Pewien mieszkaniec ul. Mrongowiusza wybrał się na przejażdżkę rowerową do lasu. Nie ujechał daleko od domu, gdy na szosie pojawiła się wielka ciężarówka, pędząca z naprzeciwka. Nieco przestraszony jej ogromem, zjechał na pobocze. Tam zaś tylko centymetry dzieliły go od kolejnego niebezpieczeństwa. Tuż przed kołami roweru niespodziewanie wyrósł bowiem pachołek drogowy, dotąd prawie niewidoczny, bo tylko jego czubek wystawał sponad gęstej i wysokiej trawy.

- Pobocze ulicy-szosy Mrongowiusza nie jest wykoszone, wskutek czego wysoka trawa i chwasty maskują wszelkie przeszkody, jakie mogą się na nim znajdować - poinformował i przestrzegł redakcję „Kurka” kilka godzin później.

Udaliśmy się we wskazane miejsce, nieco nie dowierzając relacji naszego Czytelnika. Ba, istotnie, zielsko i chwasty są tam tak wybujałe, że jeszcze parę dni ciepłej pogody, a rośliny zasłonią tablicę z nazwą miasta - fot. 1.

Niewidzialna przeszkoda

Pachołków jednak ani widu. Może chodziło nie o to miejsce, ale nie, bo oto niedaleko tablicy zauważyliśmy ów przedmiot, no i nie ma co ukrywać - dość dobrze widoczny - fot. 2 (biały otok).Nasz rozmówca trochę przesadził, choć trzeba dodać, że istotnie pobocze ulicy-szosy należałoby w trybie szybkim wykosić. Rzecz w tym, że tak zarośnięte może nie tylko kryć wiele niebezpiecznych, bo niewidocznych pułapek, ale i wygląda obciachowo. Po prostu nie pasuje do wizerunku miasta-bramy Mazur.

KOMU W DROGĘ, TEMU CZAS

Ruszamy zatem z ul. Mrongowiusza, przecież inne redakcyjne obowiązki wzywają. Ale co to? Opuszczając pobocze drogi, słyszymy nagle puk-stuk i uderzamy na szczęście lekko, w jakąś przeszkodę. No tak, w wysokiej zielonej gęstwinie tkwił niewidoczny pachołek, który chwilę później odsłoniliśmy, rozgarniając chwasty i trawę, żeby było go widać na zdjęciu - fot. 3.

Po czym, nie dysponujac specjalistycznym sprzętem, czyli kosą, udeptaliśmy jedynie wokół słupka zielsko i trawę, aby nie zagrażał pieszym, rowerzystom i kierowcom.

ATRAKCJE DLA DZIECI

W piątek 1 czerwca na nasze miejscowe dzieciaki czekało wiele atrakcji. Pod jednym z marketów zainstalowało się coś na wzór wesołego miasteczka połączonego z targowiskiem oferującym dość tandetną odzież, bieliznę i obuwie. Chyba dlatego nie zauważyliśmy zbyt wielu kupujących, za to sporo milusińskich zabawiających się skokami na trampolinie, linach itp. oraz jazdą miniaturową kolejką.

Były też zbiorowe wymarsze dzieci na lody i inne słodkości, zabawy w szkołach i przedszkolach, ale nic nie cieszyło się tego dnia taką popularnością jak... gmach MDK-u. Jego wrota wprost szturmował dziecięcy tłumek, łaknący nie tyle uciech cielesnych, ile duchowych - fot. 5.

Powód był taki - teatralne przedstawienie bajki o Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach w wykonaiu włodarzy miasta, o czym można przeczytać parę stron wcześniej.

Domek na wysokościach

Z kolei dziadek Paweł Bielinowicz, hm, jak to dziwnie brzmi, przygotował swoim wnuczkom z okazji Dnia Dziecka i urodzin dość oryginalną niespodziankę. Przez dwa tygodnie budował domek na... wysokościach, czyli coś takiego, co we fragmentach widać na fot. 6.

Na wyższych szczeblach drabinki usadowił się Oskar Eligiusz Bielinowicz, niżej uśmiecha się Gabrysia. Dziewczynka nie bez powodu jest na dole, bo jak mówi Oskar, na górze znajduje się strefa bezbabska, tylko dla chłopaków.

- Może tam wejść jeszcze Darek i Olek, koledzy z przedszkola - tłumaczył „Kurkowi”.

Strefa ogólnodostępna, czyli dla pań i panów rozciąga się niżej, pod domkiem. Tam można poleniuchować w hamaku, albo zażyć wspólnej zabawy na huśtawkach - fot. 7.

Kiedy dociekliwy „Kurek” spytał głównego majstra i eksburmistrza w jednej osobie, jak ma się budowa domku zawieszonego na drzewach do uchwalonej za jego kadencji uchwały RM zabraniającej wbijania gwoździ w pnie żywych drzew, ten tylko uśmiechnął się i rzekł, że wszystko jest w porządku. I rzeczywiście - domek, wisi co prawda na brzózkach, ale nie przybity gwoździami, a umocowany specjalnymi, nie raniącymi tkanki opaskami. Takie właśnie rozwiązanie polecamy ewentualnym naśladowcom.

Witacze

Tego samego dnia, na obrzeżach miasta pojawiły się, krytykowne wcześniej przez fachowców, tzw. witacze. Ten stojący na rozstajach szos Nidzica - Olsztyn prezentuje się tak - fot. 8.

Niemal identyczny, tyle że nieco niższy, znajduje się od strony wyjazdu na Warszawę. Hm, kiedy już stoją, a nie są jedynie projektem na papierze, nie wyglądają wcale źle, połyskując świeżą srebrzystą powłoką. Poza tym zdecydowanie wyróżniają się na tle innych gminnych witaczy swoimi niemałymi gabarytami.