JAK NA DZIKIM ZACHODZIE

Sytuację na Mazurach w okresie powojennym porównuje się często do Dzikiego Zachodu.

O krwawych zajściach w Zawojkach i Wilamowie
Cmentarz w Zawojkach, na którym prawdopodobnie pochowano Fridę Czerwonkę i gdzie do dnia dzisiejszego zachowały się nagrobki jej rodziny

Był to okres organizowania się państwa, które borykało się z wieloma problemami. Zwłaszcza na obszarach oddalonych od miast działy się często rzeczy bardzo dramatyczne. W wewnętrznych dokumentach wysyłanych w 1946 r. przez władze lokalne do wojewody przyznawano, że stan bezpieczeństwa w powiecie szczycieńskim pogarsza się, a działalność band rabunkowych z Mazowsza zagraża funkcjonowaniu ludności mazurskiej i grozi jej całkowitemu wyjazdowi na Zachód. Lokalne, składające się częściowo z Mazurów, władze powiatowe widziały problem i próbowały jakoś mu przeciwdziałać, niestety brakowało im możliwości i środków. Z bandami rabunkowymi współpracowali natomiast przedstawiciele władz gminnych: urzędnicy, sołtysi i milicjanci. Bez ich pomocy przybywający na Mazury rabusie niewiele by wskórali.

RABUNKI, POBICIA, ZABÓJSTWA

W powiecie szczycieńskim najcięższa sytuacja była w gminie Rozogi, gdzie doszło do krwawych zajść. W Rozogach miejscowy kierownik Państwowego Urzędu Repatriacyjnego wraz milicjantami zajmowali się czerpaniem korzyści z przyznawania polskim osadnikom zza miedzy mazurskich gospodarstw. Wbrew obowiązującym wytycznym, osadnikom tym przyznawano gospodarstwa zamieszkałe przez Mazurów, natomiast te opuszczone często rozbierano i wywożono. By zamieszkałe gospodarstwa oczyścić z Mazurów posuwano się do zastraszania, bicia, a nawet zabójstw. Miejscowy wójt był wobec działalności tej zorganizowanej grupy bezsilny. Mógł tylko o zaistniałych wydarzeniach poinformować władze powiatowe. Osoby zaangażowane w proceder czerpały z niego liczne korzyści majątkowe w naturze.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.