Myślę, że dzisiejszym młodym ludziom trudno sobie wyobrazić, iż w latach mojego dzieciństwa nie znano jeszcze magnetofonu - pomijam radiowe, studyjne dyktafony nagrywające na plastikową płytkę. Trochę później, kiedy już byłem architektem na stażu, nie używano w Polsce kserografów. Odbitki technicznych rysunków, wykonanych na półprzezroczystej kalce technicznej, realizowano metodą ozalitową, naświetlając specjalny papier, a następnie wywołując rysunki chemicznie - w straszliwym smrodzie odczynników. Projektowe schematy wychodziły bladoniebieskie, ale dość czytelne. No a elektronika, informatyka?! Jakże młodym wynalazkiem jest wszechpotężny dzisiaj Internet!
Takich przykładów można by podać wiele. Myślę jednak, iż najtrudniej wyobrazić sobie, że jeszcze niedawno mógł istnieć świat bez telewizji! A mógł. Ja w owych latach żyłem i pamiętam pierwsze, eksperymentalne programy TV. Ale także pamiętam doskonale jak spędzało się rodzinne, domowe popołudnia nie mając przed sobą szklanego ekranu.
Był to czas radia. Radia można słuchać nie przerywając domowych czynności, ale do niektórych audycji zasiadało się rodzinnie wokół odbiornika i wsłuchiwało uważnie w treść. Zwłaszcza tych rozrywkowych, najczęściej nadawanych w soboty.
Najstarszą z nich jaką pamiętam była wesoła, śląska składanka nadawana z Katowic „Przy sobocie po robocie”. Stanowiła kontynuację audycji z lat dwudziestych, autorstwa słynnego Stanisława Ligonia, któremu po powrocie do Polski w roku 1946, pozwolono wznowić dawny program.
Niedługo potem, bo od roku 1955, główną sobotnią imprezą rozrywkową, transmitowaną przez radio, stała się „Zgaduj Zgadula” Wacława Przybylskiego i Andrzeja Rokity. Pamiętam piosenkę rozpoczynającą „Zgaduj Zgadulę”:
To była taka dziecinna gra, jak u dorosłych w brydża lub
króla
i tajemnicze te słowa dwa „Zgaduj Zgadula” - zgaduj zgadula…
Popatrzcie nawet i dziadzio hula
i razem z dziadziem hula babula,
w rytm tej piosenki „Zgaduj Zgadula”,
zgaduj zgadula, zgaduj zgadula…
Wyjątkowo rozbawiał mnie - dzieciaka – ów przebój, bowiem ojciec mój miał kolegę o nazwisku Babula. Zawsze wydawało mi się, że to o nim jest cytowany fragment i że to ów pan Babula tak straszliwie hulał razem z dziadkiem.
Trzy lata później wystartował niezrównany i długowieczny „Podwieczorek przy mikrofonie”. Jego szefem był wspomniany przed tygodniem Zenon Wiktorczyk. Tam to już występowała cała plejada gwiazd radiowo – estradowych.
W tejże audycji zadebiutowała słynna później piosenkarka Rena Rolska („Złoty pierścionek”, „Piosenka prawdę ci powie”). Miała ona w każdym, cotygodniowym programie swój stały numer „Rolska do tablicy”.
W podwieczorku przy mikrofonie śpiewała także Maria Koterbska. Tu warto wspomnieć, że Maria Koterbska – znana z filmowego przeboju „Karuzela, karuzela…” - zadebiutowała piosenką „Brzydula i rudzielec”. W latach powojennych nie było innych przebojów niż takie jak „Na lewo most, na prawo most”, czy „Budujemy nowy dom”. Wykonany przez Koterbską piosenkarski żart stał się estradową sensacją. Natychmiast zaczęto pisać dla niej utwory w rodzaju „Bo mój chłopiec piłkę kopie”.
Obok innych gwiazd radiowej estrady lat pięćdziesiątych należało by przypomnieć Juliana Sztatlera. To on śpiewał największy przebój tamtych czasów „Wio koniku”. Polski tekst napisał Jerzy Jurandot do oryginalnej piosenki rumuńskiej lub węgierskiej (nie pamiętam – w tekście jest „starego Galambosza ciągnąc wóz”. Nazwisko Galambosz takie jakby węgierskie). Poza tym Sztatler śpiewał - akompaniując sobie na fortepianie - „Jechał fiakier, siwek rżał…” i wiele innych, bardzo popularnych w tamtych latach żartobliwie figlarnych piosenek.
Będąc przy prawdziwych przebojach lat pięćdziesiątych, chciałbym przypomnieć piosenkę „Dzień jak co dzień”. Największy dancingowy hit końca lat pięćdziesiątych w stylu sentymentalno - rzewnym, czyli tak zwaną „pościelówę”. Wykonywał ją śpiewający aktor filmowy, bardzo popularny w owych latach – Bogdan Niewinowski (partner Wieńczysława Glińskiego w filmie „Sprawa pilota Maresza”).
Skoro jesteśmy w latach pięćdziesiątych, to przypomnijmy, że w Polskim Radio, w roku 1955, Lucjan Kydryński rozpoczął nadawanie kultowej później audycji „Rewia Piosenek”, a już w roku 1949 zadebiutował duet późniejszych Starszych Panów, czyli Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski, tworząc fantastyczny jak na owe czasy, literacko – kabaretowy „Teatrzyk Eterek”.
Przed epoką telewizji radio to było naprawdę coś! Aż miło wspomnieć.
Andrzej Symonowicz