Pierwsze dni czerwca przyniosły przedsmak zbliżającego się szybkimi krokami lata. Nieprawdopodobny upał (jak na tę porę roku) panujący w miniony czwartek dał się nam wszystkim ostro we znaki. Kto żyw szukał ochłody nad jeziorami. Wypełniły się plaże nad jeziorkiem w Szczycionku, dużo większym jeziorem Sasek Wielki i innymi okolicznymi akwenami. Ci zaś, którzy nie mieli sposobności wyrwać się z miasta, okupywali plażę i molo przy Jeziorze Domowym Dużym. Tu następował pierwszy tegoroczny kontakt mieszkańców miasta z wodą - brodzenie po kostki, najwyżej po kolana, wszak wiadomo - woda od lat brudna, zatem ryzyko kąpieli zbyt duże, aby je podejmować.
Niestety zdarzył się przykry wypadek. Dziewczynka brodząc tuż przy brzegu nastąpiła na jakiś ostry przedmiot (zardzewiałą puszkę, butelkę?) no i katastrofa! Rana w stopie dość głęboka, krew ciurka - jednym słowem ból, przerażenie i strach o życie, bo nie wiadomo jak zjadliwe bakterie mogą przeniknąć z wody do rany. Ktoś pobiegł do pobliskiej restauracji po opatrunki i wodę utlenioną, ktoś inny zadzwonił na pogotowie, jeszcze inna osóbka omdlała od widoku krwi.
Rwetes i zamieszanie powstało spore, jednak nie trwało ono długo, bo ratownicy zjawili się migiem, opanowując zaraz sytuację - fot. 1. Udzielili pomocy nie tylko rannej dziewczynce, ale i omdlałej od widoku krwi osobie (biały otok fot. 1).
Ogólnie wszystko skończyło się może nie tyle szczęśliwie, co na strachu i bólu, bo bezpośrednie zagrożenie życia nie wystąpiło.
Jak zaradzić takim wypadkom? Ano plaża i przybrzeżne wody powinny być systematycznie czyszczone - tak sądzę. Żyjemy jednak w specyficznym kraju, gdzie mówią tak: mądry Polak nie przed, ale po szkodzie. Spodziewałem się zatem, iż na drugi dzień przynajmniej zjawi się tu specjalna brygada oczyszczaczy. Uprzątną oni śmieci, przegrabią piasek, itp., itd., by dzieci mogły swobodnie chodzić po plaży, czy brodzić w wodzie, bo zakazywać im tego, mimo że woda brudna - nie sposób.
I jak sądzicie Czytelnicy - cóż zastałem nazajutrz na plaży? Ano dał się zauważyć jakiś ruch na wodzie. Od strony bazy wodnej nadpłynęła wiosłowa łódka, a w niej dwóch młodych ludzi.
- Aha - pomyślałem - będą czyścić dno jeziora. (fot. 2)
Kiedy jednak przyglądałem się tej akcji dłużej zauważyłem, że coś jest nie tak. Chłopaki wcale nie oczyszczali dna, bo jeden z nich majstrował uparcie z tyłu wodnego pojazdu, usiłując osadzić w wodzie jakiś przedmiot (boję?) - fot. 3.
Nie mogłem jednak zorientować się co wbija, bo ów tajemniczy przedmiot ciągle zasłaniał własnym ciałem. Nareszcie, gdy uporał się z robotą i jego kolega skierował łódkę na powrót do bazy zrozumiałem o co chodzi. Moim oczom ukazał się bowiem w całej swojej krasie - taki oto znak - zakaz kąpieli - fot. 4.
Ten "niesamowity" wysiłek władz samorządowych w kwestii zażegnania zła czającego się w mętnych wodach Jeziora Domowego Dużego, a polegający na wbiciu w dno znaku zakazu kąpieli, należałoby odpowiednio skomentować.
Uff! - możemy odsapnąć z ulgą, bo teraz, dzięki znakowi, żadna dziewczynka, żaden chłopczyk, a nawet żaden dorosły nie skaleczy tu sobie stopy.
Śmieszne? A jednak prawdziwe.
