W Szczytnie, podobnie jak w całym kraju, brakuje miejsc w przedszkolach. To efekt wyżu demograficznego i zmiany sytuacji ekonomicznej większości rodziców. Zdaniem dyrektorów, sytuacja poprawi się dopiero wtedy, gdy wejdzie w życie reforma edukacji zakładająca, że naukę w szkole podstawowej będą zaczynać sześciolatki.

Oblężone przedszkola

BYŁ NIŻ, JEST WYŻ

W mieście funkcjonuje obecnie pięć przedszkoli – cztery miejskie i jedno niepubliczne „Pod topolą”. Jeszcze kilkanaście lat temu działało ich dziesięć. Ostatnią zlikwidowaną placówką miejską było przedszkole nr 4 na ulicy Chrobrego. Zaledwie trzy lata temu miasto nosiło się z zamiarem zamknięcia „Kubusia Puchatka” na ul. Polnej. O tym, że przedszkole, do którego uczęszcza obecnie 125 dzieci przetrwało, zdecydowały protesty rodziców. Jako główną przyczynę większości likwidacji wskazywano niż demograficzny i małe zainteresowanie mieszkańców wczesną edukacją swoich pociech. Zmiana nastąpiła mniej więcej trzy lata temu, kiedy kilkulatków zaczęło wyraźnie przybywać. Obecnie wszystkie szczycieńskie przedszkola dysponują 605 miejscami. Oznacza to, że mogą przyjąć niewiele ponad 70 procent populacji dzieci w wieku przedszkolnym mieszkających na terenie miasta.

- Ostatnio było tak, że rodzice pozostałych dwudziestu kilku procent w ogóle nie byli zainteresowani posyłaniem dzieci do przedszkola. W tym roku jest inaczej – mówi Jacek Walaszczyk z Wydziału Edukacji, Kultury, Sportu, Zdrowia i Opieki Społecznej UM.

Nabór do przedszkoli rozpoczął się 3 marca i potrwa do końca miesiąca. Ostateczne ogłoszenie listy przyjętych dzieci nastąpi jednak dopiero 20 kwietnia, po rozpatrzeniu wszystkich odwołań. Mimo że minęła dopiero połowa okresu, w którym rodzice mogą składać karty zgłoszeń, to wiadomo, że miejsc nie wystarczy dla wszystkich. W związku z trudną sytuacją w tym roku obowiązują nowe kryteria przyjmowania przedszkolaków. Najistotniejsza zmiana polega na tym, że pierwszeństwo mają dzieci z terenu miasta. Do tej pory traktowano je równorzędnie z tymi z gminy Szczytno. Preferowani są również kilkulatkowie mający dwoje pracujących rodziców oraz rodzeństwo uczęszczające już do danego przedszkola.

TYLKO MALUCHY

Większość szczycieńskich placówek prowadzi nabory tylko do dwóch najmłodszych grup. W przypadku Miejskich Przedszkoli nr 1 (ul. Pasymska) i nr 3 (ul. Konopnickiej) karty zgłoszeń mogą składać jedynie rodzice trzylatków. W niepublicznym przedszkolu „Pod topolą” i „Fantazji” przyjmowane są również dzieci czteroletnie. Dyrektorzy przyznają, że w tym roku sytuacja jest wyjątkowo trudna, ale problem stał się widoczny już kilka lat temu.

- Zainteresowanie rodziców jest wręcz ogromne, również tych, którzy chcieliby zapisać dzieci do starszych grup. Tych niestety odsyłam z kwitkiem, mówiąc, że nie ma już miejsc – mówi Bożena Mikielewicz, dyrektor Przedszkola „Pod Topolą”. Miejsc zabraknie również w największej tego typu placówce w mieście – „Fantazji” na ul. Polskiej, mimo że w przyszłym roku przedszkole zwiększy się o dodatkową, siódmą grupę.

- Utworzyliśmy ją z myślą o rozładowaniu sytuacji spowodowanej likwidacją sąsiedniego niepublicznego przedszkola „Hałabały” – tłumaczy zastępca dyrektora „Fantazji” Maria Stawicka. Z nadmiarem podań boryka się także oddział żłobkowy przy Przedszkolu Miejskim nr 3.

- Na 20 miejsc mamy obecnie 29 zgłoszeń – mówi dyrektor placówki Jolanta Kojro.

PRACA I PIENIĄDZE

Zdaniem Jacka Walaszczyka sytuacja w Szczytnie nie jest aż tak dramatyczna jak w większych miastach.

- Tam zdobycie miejsca w przedszkolu graniczy wręcz z cudem – mówi inspektor. Według niego, obecny stan rzeczy to nie tylko efekt wyżu demograficznego sprzed dwudziestu kilku lat.

- W przypadku takich miast jak Szczytno większą rolę odgrywa sytuacja ekonomiczna rodziców. Więcej ludzi ma teraz pracę. Z jednej strony powoduje to, że nie mają czasu, żeby przez cały dzień zajmować się dzieckiem, a z drugiej – dysponują pieniędzmi potrzebnymi do opłacenia przedszkola – tłumaczy Jacek Walaszczyk.

NIE MA WARUNKÓW

Ci rodzice, dla których pociech zabraknie miejsca w przedszkolach nie powinni raczej spodziewać się cudu. Żadna z placówek nie dysponuje warunkami lokalowymi umożliwiającymi wygospodarowanie pomieszczeń dla dodatkowych grup. Nie można również liczyć na zwiększenie ich liczebności. Przepisy stwierdzają kategorycznie, że liczba dzieci w grupie nie może przekroczyć 25. Zdaniem dyrektorów, sytuację poprawi dopiero reforma systemu edukacyjnego, przewidująca, że naukę w szkole podstawowej będą rozpoczynać sześciolatki. Według założeń Ministerstwa Edukacji, taka możliwość pojawi się już we wrześniu tego roku. O tym, czy posłać sześcioletnie dziecko do szkoły na razie decydować będą rodzice. Rozwiązanie stanie się obligatoryjne dopiero za trzy lata.

Wojciech Kułakowski/Fot. archiwum