Prezentujemy kolejny fragment „Wierzeń mazurskich” wybitnego dziewiętnastowiecznego pruskiego historyka i badacza obyczajów mieszkańców Mazur Maxa P. Toeppena. Zbiór ten został wydany po raz pierwszy w 1867 roku. Niniejsze teksty oparte na przekładzie Eugenii Piltzówny językowo opracował i uwspółcześnił Tadeusz Ostojski. Pochodzą one z książki wydanej w 2008 r. przez wydawnictwo „Retman” i stanowią dwunasty tom serii Moja Biblioteka Mazurska
(www.mojabibliotekamazurska.pl).
ZAMIANA DZIECI
Domowe duchy, o których dotąd mówiliśmy, mają tę szczególną cechę, że unoszą się płomieniście w powietrze, ażeby dostarczyć bogactw swoim opiekunom. Pisanski (Georg Christopher 1725 - 1790, jeden z prekursorów badań regionalnych na Mazurach - przyp. red.) nadaje im miano elfów i wbrew panującemu jeszcze dziś zwyczajowi odróżnia je od innych postaci, zwanych kłobukami albo podziomkami. Różnicę trudno skonkretyzować, jednak Pisanski opowiada o tych ostatnich, że zarówno w polskich, jak i w niemieckich okolicach Prus są dobrze znane. Jeszcze w naszych czasach budzą obawę przy połogu. Nieraz już miało się zdarzyć, że jeśli piastunka nie dopilnowała uważnie niemowlęcia, szczególnie przed chrztem, człowieczek wielkości piędzi, z długą brodą, porywał dziecko z kołyski, rzucał je pod przypiecek, i gdyby w porę tego nie zauważono, uniósłby je z sobą w podziemia. Dziś lęk przed zamianą własnego dziecka na podrzutka jest również bardzo rozpowszechniony i bardzo żywy. Ludzie starają się uchronić dziecko przed zamianą, kładąc do kołyski kawałek stali. Bardzo stara włościanka, Polka z okolicy Olsztynka, mówiła, że podrzutek ma zwykle bardzo dużą głowę. Dodała jednak, że są sposoby na odzyskanie własnego dziecka, a mianowicie, trzeba wziąć podrzucone dziecko, oćwiczyć je mocno i wyrzucić na gnój. Wówczas podziomki odnoszą właściwe dziecko, choć naturalnie również mocno oćwiczone. (...)
RATUNEK W POPIELE
Złe duchy wnikają nawet do ciała człowieka, żeby go dręczyć. Podziomki albo krasnoludki drażnią ludzi i dokuczają im, jak kłobuki, nie tylko z zewnątrz, ale często grasują w ludzkich trzewiach, co objawia się przez cięższe albo lżejsze cielesne dolegliwości oraz dochodzące z wnętrza niby żabie rechotania oraz gulgotania i należy jak najprędzej to zamówić, aby nie doszło do czegoś bardzo złego (Lubajny koło Ostródy).
W okolicy Olsztynka owe krasnoludki są bardzo znane, gdy tymczasem w powiecie szczycieńskim na próżno dotąd dopytywałem się o nie. Mieszkańcy okolicy Olsztynka powiadają, że krasnoludki są to drobniutkie czerwone robaczki, które dostawszy się do wnętrzności człowieka, męczą go i powoli niszczą, tak, iż w końcu zupełnie wysycha. Można je wszakże wypędzić. Bierze się do tego popiół wypalony pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, gdyż tylko taki popiół do tego się nadaje. Izbę, w której przebywa chory, wymiata się do czysta, rozściela się prześcieradło, kładzie się na nie chorego i posypuje rzeczonym popiołem. Przy tym odmawia się formułki zamawiania i kładzie znaki krzyża, po czym krasnoludki wychodzą. W Olsztynku i okolicach wiele osób potrafi uzdrawiać w ten
sposób. (...)
SZKARADNE ROBAKI
W Olsztynku był młody człowiek, którego już od wielu lat męczyły krasnoludki. Wezwano słynnego zamawiacza. Ten posypał podłogę popiołem, i chory położył się na popiele, twarzą ku ziemi. Zaraz wyszło mnóstwo robaków różnej wielkości, jedne zaledwie długości cala, inne długie na palec. Wyglądały szkaradnie, gdyż miały ogromne głowy; które były rozmaitej barwy: czarne, czerwone, zielone etc. Robaki poprzeskakiwały przez popiół ku ścianom i pochowały sie pod sprzętami. Jeden robak wszedł choremu na powrót przez usta. Był to zły znak. Chodzi o to, że robaki te mają króla; gdyby ten był wyszedł, byłby już nie wrócił żaden z nich. Póki jednak nie wyjdą wszystkie, choroba trwa dalej (Olsztynek). Zamawianie krasnoludków odbywa się tylko w czwartek wieczorem (Olsztynek). (...)
* Tytuł i śródtytuły od redakcji
oprac. (łuk)