Nowe, niecerowane skarpetki

Ustawiczne wahania temperatury, które są może nie tyle znaczne, co uparcie oscylujące między "plusem" a "minusem", powodują, że chodniki, trotuary czy zewnętrzne schody prowadzące do sklepów oraz placówek usługowych raz są śliskie, a innym razem w miarę suche. Przechodniom, czy klientom grozi to potencjalną wywrotką, łącznie z połamaniem kości, ale jakoś nie zauważyłem, iżby właściciele sklepów tym się przejmowali. A przecież w dobie wolnej konkurencji rynkowej, dbałość o całość fizycznej struktury klienta (połamany nic już nie kupi, a trafi raczej do szpitala), powinna być na pierwszym miejscu.

Nawet przed rewelacyjną informacją, że w takim to, a takim sklepie można nabyć.... i tu uwaga: nowe skarpety! A nawet nie tylko, bo jeszcze oprócz skarpet także nowe rajstopy!

Kto nie wierzy, niechaj patrzy - fot. 1.

Rozumiem, że sklep może oferować odzież "nienową", tj. używaną, ale żeby zaznaczał specjalnie, wielkimi literami w wystawowym oknie, iż oferuje m.in. nowe skarpety? Znaczy to, że co, że można tu nabyć i stare (używane), tj. cerowane lub też z "cebulką", czyli dziurawe?

I jak tu nie przewrócić się ze zdumienia, kiedy oko widzi podobne napisy. No, a skoro o wywrotkach mowa, to czas powrócić do śliskich schodków oraz trotuarów. Jest bowiem w Szczytnie jeden, jedyny sklep, u wrót którego wisi stosowne ostrzeżenie w tym względzie (fot. 2).

Klient widząc kartkę, będzie uważał i "orła" nie wykręci. Choć, wydaje mi się, iż stosowniejszym wobec niego byłoby utrzymywanie schodów w takim stanie, aby przynajmniej w godzinach otwarcia placówki pozostawały one suche.

TURNIEJ ŁGARZY

Do redakcji przyszedł list...

... opatrzony znakiem-logo, jak na fot. 3, skądś mi znajomym.

Wyczytałem z niego tyle, że Stowarzyszenie Turnieju Łgarzy powiadamia, iż na powitanie wiosny, czyli 29 i 30 marca w Bogatyni, w tamtejszym Ośrodku Kultury odbędzie się jubileuszowy XX Ogólnopolski Turniej Łgarzy.

Bogatynia to niewielkie miasto leżące w Zagłębiu Turoszowskim, mające ambicje stać się stolicą łgarstwa i to nie tyle polską, co europejską. Pomysł na konkurs, stąd znak-logo imprezy, powstał na kanwie twórczości Kornela Makuszyńskiego, autora m.in. "Przygód Koziołka Matołka".

Powracając zaś do listu, to zawsze przy tego typu lekturze nachodzą mnie wątpliwości. Bo nie wiadomo, czy z tym konkursem to nie blaga. Skoro bowiem stowarzyszenie deklaruje się jako bractwo łgarzy, to przecież w ich naturze jest łganie, no i masz babo placek.

Przyjmując jednak, że chwilami nawet zdeklarowani blagierzy zmuszeni są posługiwać się prawdą, zawierzając treści listu, podam garść informacji niezbędnych do tego, aby każdy, kto jest chętny, mógł wziąć udział w konkursie. Zacznę od nagrody, bo idzie tu o całkiem sporą sumkę, tj. 3 800 zł w gotówce! Co trzeba zrobić, aby stać się szczęśliwym posiadaczem takiej kasy?

Trzeba nadesłać oryginalny, nigdzie nie publikowany wcześniej tekst lub pomysł na rozbawienie publiczności (pantomima, skecz, piosenka, monolog itp.) do 15 marca 2003 r. na adres:

Polskie Radio Program III, ul. Myśliwiecka 3/5/7, 00-977 Warszawa, z dopiskiem na kopercie - "Turniej Łgarzy".

Komisja Kwalifikacyjna (zawodowi dziennikarze "Trójki") dokona wyboru najlepszych prac, zaś Stowarzyszenie Turnieju Łgarzy powiadomi laureatów i zaprosi ich do udziału w finale imprezy w Bogatyni. Organizatorzy zapewniają finalistom bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie oraz zwrot kosztów podróży. Spróbować zatem warto, a nuż...

Niestety, oprócz rozmaitych informacji na temat laureatów, organizatorów oraz sponsorów w liście informacyjnym nie podano łgarstw, jakie padały we wcześniejszych konkursach, więc trudno o jakiekolwiek przykłady. Nie wiadomo zatem jakiego rodzaju blaga mogłaby znaleźć uznanie w oczach jury. Kiedyś oglądałem w tv konkurs blagierów, jaki dorocznie przeprowadza się w amerykańskim mieście St. Louis. W pewnym momencie pojawił się tam na scenie jegomość, który rzekł tyle: W ubiegłym roku stan Missisipi nawiedziła tak wielka powódź, iż tamtejsze żółwie wychodziły ze swych skorupek i używały ich jako łódek. To wystarczyło, by zajął pierwsze miejsce i zdobył 1000 $ tytułem głównej nagrody. Czy wystarczyłoby to w Bogatyni - nie wiadomo.

