Oprócz kłobuków i krasnoludków, ludność mazurska znała także i zmory. Te bliżej nieokreślone stwory słynęły z tego, że dusiły swoje ofiary, zarówno ludzi, jak i zwierzęta gospodarskie.

O zmorach

DRĘCZĄCE STWORZENIE

Bardzo rozpowszechniona jest wiara w mary (zmory). Już Pisanski wspomina o nich, jako o rodzaju elfów. Szkodliwy ten potwór - powiada on - bardziej oddaje się trapieniu człowieczego ciała, niźli rabowaniu pełnych stodół. Często tak nielitościwie uciska niewinne śpiące osoby, że mogłyby nawet umrzeć z braku oddechu i ze strachu. Rano nie mogą znaleźć słów do opisania męczarni, jaką przeszli. Lekarstwa i domowe środki używane przeciwko temu bywają nieskuteczne, pożądany skutek wywierają jedynie zaklęcia pewnej starej kumoszki, odmówione przed snem.

Tak bardzo niejasne jest wyobrażenie o zmorze! Nikt nie potrafi opisać tego dręczącego stworzenia, nikt go nie widział i nie dotykał; dlatego też musi to być duch.

POD POSTACIĄ KOTA LUB PSA

Moje badania, zwłaszcza w okolicy Działdowa, uzupełniają te ogólne wskazówki istotnymi rysami. W charakterze zmory zjawiają się zarówno męskie, jak i żeńskie postacie, pospólstwo bowiem wyobraża sobie zmory, jako zaczarowanych ludzi, którzy przybierają postać kotów, albo psów. Przychodzą dręczyć śpiących. Obejmują łapami śpiącego i duszą go tak, że ten ledwie zdoła oddychać, jednocześnie zaś całują go i liżą. Zmora nawiedza zazwyczaj człowieka w określonych odstępach czasu, tak, iż prawie na pewno można przewidzieć jej przyjście. Jednym ze środków, chroniących przed nią, jest kładzenie się na brzuchu i gdy zmora przychodzi w takiej sytuacji dostrzega, że nie twarz całuje i odchodzi rozgniewana. Osobie, którą dusi, zmora wkłada swój język do ust, żeby nie mogła krzyczeć (Olsztynek).

Podczas duszenia człowiek jest zupełnie przytomny, ale wcale nie może się ruszać. Wówczas to powinien spróbować poruszyć wielkim palcem u prawej nogi, a zmora będzie musiała ustąpić. Podczas tego należy chwytać ją, a często zostaje coś w ręku, np. słomka, rózga, jabłko etc., coś, w co może przemienić się zmora. Zaprasza się ją na śniadanie, zostawia się dla niej przy stole puste miejsce, a także talerz i łyżkę. Przyjdzie na pewno, musi przyjść i już się wie, kto nią jest (Wielbark).

Pewien stolarz, którego dusiła zmora, schwycił ją, zmagał się z nią i zabił jednym uderzeniem młotka. Zdarzało się to już nieraz. Najczęściej dowiadywano się niebawem, że w okolicy, oddalonej może o kilka mil od miejsca, w którym zabito zmorę, zaginął człowiek; po dłuższych zaś poszukiwaniach przekonywano się, że był to trup tego człowieka, którego szukano.

DRUGI CHRZEST

Mazurzy wyobrażają sobie zmorę jako osobę. Jeżeli chce się wiedzieć, kto nią jest, zaprasza się ją na śniadanie, stawia się w kącie odwróconą miotłę, w ten sposób utrudnia się jej wejście. Gdy tak złapana prosi, by ją wpuścić, bierze się miotłę i mocno się nią zmorę okłada. Potem już więcej nie wraca (Olsztynek).

Zmora dusi także bydło i konie. Zaplata też koniom warkocze (Olsztynek).

Pewien ojciec miał trzy córki, które musiały chodzić jako zmory; jedna musiała dusić cierniowe krzaki, druga wodę, trzecia konie. Ojciec wszakże o tym nie wiedział. Pewnego razu, powróciwszy w nocy ze swoich wędrówek do szopy, gdzie razem sypiały, uskarżały się na swoją dolę. Jedna była pokłuta przez ciernie, drugą wychłostały wodne fale, trzecia pokopały kopytami konie. Ojciec podsłuchał tę rozmowę i tak odkrył tajemnicę. Były one wszakże całkiem temu niewinne, gdyż musiały chodzić jako zmory dlatego, że ich rodzice chrzestni myśleli o tym podczas chrztu. Ojciec wezwał natychmiast innych rodziców chrzestnych i kazał natychmiast wszystkie trzy córki przechrzcić. Od tego czasu nie przemieniały się już w zmory. Środek ten stosuje się w ogóle w tego rodzaju przypadkach (Olsztynek).

* Wstęp, tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

oprac. (łuk)

Powyższy fragment pochodzi z „Wierzeń mazurskich” wybitnego dziewiętnastowiecznego pruskiego historyka i badacza obyczajów mieszkańców Mazur Maxa P. Toeppena. Zbiór ten został wydany po raz pierwszy w 1867 roku. Niniejsze teksty oparte na przekładzie Eugenii Piltzówny językowo opracował i uwspółcześnił Tadeusz Ostojski. Pochodzą one z książki wydanej w 2008 r. przez wydawnictwo „Retman” i stanowią dwunasty tom serii Moja Biblioteka Mazurska (www.mojabiblioteka mazurska.pl).