"ŁADNE KWIATKI"
Przyjeziorne okolice są w ogóle traktowane po macoszemu przez samorządowe władze. Nad małym akwenem straszy pusty, obracający się powoli w ruinę basen i usytuowane nieopodal, a schodzące ku wodzie zdemolowane kompletnie kamienne schodki. Jedynym czym właściwie możemy się jeszcze cieszyć to miejska plaża i molo nad dużym jeziorem. Po zimie nie jest ono w najlepszym stanie, choć widać ślady cząstkowych remontów. Wstawiono nowe elementy barierek, ale nadal nie uzupełniono braków w oświetleniu - fot. 5. Póki co, na molo sterczą w głównej mierze pozbawione kloszy słupki-kikuty - pozostałość po niegdysiejszych latarniach.
- Robotę (wykonanie nowych latarni - przyp. autora) zleciliśmy pewnej firmie. Termin dawno minął, a nowych latarni nie widać - denerwuje się kierownik Wiesław Siurnicki.
Chodzi bowiem o to, iż nowe słupki podtrzymujące lampy mają być znacznie wyższe od starych, by uniemożliwić wandalom gryzmolenie po kloszach czarnymi mazakami i utrudnić ich stłuczenie.
W pobliżu mola tkwi nadal, opisywany w "Kurku" ze trzy lata temu, kompletnie zardzewiały kosz na śmieci w kształcie kielicha kwiatu (fot. 6) (ładny kwiatek!), który okolicy blasku zdecydowanie na nadaje. Dzieci boją się z niego korzystać, bo taki okropny, starsi zaś nie dostrzegają, bo zasłaniają go chwasty. Jest to kosz-ewenement - jedyny ciągle pusty na terenie plaży i przyległych włości.
NOWA TABLICA
W związku z tym latem, co ma nadejść wkrótce i sezonem turystycznym, który sprowadzi (miejmy nadzieję) mnóstwo gości do Szczytna, pojawiły się w mieście nowe tablice-mapki, jedna tuż obok dworca PKS-u - fot. 7, druga przy szosie wylotowej prowadzącej na Mrągowo.
Ledwie stanęły, a już znalazły oponentów. Nie dlatego, że niepotrzebne, ale że zbyt małe i w złych stoją miejscach.
- Ta, stojąca obok RDT-u, powinna być usytuowana bliżej dworca PKS. Najlepiej, jak to było kiedyś, na murach poczty. W tym miejscu nie pasuje - motywował pewien malkontent spotkany na ulicy. - Przyjezdni po prostu tu jej nie zauważą.
Cóż, jest w tym pewnie jakaś doza racji, z tym usytuowaniem. Tablica przy erdecie stoi jakoś dziwnie, jakby pośrodku chodnika. Nadto doczepić się można i do tego, że skoro rzecz stanowi nie tylko element informacyjny, ale i swojego rodzaju "witacz", bo w prawym dolnym rogu jest opatrzona napisem: "Witamy i życzymy miłego pobytu!", to dlaczego jest on taki malutki. Z większej odległości nikt go nie odczyta.
Dodam jeszcze, iż początkowo sądziłem, że te mniejsze tablice to kopie-miniaturki większej, jaka już od pół roku pyszni się przy placu Juranda. Jednak nie - nowe są znacznie aktualniejsze. Mamy bowiem na obu zaznaczony punkt informacji turystycznej, jakiego próżno szukać na większej, choć niby i ta jest także dla turystów.
A swoją drogą, to ileż ów punkt IT musiał przejść perypetii, aby znaleźć w końcu stały kąt w ZSZ nr 2 i stałą obsadę. I co zaskakujące, w minioną sobotę, w godzinach przed- i popołudniowych ów punkt IT działał jako filia pod parasolem, na placu Juranda, gdzie jak wiadomo parkują liczne wycieczkowe autobusy i samochody turystów indywidualnych. Słowem - nie klient do placówki, a placówka do klienta - rzecz dotąd w Szczytnie nie spotykana!!! Taka praktyka ma być stałą, uprawianą przez okrągłe lato.
LETNIA MIGAWKA
Rowerzysta - fot. 8 nie będąc pewien wyników referendum unijnego, sam wziął inicjatywę w swoje ręce, by jak najszybciej popędzić do Europy. Ten śmiały czyn okupił jednak małym skandalem - tak bardzo spieszył się na lotnisko w Szymanach, że pogubił w drodze portki!
2003.06.11