Sto tysięcy czarnych norek kanadyjskich i praca dla co najmniej 160 ludzi - to wizja być może niedalekiej przyszłości dla obszaru strefy ekonomicznej położonej w obrębie Szyman. Po drugiej stronie "barykady" stoją ekolodzy, animalsi i... nosy mieszkańców, bo produkcja to specyficzna i z pewnością złowonna.

Norki przy lotnisku

Złote jajko z norek

Po raz pierwszy od kilku już lat istnienia Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej pojawił się inwestor, zainteresowany zagospodarowaniem terenu w okolicy Szyman. Według listu intencyjnego ma tam powstać wielka ferma hodowlana norki amerykańskiej, przez inwestora zwanej kanadyjską, której stado ma się składać ze 100 tysięcy sztuk.

Zamierzenia inwestycyjne są sprecyzowane. Na przykład dla bytowania takiej liczby zwierząt potrzebne jest wybudowanie 30 baraków, każdy długości 160 metrów.

- Firma jest zainteresowana nabyciem aż 40 hektarów ziemi w okolicy Szyman - powiedział "Kurkowi" Krzysztof Gąsior, dyrektor biura W-MSSE. Dla strefy to "złote jajko", bowiem niewiele więcej, bo około 60 ha gruntu "okołolotniskowego" jest zupełnie dziewicze, nieuzbrojone. Spółki, zawiadującej strefą nie stać na zmianę tego stanu rzeczy, a w zdecydowanej większości inwestorzy gołej ziemi nabywać nie chcą. Wyjątek stanowi właśnie kanadyjski hodowca norek.

Inni też zarobią

Grunt w pobliżu Szyman nie jest jedynym, jaki inwestor, firma Maldenal International Poland, w szczycieńskiej podstrefie chce nabyć. Część firmy ma się też "osiedlić" w Korpelach. Tam planowane jest uruchomienie "kuchni", czyli mieszalni pasz na potrzeby fermy. Jak tłumaczył przedstawiciel inwestorów, Marcin Gajewski, na wyjazdowym posiedzeniu komisji ds. ochrony środowiska sejmiku samorządowego, które odbyło się w czwartek 6 listopada w Gołdapi, dla stutysięcznego stada norek potrzeba dziennie nawet i 70 ton karmy. Ferma ma stanowić też utylizacyjne zaplecze dla zakładów przetwórstwa mięsnego, bowiem odpady produkcyjne wykorzystywane są jako surowiec do jej produkcji. Współpracą z kanadyjskim przedsiębiorstwem zainteresowane są między innymi ostródzkie "Morliny".

Firma, której korzenie sięgają Kanady, zarejestrowana w Polsce nie tak dawno, bo 6 października, zamierza uruchomić na Mazurach dwie takie hodowle: jedną w gminie Janowo w powiecie nidzickim (teren dawnego poligonu wojskowego Muszaki), a drugą właśnie w Szymanach. Tu ma powstać główna ferma wraz z zakładem obróbki skór.

Chcą mieć pewność

Z przygotowanego dla WMSSE materiału wynika, że wartość inwestycyjna projektu sięga aż 46 mln euro.

- Kwestia nabycia gruntów i zezwolenia na inwestowanie nie została jeszcze sfinalizowana, bo inwestor, zanim kupi grunt, chce mieć pewność, że uzyska zgodę władz gminy na prowadzenie takiej właśnie działalności - wyjaśnia Krzysztof Gąsior. Władze strefy ekonomicznej są przekonane o tym, że nic lepszego dla nieatrakcyjnego produkcyjnie obszaru przy Szymanach już się nie trafi. Z tego między innymi powodu prezes spółki Dorota Groszkowska, już w połowie października zwróciła się do marszałka województwa o udzielenie inwestorowi wszelkiej możliwej pomocy, zapewniając, że fermy będą należały do najnowocześniejszych na świecie, a inwestycja zostanie zrealizowana z zachowaniem wszystkich norm i reżimów określonych w "Raporcie oddziaływania na środowisko".

Za i przeciw

Czy gmina będzie inwestora wspierać czy rzucać mu kłody od nogi? Wójt Sławomir Wojciechowski podkreśla, że żaden oficjalny wniosek od inwestora nie wpłynął. Przyznaje jednak, że w październiku władze gminy miały robocze spotkanie z przedstawicielem kanadyjskiej firmy, który dowiedział się "przy okazji", jakie dokumenty (np. operat środowiskowy) musi gminie dostarczyć.

- Dwieście miejsc pracy to dużo, a inwestor zapewnia, że może być ich jeszcze więcej - wskazuje wójt argumenty na "tak". Zdaje sobie sprawę, że potężna ferma zwierząt będzie rodzić też opory, których główną przyczyną stanowić mogą modne ostatnio "złowonne zapachy".

- I z tego powodu osobiście jestem przeciwny tego rodzaju inwestycjom na Mazurach - mówi Adam Krzyśków, radny wojewódzki i prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska dodając, że podobna ferma istnieje już w okolicach Gorzowa, a docierające stamtąd informacje o uciążliwościach dla otoczenia są - delikatnie rzecz określając - bardzo niepokojące.

Wójt Wojciechowski nie chce określić swojej w tej sprawie opinii. Trudno mu się dziwić, bo akurat "złowonne zapachy" dochodzące do Szczytna z zakładu położonego na jego terenie (Wytwórni Podłoża Zastępczego w Lemanach - przyp. H.B.) od kilku już lat dokuczają mieszkańcom Szczytna.

- W Janowie, gdzie mieszkam od 18 lat, była ferma lisów i nikomu nie przeszkadzała, a wielu ludzi miało tam pracę i nieźle zarabiało - mówi oględnie wójt Wojciechowski. - Wolałbym, oczywiście, by na naszym terenie pojawił się, dajmy na to, "Wedel", ale...

(hab)

2003.11.12