Skazana za molestowanie seksualne kilkuletniego chłopca Bogumiła Z. wróciła z więzienia do domu. Sąd Okręgowy w Olsztynie uchylił wyrok szczycieńskiego sądu i uznał, że dalsze jej przebywanie w areszcie nie ma uzasadnienia.

Niania na wolności

Śledztwo w sprawie molestowania seksualnego kilkuletniego chłopca wszczęte zostało ponad dwa lata temu. Zakończyło się 23 stycznia br. wyrokiem skazującym Bogumiłę Z. na 6 lat pozbawienia wolności. Prokuratura, sędzia orzekający i ławnicy, jak po procesie powiedzieli "Kurkowi", nie mieli najmniejszych wątpliwości co do winy oskarżonej. Ta do winy się nie przyznała i wniosła apelację.

Trzy dni ponad normę

Posiedzenie Sądu Okręgowego odbyło się we wtorek 31 sierpnia. Bogumiła Z. o decyzji dowiedziała się dopiero dwa dni później od... matki.

- Zadzwoniła do mnie i spytała: co słychać. A co można odpowiedzieć na takie pytanie, siedząc w więzieniu! Dalej spytała: kiedy przyjeżdżasz, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Wtedy dopiero mi wyjaśniła, że mogę już opuścić więzienie - opowiada 42-letnia mieszkanka Szczytna, która ostatnie 4,5 miesiąca spędziła za kratami zakładów karnych, najpierw w Ostródzie, a później w Grudziądzu. Sądowe postanowienie wpłynęło do więzienia dopiero w piątek w południe. Późnym wieczorem pani Bogumiła była już w Szczytnie, witana na dworcu przez córkę i 3-miesięcznego wnuka, który przyszedł na świat w czasie, gdy ona odbywała już karę.

Trafiła za kratki w połowie kwietnia, mimo że wyrok w szczycieńskim sądzie zapadł pod koniec stycznia. W tym czasie dwukrotnie przebywała w szpitalu psychiatrycznym. Za drugim razem dlatego, że próbowała popełnić samobójstwo. Bo szpitalni specjaliści początkowo byli przekonani, że nie powinna ona znaleźć się w więzieniu, a później zmienili zdanie.

- Gdy się o tym dowiedziałam, było mi już wszystko jedno. Zawiódł mnie już sąd, prokuratura, adwokat, a w końcu i lekarze. Jakby cały świat się sprzysiągł przeciwko mnie. Nałykałam się tabletek, bo tak bardzo bałam się iść do więzienia, na tyle lat i to zupełnie niewinnie - mówi pani Bogumiła.

Świat za kratkami

Ostatecznie okazało się, że "nie taki diabeł straszny, jak go malują". Owszem, więzienne towarzystwo bywało okrutne, brutalne, prostackie. Nie wolno jej się było przyznać, tak ostrzegały wychowawczynie - opiekunki grup, do tego, za co odsiaduje wyrok. Krzywdzenie dzieci jest przez świat przestępczy postrzegane bardzo negatywnie i wtedy skazani za to sami od współwięźniów doznają wielu krzywd. Początkowo trafiła do 9-osobowej celi. Rządziły w niej dwie zadomowione już tam damy, które pomiatały wszystkim i wszystkimi.

- Nie miałam na przykład żadnej miski, w której mogłabym się umyć, a w celi, w oddzielonym miejscu, był kąt sanitarny. Zaczęłam się więc myć w zlewie, za co jedna z tych starszych strasznie mnie wyzwała obelżywymi, wulgarnymi słowami. Na nic się zdały tłumaczenia, że nie mam innego wyjścia. Kazała się myć w tej misce, którą otrzymałam jako talerz do posiłków - opowiada pani Bogumiła.

Dość szybko zwolniło się miejsce w innej celi, 4-osobowej, do której, na własną prośbę, została przeniesiona.

- Tam już było w miarę spokojnie. Cały czas poświęcałam głównie książkom. Przeczytałam wszystko, co było dostępne, z psychologii dziecka, psychiatrii, prawa... "Odrabiałam lekcje", by zrozumieć, jak mogło i dlaczego doszło do tego, co się stało - pani Bogumiła wspomina więzienny okres z wyraźną ulgą, że na razie jest to poza nią. W więzieniu wielką pomocą była dla niej wychowawczyni - opiekunka grupy.

