Mimo apeli, akcji informacyjnych i ostrzeżeń, wypalanie traw to wciąż prawdziwa plaga. W ubiegłym tygodniu pożary takie miały miejsce w Szczytnie, Pasymiu, Burdągu i Szczepankowie.
W niedzielę 31 marca pożar traw wybuchł w pobliżu ogródków działkowych na ul. Kochanowskiego w Szczytnie, wzdłuż torów kolejowych. Ogniem objęte było 1,5 ara powierzchni. Tego samego dnia w Burdągu ogień rozprzestrzeniał się na 4 arach, a walczyli z nim strażacy z OSP Burdąg i Nowy Dwór. Również w niedzielę w Szczepankowie palił się młodnik sosnowy na powierzchni ok. 30 arów. Do akcji gaśniczej zadysponowano druhów z OSP Dźwierzuty i Rańsk. Z kolei w Pasymiu, na ulicy, nomen omen Strażackiej, pożar traw na nieużytkach rolnych objął 5 arów. To tylko kilka przykładów z ostatnich dni.
Proceder wypalania traw niesie śmiertelne zagrożenie nie tylko dla ludzi. Przed rokiem szerokim echem odbiła się akcja strażaków ochotników, którzy w mediach społecznościowych zamieszczali zdjęcia okaleczonych lub zabitych przez ogień zwierząt. W płomieniach giną m.in. sarny, zające, gryzonie, owady spełniające bardzo ważną rolę w ekosystemie. W Polsce w 2018 r. odnotowano łącznie 48 767 pożarów traw na łąkach i nieużytkach, co stanowi aż 33% wszystkich ubiegłorocznych pożarów. Najwięcej z nich miało miejsce w marcu i kwietniu. Winna jest ludzka bezmyślność i fałszywe przekonanie, że spalenie suchej trawy użyźni w sposób naturalny glebę i spowoduje bujny wzrost młodej trawy. Warto przypomnieć, że za takie działania grożą surowe sankcje – kara aresztu, nagany lub grzywny w wysokości do 5 tys. zł, a nawet pozbawienie wolności od roku do dziesięciu lat.
Straty spowodowane wypalaniem traw w ubiegłym roku oszacowano na blisko 33 mln zł. Średni czas akcji gaśniczej wynosi 52 minuty. W 2018 r. do pożarów traw strażacy wyjeżdżali średnio co 10 minut.
(kee), (KG PSP)