DYSKRYMINACJA GMINY

Co uważniejsi petenci zmierzający do ratusza zauważają tam nowy element. W bramie głównej pojawiła się barierka, niby to broniąca dostępu w tak szacowne mury, ale ograniczająca się w tej roli tylko do groźby, że kiedyś może opaść i zamknąć przejście, bo póki co, stale pozostawała otwarta (uniesiona do góry), czy to w dzień, czy to w nocy.

Zastanawiałem się, jaki jest sens takiego gadżetu, po co barierka otwarta na stałe, kiedy niespodziewanie po kilku dniach, w środę (22 stycznia) jej ramię opadło (fot. 4).

No i co teraz? Jak do środka dostaną się swoimi służbowymi czy też prywatnymi wozami panowie: burmistrz, starosta czy wójt gminy Szczytno? Będą parkować na placu Juranda, a stąd drałować do ratusza piechotą?

A zmotoryzowani pomniejsi urzędnicy: kierownicy wydziałów czy inspektorzy - szans na wjazd nijakich nie mają?

No, aż tak źle to nie jest. Co grubsze ryby otrzymały w związku z opuszczoną barierką specjalne urządzonka, coś na kształt znanych nam telewizyjnych pilotów, dzięki którym, bez wychodzenia z auta, otwierają barierkę. Ale, dotyczy to tylko, jako się rzekło, tuzów. Pomniejsi inspektorzy i urzędnicy pilotów nie otrzymali.

Ale szanse, na otwarcie barierki mają i oni, i zmotoryzowani petenci.

Uważne oko Czytelnika, dostrzegło zapewne na fot. 4 pewien szczegół zaznaczony białym otokiem.

W tym miejscu wisi coś, co przypomina blokowy domofon (fot. 5). Są tam wyszczególnione jednak tylko dwie instytucje: Starostwo Powiatowe i Urząd Miejski. Zmotoryzowani petenci oraz pracownicy mogą "dryndnąć" w te miejsca, domagając się, by barierkę uniesiono.

Zabrakło jednak w owym "biurofonie" winiety Urzędu Gminy, a przecież i ten tutaj się mieści. Zatem co jest? Dlaczego petenci, czy pracownicy gminy są dyskryminowani, dlaczego dla nich barierka nigdy się nie podniesie?

REALITY SHOW

Nie tylko lokalne mass-media, ale i te o zasięgu ogólnopolskim zachwalają System Wspomagania Dowodzenia, jaki powstał w Szczytnie na użytek szkolenia policyjnych dyspozytorów w WSPol., kosztem, bagatela, nieomal 5 mln złotych.

Nowoczesność, wprzęgnięcie w całość GPS-u, tj. satelitarnej nawigacji, policyjnej bazy danych, itp. spowoduje, że w chwili, gdy z systemu będzie mogła korzystać także miejscowa Komenda Powiatowa Policji stanie się on niezwykle użyteczny.

Ułatwi łapanie przestępców rozmaitej maści, przyczyni się do ograniczenia działalności złodziejaszków, a przecież o to właśnie, w naszych niespokojnych czasach głównie chodzi.

Takie są bezsprzeczne korzyści.

W skład systemu wchodzą kamery, wskutek czego znaczny obszar miasta jest pod nieustannym (czy to w dzień, czy w nocy) monitoringiem. Kamery umieszczone są na słupach energetycznych i do złudzenia przypominają dodatkowe klosze oświetleniowe, choć nimi nie są. Plac Juranda, skrzyżowanie ze światłami, okolice MDK-u, poczty, postoju taksówek i "trójkąt bermudzki" (fot. 6) to miejsca ich podwieszenia. Zaopatrzone w potężne, kilkunastokrotne zoomy (rodzaj obiektywu) są zdolne przybliżyć twarz człowieka z odległości dziesiątek metrów. Co z tego wynika?

W centrum miasta kamery zaglądają nam wprost do okien (fot. 7). Tak usytuowana jest kamera zamontowana na słupie energetycznym vis a vis Miejskiego Domu Kultury, co z ostatnim członem nazwy placówki jest nieco na bakier. Dlaczego?

Wewnątrz "klosza" kamera obracać się może na rozmaite strony, a gdzie jest aktualnie skierowana, tego już nie zobaczymy, bo szkło jest przyciemnione. Dom, a konkretnie własne mieszkanie, to miejsce gdzie liczymy na pełną prywatność, czy intymność. Możemy w nim hasać, gdy nam się spodoba, nawet na golasa, wszak nikt nam w okno, zwłaszcza gdy to jest na drugim albo trzecim piętrze nie zajrzy.

Czy jednak? Czy tak mogą twierdzić mieszkańcy bloku położonego vis a vis MDK-u? Domów przy ul. 1 Maja, placu Juranda, obok poczty?

Oto sytuacja hipotetyczna, nieprawdziwa, bo zaaranżowana przez "Kurka", ale wielce prawdopodobna. Gdzie się bowiem rozbierać do snu, jak nie we własnej sypialni?

Tymczasem, nie mając o tym pojęcia, możemy być obserwowani przez czujne, wszystko widzące oko kamery (fot. 8), które przesyła obraz wprost na monitor umieszczony w dyżurce miejscowej komendy... i już jest rozrywka.

Ot, takie "reality show" w szczycieńskim wydaniu.

2003.01.29