Los nie rozpieszcza Andrzeja Kijewskiego. Nie dość, że rok temu musiał się pożegnać ze stanowiskiem starosty, to jeszcze przez ponad pół roku szukał dla siebie stanowiska, które zaspokoiłoby jego ambicje. Gdy już je wreszcie znalazł, przyszło kolejne utrapienie - kontrole ze strony sanepidu. Ból jest tym większy, że na jego czele stoi osoba zawdzięczająca, zdaniem Kijewskiego, swoje stanowisko partii, którą on kieruje w mieście - SLD.

Niewdzięczny dyrektor

SZEREG ZASTRZEŻEŃ

Filia Domu Pomocy Społecznej w Piasutnie została oddana do użytku w lutym tego roku. Od początku uwagi dotyczące jej wyposażenia zgłaszał sanepid. Dotyczyły one między innymi braku pomieszczeń rehabilitacyjnych, windy, sprzętu kuchennego, oraz niewłaściwego zadaszenia. Po pierwszych kontrolach powiatowy inspektor sanitarny wyznaczył koniec bieżącego roku jako ostateczny termin wyeliminowania usterek. W czerwcu prowadzenie domu w Piasutnie przejęło od gminy Świętajno starostwo powiatowe.

ZŁOŚLIWOŚĆ CZY PRZYPADEK

Od tego czasu kontrolerzy sanepidu dwukrotnie odwiedzili ośrodek. Ostatnia kontrola, mająca na celu sprawdzenie, czy kierownictwo placówki wyeliminowało usterki stwierdzone poprzednim razem, miała miejsce 30 października. Traf chciał, że obydwie wizyty kontrolerów wypadły pod nieobecność na terenie placówki jej kierownika – Andrzeja Kijewskiego. W obu przypadkach wynikała ona z pełnienia przez niego obowiązków radnego powiatowego Ta sytuacja mocno zdenerwowała byłego starostę. Swoim emocjom dał wyraz podczas ostatniej sesji Rady Powiatu.

- Chciałbym wiedzieć, dlaczego dziś, kiedy jako radny biorę udział w obradach, mam w ośrodku kontrolę, czy to jest przypadek czy celowe działanie – zażądał wyjaśnień od dyrektora Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej Ryszarda Kasprzaka, sugerując, że kontrole mają charakter złośliwy.

Dyrektor Kasprzak zdziwiony jest tymi posądzeniami. Tłumaczy, że działalność pracowników sanepidu w tym zakresie reguluje ustawa o inspekcji sanitarnej, a terminy ich odwiedzin w placówkach zgadzają się z opracowanym wcześniej harmonogramem.

- Ja planu wyjazdów pana kierownika nie znam i nie mam pojęcia, co pan robi rano, w południe, czy po południu, choć teoretycznie w godzinach pracy powinien pan przebywać w ośrodku – odbił piłeczkę Ryszard Kasprzak. Przy okazji zwrócił radnemu-kierownikowi uwagę, że w przypadku nieobecności powinien przynajmniej wyznaczyć osobę, która podpisze protokół i w razie czego ustosunkuje się do zawartych w nim uwag.

POLITYCZNE KONTEKSTY

Wyjaśnienia Kasprzaka jeszcze bardziej zdenerwowały Kijewskiego, który między wierszami wypomniał dyrektorowi sanepidu ... niewdzięczność. Przypomniał mu bowiem, że stanowisko objął za rządów SLD, a więc partii, której strukturom miejskim w Szczytnie przewodzi Kijewski.

Co na to Ryszard Kasprzak?

- W konkursie na dyrektora pokonałem czterech konkurentów. Na to stanowisko nikt mnie nie namaszczał i nie ulegałem niczyim naciskom. Choć pan Kijewski, kiedy został starostą wydzwaniał do mnie często i sugerował, żeby do pewnych osób podchodzić łagodniej – zdradził „Kurkowi” dyrektor sanepidu.

Kierownikowi zarzuca niedostatecznie poważne podejście do pracy.

- Gdyby ktoś sprawdził, okazałoby się, że na terenie ośrodka częściej go nie ma niż jest – mówi Ryszard Kasprzak. O powody tak dużego podenerwowania poczynaniami kontrolerów i ustosunkowanie się do opinii dyrektora sanepidu zapytaliśmy kierownika Kijewskiego, ale ten oświadczył, że na rozmowy z „Kurkiem”... nie ma ochoty.

POŻYTECZNE KONTROLE

Zajścia nie chce komentować również dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Szczytnie Henryk Wilga – formalnie zwierzchnik Kijewskiego. Podkreśla jednak, że kontrole sanepidu są rzeczą bardzo pożyteczną, dzięki której kierownicy mają możliwość eliminowania wszelkich usterek pojawiających się w toku funkcjonowania ośrodków.

- Miejsca, w których przebywają osoby upośledzone umysłowo i chore psychicznie wymagają szczególnej dbałości o najmniejsze detale – wyjaśnia Henryk Wilga.

Wojciech Kułakowski/Fot.archiwum