Niedawno „Kurek” złożył wizytę w Dźwierzutach, teraz kolej na inną gminną stolicę - Świętajno.
Nim jednak przejdziemy do meritum sprawy, dorzućmy kilka słów tytułem wstępu. Ponieważ nasza gazeta obchodzi w tym roku dwudziestolecie, skłania to do nostalgicznych wspomnień. Przed oczyma niczym film przewija się obraz tych minionych dwóch dekad, ale przecież wcześniej też istniała Polska... ale jakże inna. Gdy cofnę się pamięcią o 30 lat, zaraz przypomina mi się w związku ze Świętajnem legendarna knajpa „Borowik”. Mordownia ta słynęła w całym powiecie. Biesiadowało się tam, a jakże, w czasach młodości. Menu nie było wyszukane, ale za to serwowano potrawy tanie, a do nich także niedrogą, bo z niewysoką marżą... wódeczkę. Tak to bywało za komuny, czyli w czasach, gdy wmawiano nam, że za zachodnią granicą kraju czai się wróg - rozpasany i zdemoralizowany kapitalista, od którego trzeba się trzymać jak najdalej.
HISTORYCZNY OBELISK
W głównym punkcie Świętajna stoi wysoki, kamienny obelisk - fot. 1. Widać na nim herb gminy, przyozdobiony trzema mosiężnymi gwiazdami, a poniżej tablicę poświęconą wszystkim tym, którzy związali się z piękną mazurską krainą - fot. 2. To, co widać na zdjęciu nie jest jednak wizerunkiem całej tablicy, a tylko jej górną częścią. Poniżej, pod trzema gwiazdkami figuruje kolejny tekst, z którego wynika, że całość wmurowano dnia 1 maja 2004 r.
Jak pamiętamy, Polska stała się wtedy członkiem UE, dołączając do pożądanej, zachodniej cywilizacji. Jednak jedno jest tutaj dziwne. Jak pamiętamy, 7 i 8 czerwca 2003 r., odbyło się w europejskiej sprawie specjalne referendum. W naszym województwie odnotowano wówczas 80% głosów za akcesem do unii. Podobny, wysoki procent zwolenników musiał być i w Świętajnie, tymczasem pod tablicą widać coś niepokojącego. Mianowicie żałobną wiązankę kwiatów oraz tlący się znicz - fot. 3. Miałoby to znaczyć, że miejscowym nie w smak unia i dlatego zapalili ognik na jej pohybel? Nic bardziej mylnego, bo m. in. dzięki przystąpieniu do europejskiej rodziny Świętajno nabiera nowego blasku. Kwiaty zaś i znicz wzięły się stąd, że starsi mieszkańcy wsi znają historię obelisku.
Jest on po po prostu częścią dawnego pomnika, poświęconego poległym w pierwszej wojnie światowej i dlatego to tak...
PARK NAD STAWEM
W lutym tego roku pisaliśmy o projektach i planach sporządzonych w Świętajnie, które z wiosną miały przerodzić się w czyn, dzięki czemu stolica gminy wypięknieje. I stało się. Między innymi właśnie dzięki europejskim funduszom PROW (Program Rozwoju Obszarów Wiejskich) powstaje obecnie park nad stawem z efektownym drewnianym mostem, stanowiącym jednocześnie platformę widokową - fot. 4.
Wiadomo, nowe inwestycje przyciągają ciekawskich i nim jeszcze roboty całkowicie ukończono, już wielu mieszkańców przechadzało się nowymi alejkami, zabierając ze sobą oczywiście dzieci, bo to dla nich także atrakcja spora. Ba, nim dorośli zdążyli zrobić parę kroków, już zaczęli krytykować wykonawstwo. Zdaniem tych pierwszych spacerowiczów tuż przy mostku są wysokie, niczym nie zabezpieczone skarpy, no i przy braku należytej uwagi, o co łatwo w przypadku dzieci, mogą się one zsunąć się do wody. Wówczas nieszczęście gotowe! Cóż, akurat wtedy, kiedy „Kurek” spacerował promenadą na stawem, instalowano metalowe słupki. Połączone później łańcuchami nie pozwolą nikomu, ani dorosłemu, ani milusińskiemu wpaść do stawu między ryby, żaby i raki - fot. 5.
