Nie jest moim celem zaprezentowanie w dzisiejszym felietonie nowoczesnego poradnika obowiązujących wzorcowych zachowań, czyli tak zwanego „savoir vivre”. Współczesne obyczaje zmieniają się w tak szybkim tempie, że obowiązujące jeszcze wczoraj konwenanse, dzisiaj tracą swoją aktualność. Oczywiście nie wszystkie. Pewne wartości pozostają niezmienne od pokoleń. Pożartujmy sobie zatem na temat takich, czy innych niuansów towarzyskiej ogłady.
Zacznijmy od polskiego średniowiecza. Około roku 1400 powstał satyryczny wiersz „O zachowaniu się przy stole”. Rymowana kpina z biesiadników nie potrafiących konsumować elegancko i z godnością. W wierszu piętnowano takie wady jak nadmierne objadanie się, wybieranie najlepszych kęsków, czy gadanie z pełną gębą. Zalecano także zabawianie dam. Czyli zupełnie współczesne wskazówki, mimo że obowiązujące od ponad sześciuset lat. Przytoczę fragment owego wiersza:
A mnogi jidzie za stoł
Siędzie za nim jako woł
Jakby w ziemię wetknął koł.
A je z mnogą twarzą cudną
A będzie mieć rękę brudną...
Odmienne kryteria dobrego wychowania obowiązują w różnych cywilizacjach. Po rewolucji bolszewickiej w Rosji, tamtejszy nowy „savoir vivre” określał złośliwy, polski wierszyk następująco:
Po francusku savon, a po rusku myło,
Po francusku pardon, a po rusku w ryło.
A skoro wspomniałem Rosję, to warto przytoczyć pewne żartobliwe, rosyjskie określenie. Równie złośliwe jak polski wierszyk, ale oryginalne, tamtejsze. W jednym ze swoich programów przypomniała je Barbara Streisand. Słynna amerykańska piosenkarka i aktorka jest prawnuczką emigrantów z Polski, z terenów dawnego zaboru rosyjskiego. Otóż bawiąc publiczność rozmaitymi anegdotkami, zacytowała z estrady, w języku rosyjskim, tamtejsze, historyczne już powiedzonko. Następnie przetłumaczyła je na angielski. Ja z kolei podaje je w wersji polskiej: Dżentelmen to taki facet, który przed pocałowaniem kobiety w rękę wyjmuje z ust papierosa.
Wróćmy do czasów pradawnych. Niektóre współczesne zwyczaje tam właśnie mają swoje korzenie. Na przykład picie czystej wódki wspólnie, na jeden raz. Wszyscy goście, w tym samym momencie, podnoszą kieliszki do ust i wypijają ich zawartość. Podobno wzięło się to stąd, że przed wiekami, kiedy życie ludzkie nie miało takiej wartości jak współcześnie, gdy któryś z półdzikich, a do tego pijanych współbiesiadników odsłonił w trakcie wypitki gardziel, mógł zostać chlaśnięty nożem po odkrytej szyi. Dla żartu. Przez sąsiada biesiadnika, obdarzonego brutalnym poczuciem humoru. Podobnie rzecz się ma z wchodzeniem do restauracji. Według współczesnych zasad dobrego wychowania, mimo że mężczyzna, przechodząc przez drzwi, z reguły puszcza kobietę przodem, to do knajpy ma obowiązek wejść pierwszy. A bierze się to stąd, że w dawnych czasach, po wejściu do szynku, gospody, karczmy, czy jak byśmy pradawnego lokalu nie nazwali, można było od razu i znienacka dostać po łbie. Zatem dla bezpieczeństwa towarzyszącej białogłowy należało najpierw wejść samemu i ocenić poziom bezpieczeństwa owego wkroczenia.