Już jakiś czas temu Urząd Miejski zamontował kolejną kamerę internetową, tym razem na czubku wieży ratuszowej, czyli inaczej mówiąc na samym dachu miasta – fot. 1.
Aby obejrzeć miejską panoramę widzianą poprzez jej obiektyw lub zbliżenia wybranych miejsc wystarczy wejść na internetową stronę UM (e-szczytno.eu) i kliknąć na okienko „Panorama - kamera on-line”. Początkowo zakładano, że każdy internauta, który odwiedzi miejską witrynę będzie mógł tę kamerę nakierowywać w dowolne, wybrane przez siebie miejsce i dokonywać zbliżeń, posługując się paskiem sterowania, który miał być zainstalowany u dołu kamerowego okienka. Byłaby to na pewno wielka atrakcja, ale niestety, wycofano się z tego pomysłu. Powodem były... zbyt dobre parametry techniczne urządzenia. Otóż daje ono bardzo dobry obraz i cechuje się aż 32-krotnym zoomem, czyli przekładając to na język bardziej zrozumiały, potrafi mocno zbliżać. Od ogólnej panoramy miasta kamera bez utraty płynności obrazu przechodzi do szczegółowego widoku małego pofajdoczka sprawującego wartę pod zamkowymi murami - ruinami, by potem znów zobrazować szerszą perspektywę.
- Ktoś mógłby wykorzystać te właściwości do zwykłego podglądactwa, zatem zarzuciliśmy pomysł prowadzenia kamery przez internautę - wyjaśnia informatyk z UM Piotr Paszkiewicz.
Dodaje, że kamera obecnie jest sterowana specjalnym programem i pokazuje różne wybrane zakątki miasta, bądź to z odleglejszej perspektywy, bądź to w zbliżeniach. I jeszcze jedno - widoki Szczytna można śledzić przez 5 okrągłych minut, po czym okienko się automatycznie zamyka. Chodzi o to, aby nie obciążać internetowego łączą, co mogłoby skutkować utratą płynności obrazu. Dodajmy jeszcze, że stara kamera filmująca ławeczkę on-line na placu Juranda działa nadal, niezależnie od tej nowej, więc pozdrowienia z tego miejsca można przesyłać znajomym czy rodzinie tak jak dawniej.
W ostatnim numerze „Kurka” Sławomir Ambroziak w ciekawym artykule o szczycieńskim zamku przytacza wprost druzgocącą opinię historyka Jerzego Sikorskiego w przedmiocie naszego obecnego ratusza, że szpetny to i pretensjonalny monument. Naszym zdaniem bryła tego gmachu jest faktycznie ciężka i surowa, ale nie szpetna, a przy tym jedyna w swoim rodzaju. Takiego ratusza nie zobaczymy w żadnym innym mieście na Mazurach, czy Warmii i bodaj w całej Polsce. Co innego bardziej nas mierzi - owe szpetne przyratuszowe dodatki z kategorii miniarchitektury miejskiej, a szczególnie już jeden, którego nazwy nie wymienimy. Wszystkie trzy są zaznaczone żółtym otokiem na zdjęciu - fot. 2.
POWRÓT AMORKA
Już nie na dach miasta, ale miejskiego mola powrócił pofajdok-amorek, który został skradziony podczas ostatniej majowej nocy tego roku. Figurka znów będzie cieszyć oczy spacerowiczów oraz nowożeńców, którzy ostatnio mają w zwyczaju odwiedzać właśnie to miejsce, by potem wyruszyć w rejs wycieczkowym stateczkiem po wodach dużego jeziora. Można tylko żałować, że powrót amorka nastąpił dopiero po definitywnym odejściu lata - fot. 3.
WANDALE
Wspomniane wcześniej molo wymalowane na biało pięknie harmonizuje z barwą toni jeziora, lecz ów sielankowy widok fragmentami popsuli wandale. Jakiemuś idiocie o niszczycielskich zapędach przeszkadzały lampy, więc klosz jednej z nich zerwał wraz z metalowym daszkiem, a drugą poważnie uszkodził – fot. 4. Na molo, jak to na molo, gromadzą się rozmaici obywatele, niekoniecznie z naszego miasta, bo na poręczach i innych drewnianych jego elementach widać niekiedy nawet pieczołowicie wydrążone rozmaite pamiątkowe napisy. Mówią najczęściej o tym, że taki owaki był tu dnia takiego 2009 albo 2010 roku, są nawet wymienione nazwiska(!). Inni z kolei bywalcy pozostawiają po sobie zgoła odmienne ślady, jak te widoczne na kolejnym zdjęciu – fot. 5.
Takich nieporządków można byłoby łatwo uniknąć poprzez ustawienie na molo jakichś pojemników na śmieci. Miętosząc w ręku papierek po cukierku sami rozglądaliśmy się za zbawczym koszem na odpadki, ale niestety, nic takiego tu nie ma. Pozostaje zatem alternatywa - albo rzucić odpadek do wody, albo cisnąć na ławkę lub podłogę pomostu.
MOSIĘŻNE METRYCZKI
- Pofajdok-amorek i pozostałe figurki zostały ostatnio opatrzone jakimiś tajemniczymi mosiężnymi tabliczkami - informuje nas jeden z Czytelników i zapytuje co to takiego być może - fot. 6.
Istotnie, pofajdok-zielarz spod apteki ma mosiężną tabliczkę przytwierdzoną tuż obok dłoni i inni jego kompani są wyposażeni także w coś takiego. Sądziliśmy, że może na tabliczkach są opisane przygody owych stworków, albo widnieją ich imiona, ale nic z tego. Jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Miejskim, instalacja tych dodatkowych ozdób jest wymagana przez... Unię Europejską. A dlatego, że są one elementami projektu pod nazwą „Szczytno – promotor mazurskich produktów turystycznych i kulturalnych” współfinansowanego przez tę organizację. No i muszą być, i basta! Tak jak owe wielkie białe tablice stojące na pasażu z pomnikiem Klenczona, czy posadowione przy inwestycjach drogowych, np. na ul. Leyka, Przemysłowej itp.
OGRODOWE BOROWIKI
Jesień mamy już w pełni i choć pogoda ostatnio dopisuje, bo jest słonecznie, to robi się jednak coraz zimnej.
Zdarzają się nawet poranne przymrozki, ale mimo to w lasach wciąż są jeszcze grzyby. Nie tylko nie bojące się mrozu zielonki, ale także kurki oraz prawdziwki. Dlatego w lasach widać ciągle wielu grzybiarzy, choć 10-letni Hubert wcale nie musiał penetrować leśnych ostępów, aby nacieszyć się dorodnymi borowikami, podobnie jak jego sąsiad Mieczysław Kołdys. Obaj mieszkają w Nowym Gizewie i te piękne okazy oraz całą gromadkę niewiele mniejszych borowików znaleźli w... swoich przydomowych ogródkach - fot. 7. Jak mówi Hubert, choć w ogródku bawi się od urodzenia, to czegoś podobnego dotąd nie widział, zaskoczeni są również jego rodzice. Dość dodać, że grzyby były tak wielkie, że ich kapelusze ledwie zmieściły się w największej domowej patelni.