NOWE TARGOWISKO
Kawałek dalej, przy ul. Dworcowej widać już z kolei zręby nowego, miejscowego targowiska. Stoją tam efektowne stargany, których pozazdrościć może szczycieński plac, ze swoimi zgrzebnymi, byle jak skleconymi stanowiskami kupieckimi - fot. 6.
Widoczne na zdjęciu puste piaszczyste przestrzenie wypełni wkrótce zieleń, a obok powstanie przytargowy parking samochodowy z nawierzchnią wyłożoną kostkami brukowymi! No i jak tu nie zazdrościć miejscowym, kiedy pomyśli się o naszym zrytym głębokimi koleinami, nieutwardzonym parkingu przy ul. Żeromskiego. A wszystkim pracom związanym z tą inwestycją, z mniejszym lub większym zainteresowaniem przygląda się bociania para, która osiedliła się w gnieździe nieopodal targowiska.
BOĆKI BEZ WIZJI
W ubiegłym roku przy gnieździe zainstalowano kamerę, z której obraz miał być oglądany na ekranie zamontowanym w oknie miejscowej biblioteki. Jak powiedział wówczas „Kurkowi” wójt Janusz Pabich zrobiono to po to, aby z jednej strony wypromować gminę, a z drugiej podnieść świadomość ekologiczną miejscowych i turystów.
Niestety, stało się tak, że po krótkiej wizycie w gnieździe i przyniesieniu zaledwie kilku patyków do jego odbudowy, ptaki przeniosły się w inne miejsce i z całego projektu wyszły nici. W marcu pisaliśmy, że gminne władze na razie zastanawiają się czy spróbować szczęścia w tym roku i pokusić się o transmisje z gniazda na żywo, czy też dać się na spokój. Bocianica obecnie wysiaduje młode i zapewne byłoby warto cały cykl narodzin piskląt poobserwować za pośrednictwem kamery. Niestety, sprzętu tego przy gnieździe brak. Widać tylko wielki metalowy pręt, na którym ongiś była umocowana kamera - fot. 7 (czerwony otok).
PODWÓRKOWE MUZEUM
W tej części Świętajna, która leży nad szosą wiodącą do Jerutek już z daleka rzuca się w oczy gospodarstwo, którego ogród wypełniony jest rozmaitymi maszynami rolniczymi. Nie tymi najnowszymi, ale dość starymi, wręcz zabytkowymi. Całość tworzy rodzaj podwórkowego muzeum rolniczego, wartego obejrzenia - fot. 8. Na pierwszym planie zdjęcia widać Zdzisława Walasa, od urodzenia mieszkańca Świętajna, który swojego czasu był nawet górnikiem i pracował głęboko pod ziemią.
Teraz na pamiątkę tamtych czasów postawił przed rodzinnym domem figurę górnika w stroju roboczym i z pełnym oprzyrządowaniem (z kilofem, lampką, maską tlenową itp.). Co do kolekcji, to jak mówi nam pan Zdzisław, powstała ona w przeciągu kilku ostatnich lat, i to raczej z przypadku niż rozmysłu. Ot, odwiedzając różne zakątki kraju, tu i tam widział sporo starych rdzewiejących maszyn rolniczych, które interesowały go od zawsze. Jednak dopiero od kilku lat, gdy ma więcej wolnego czasu, zaczął kupować od gospodarzy co ciekawsze, stare urządzenia. Jakiś zapomniany konny pług, siewnik czy ręczną sieczkarnię. Potem majstruje przy tym sprzęcie godzinami, aby doprowadzić go do dobrego stanu technicznego. Gdy skończy jeden, bierze się następny i ustawia kolejno pod domem. W ten sposób zebrała się cała, dość spora kolekcja.