Niedzielne referendum w sprawie odwołania wójta Jedwabna Włodzimierza Budnego jest nieważne, bo do urn poszło zbyt mało mieszkańców. Wzięło w nim udział zaledwie 414 osób spośród blisko 3 tysięcy uprawnionych do głosowania.
ZA NISKA FREKWENCJA
W niedzielę 7 września mieszkańcy gminy Jedwano mieli zdecydować w referendum, czy Włodzimierz Budny pozostanie na stanowisku wójta. Żeby było ono ważne, udział w nim
musiałoby wziąć co najmniej 3/5 uczestników ostatnich wyborów samorządowych, czyli niespełna 1030 osób spośród 2890 uprawnionych. Tak się jednak nie stało, bo do urn poszło zaledwie 414 mieszkańców. Oddano 399 ważnych głosów, a frekwencja wyniosła 14,33%. Za odwołaniem wójta zagłosowało 364 uczestników referendum, zaś za jego pozostaniem na stanowisku opowiedziało się 35.
- Wynik był taki, jak się spodziewałem. Zbiorowa mądrość jest więcej warta niż mądrość niektórych radnych - komentuje niedzielne głosowanie Włodzimierz Budny. Według niego, teraz przedstawiciele rady powinni zachować się honorowo i złożyć mandaty. Sam jednak wątpi, aby tak się stało. Jak zatem dalej wyobraża sobie współpracę ze skonfliktowanymi z nim osobami?
- W tej chwili przynajmniej 2-3 osoby, które głosowały za referendum, już przejrzały na oczy. Myślę, że da się to wszystko poukładać - uważa wójt.
SPOŁECZEŃSTWO NIE DOROSŁO
Rozczarowania wynikiem referendum nie ukrywa za to przewodnicząca rady gminy Maria Pyrzanowska.
- Społeczeństwo nie dorosło do zmiany decyzji. Być może nie do końca było poinformowane o tych rzeczach, o których wiedzą radni. Mieszkańcy raz jeszcze zaufali obietnicom - ocenia przewodnicząca. Odrzuca rady wójta, by radni złożyli teraz mandaty.
- Dlaczego mamy to zrobić, skoro referendum zostało rozpisane na skutek nieudzielenia absolutorium. Nie było to widzimisię radnych, tylko decyzja oparta na faktach - mówi Maria Pyrzanowska. Jej zdaniem, jeśli wójt nie będzie współpracował z radą, do końca tej kadencji gminie grozi nieustanny konflikt.
- Czeka nas dalsza stagnacja - uważa przewodnicząca. Zapowiada, że teraz nadrzędnym celem radnych będzie niedopuszczenie do zadłużenia samorządu przez wójta.
LISTY WÓJTA
Na kilka dni przed referendum do mieszkańców trafiły listy od Włodzimierza Budnego, w których apelował o nieuczestniczenie w głosowaniu. Według oponentów wójta, a także dyrektora biura wyborczego w Olsztynie Walerego Piskunowicza, takie zachowanie było wątpliwe etycznie.
- Dzwoniło do mnie wiele osób, które czuły się przez te listy zastraszone - mówi Maria Pyrzanowska.
Z kolei główny zainteresowany nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Mój apel był poprzedzony licznymi rozmowami z mieszkańcami. W ich ocenie nieuczestniczenie w referendum to protest wyborców przeciw radnym, których działania ludzie odbierają jako dezorganizowanie życia społecznego gminy - tłumaczy Budny.
BIERNOŚĆ NIE SŁUŻY
Mieszkańcy, których w niedzielę pytaliśmy o to, czy referendum coś zmieni w ich gminie, byli na ogół sceptyczni. Janina Dobrzyńska prowadząca w Jedwabnie lodziarnię, nie wzięła udziału w głosowaniu.
- Mam wiele zastrzeżeń do wójta, ale z drugiej strony jego oponenci nie przedstawili żadnego kandydata na jego następcę - tłumaczy przyczyny swojej decyzji. Ci, którzy jednak wybrali się do lokali, uzasadniali to potrzebą spełnienia obywatelskiego obowiązku.
- Całe społeczeństwo przegrywa na bierności, bo ta nie służy rozwojowi demokracji - mówi Stanisław Rojek, inżynier rolnik z Lipnik. Jego zdaniem nieuczestniczenie w referendum świadczy o niskiej świadomości mieszkańców.
- Osoby popierające wójta też powinny iść do urn - przekonuje. Nie wierzy w to, by referendum cokolwiek zmieniło.
- Jak się nie pogorszy, to na pewno się nie poprawi. Niestety, ludziom, którzy zaangażowali się w politykę zabrakło albo doświadczenia, albo wiedzy - uważa Stanisław Rojek.
Ewa Kułakowska/Fot. A. Olszewski