami. Osiadli obok Czesi zostają przymuszeni do ich pochówku. W stosie trupów znajdują kobietę obejmującą martwe dziecko. Mimo rozciętej siekierą głowy i postrzału w brzuch jeszcze żyje. Wśród pomordowanych jest jej mąż i troje dzieci. Zawiadomiony po kilku dniach komendant UPA odstępuje od dobicia ledwie tlącego się życia.

Z RODZINNEJ ZIEMI

Pan Piotr z rodziną mieszka w Łucku naprzeciwko cmentarza żydowskiego. Tu spotyka ich druga okupacja sowiecka. Zaczyna się rozkułaczanie, czyli zabieranie ziemi do kołchozów. Pan Piotr pracuje w sowieckim zarządzie dróg zatrudniony do podkuwania koni. Z tego powodu Wojenkomat zwalnia go z poboru do wojska. Kończy się wojna. Wołyń zostaje włączony w granice Związku Radzieckiego. Wołyniacy ładują się do transportów. Za nimi zostaje rodzinna ziemia, groby najbliższych, zrównane z ziemią polskie wsie i kościoły. Jadą w nieznane z wiarą, że to tylko tymczasem, że wrócą tu razem z Polską. 16 czerwca 1945 r. długi skład wagonów wtacza się przed szczycieński dworzec kolejowy. Prawie dwa tysiące ludzi jeszcze nie wie, że to już koniec ich wędrówki.

ULICA SUWALSKA

Po dwóch tygodniach decydują się osiedlić w rejonie ul. Suwalskiej. Pan Piotr jako jeden z nielicznych zdrowych mężczyzn pomaga współtowarzyszom niedoli w przetransportowaniu się do nowego miejsca zamieszkania. Na Suwalskiej wita ich zbłąkany pies i tumany pierza. W opustoszałych domach lokują się po kilka rodzin, by być blisko siebie. Po dwóch latach w 1947 roku umiera żona pana Piotra. Zostaje sam z czwórką małych dzieci. Wtedy już gospodarzy na pobliskich ośmiu hektarach ziemi. Wśród osiadłych Wołyniaków jest Janina Madura - samotna wdowa. To ona została odgrzebana ze stosu ciał pod krzyżem przydrożnym w Kowbaniu. W 1948 r. zostaje żoną pana Piotra i troskliwą matką czworga osieroconych dzieci. Dożyła późnej starości przy mężu, otoczona gromadką sześciorga dzieci i licznych wnuków. Umiera w 2006 r. w wieku 94 lat.

ZASŁUŻONY ODPOCZYNEK

Dziś pan Piotr korzysta z zasłużonego odpoczynku. W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, przez trzy kadencje pełnił obowiązki radnego Miejskiej Rady Narodowej. Był wieloletnim członkiem Rady Banku Spółdzielczego. Aktywnie uczestniczył w życiu wspólnoty parafialnej, śpiewał w chórze przy kościele WNMP. Mimo kłopotów z poruszaniem, stara się pomagać w opiece nad dwójką najmłodszych kilkuletnich prawnuczków. Interesuje się bieżącym życiem politycznym, czyta codzienną prasę. Jest wiernym słuchaczem „Radia Maryja”. Co niedziela uczestniczy w telewizyjnej Mszy św.

Paweł Bielinowicz/Fot. archiwum rodzinne, M.J.Plitt