- Bo myśli samobójcze wciąż mi towarzyszyły. Nie mogłam się z tym wszystkim pogodzić, życie za kratkami nie miało żadnego sensu. Rozmawiała ze mną bardzo długo, wiele razy, szczególnie wtedy, gdy urodził mi się wnuk. Mówiła, że nie mogę się poddawać, pokazywać dziecku takiego sposobu rozwiązywania problemów. Twierdziła, że muszę być silna dla wnuka, by też wyrósł na silnego człowieka. To mnie przekonało i faktycznie zmieniłam nastawienie, zaczęłam się uśmiechać, rozmawiać z ludźmi, czytać, nawet podjęłam się tzw. prac społecznych, czyli sprzątałam korytarz, bo też i w więzieniu było koszmarnie brudno.

Jestem niewinna i skrzywdzona

O okolicznościach procesu, o oskarżeniu, o postępowaniu dowodowym pani Bogumiła może mówić godzinami. Zapewnia o swej niewinności, wskazuje elementy, które mają tego dowodzić, lecz przez sąd w ogóle nie zostały wzięte pod uwagę. Sporo tkwi w niej żalu do przydzielonego jej z urzędu szczycieńskiego adwokata.

- Sprawiał wrażenie, że w ogóle nie wie o co chodzi, nie był przygotowany. Czasem nasuwały mi się oczywiste pytania, bo występowały ewidentne sprzeczności w zeznaniach świadków, mówiłam mu o tym, ale on to lekceważył - wspomina przebieg procesu. Opowiada o tym, o czym dotychczas nie było mowy. Mniej więcej w połowie procesu wnioskowała o zmianę składu orzekającego, o powołanie drugiego biegłego do oceny zachowań dziecka i ich ewentualnych przyczyn, ale jej prośby nieustannie odrzucano. - Sędzia na przykład z ironią komentował moje wypowiedzi, odnosząc je do wyznawanej przeze mnie religii (Bogumiła Z. jest członkiem zboru Świadków Jehowy - przyp. H.B.).

W jej przekonaniu sąd I instancji wziął pod uwagę jedynie opinię biegłego psychiatry, całkowicie pomijając zeznania innych świadków, daty itp.

- Chłopiec, którego miałam niby skrzywdzić, prawie od urodzenia wykazywał szczególną agresję. Nie przyjmowano go do przedszkoli. Był leczony przez specjalistów chyba nawet wcześniej, nim trafił pod moją opiekę. Może to dziecko faktycznie było molestowane, tylko przez kogo... Bo ja na pewno nie robiłam tego, co mi przypisano.

Badania dogłębne

Sędzia Sądu Okręgowego, która rozpatrywała apelację, zapytana przez "Kurka" stwierdziła jedynie, że "uchyliła wyrok pierwszej instancji i przekazała sprawę do ponownego rozpatrzenia". O powodach, dla których podjęła taką decyzję - mówić nie chce. Podobnie wstrzemięźliwy jest adwokat oskarżonej, który reprezentował ją w drugiej fazie postępowania.

- Dopóki nie ma uzasadnienia na piśmie, nikt z uczestników procesu nie udzieli pani takiej informacji. Sprawa cały czas toczy się przy drzwiach zamkniętych i po prostu nie wolno nam o tym mówić - powiedział "Kurkowi" olsztyński adwokat Rajmund Żuk, informując jednocześnie, że nie będzie uczestniczył w dalszych fazach postępowania. - Proces będzie trwał długo, podczas wielu posiedzeń sądu, do tego dochodzą dojazdy z Olsztyna do Szczytna. Po prostu nie dam rady czasowo.

Szczycieński sąd i prokuratura, uczestniczące w procesie, o decyzji Sądu Okręgowego dowiedziały się od "Kurka".

- Akta sprawy wrócą do nas dopiero wtedy, gdy sędzia "odwoławczy" sporządzi uzasadnienie na piśmie - tłumaczy sędzia Maciej Nawacki, który wydał wyrok skazujący w I instancji. - Trochę mi przykro, że wyrok uchylono, bo jednak proces kosztował wiele pracy i wysiłku. Ale jednocześnie to gwarancja dla oskarżonego, że sprawa będzie dogłębnie zbadana - dodał sędzia zastrzegając, że to wcale nie oznacza, że już wcześniej dogłębnie zbadana nie była. - Może wyszły na jaw jakieś nowe okoliczności...

Bogumiła Z. i jej rodzina w tę dogłębność nie wierzą. Oskarżona zamierza złożyć wniosek o to, by ponowny proces odbył się przed obliczem jakiegokolwiek innego, byle nie szczycieńskiego sądu.

Halina Bielawska

2004.09.08