Od początku swego istnienia, a więc od roku 1990 Dni i Noce Szczytna miały na celu dwie rzeczy: upamiętnienie postaci Krzysztofa Klenczona - legendy polskiej muzyki rozrywkowej oraz promocję miasta na arenie ogólnopolskiej. Obydwa zamierzenia w pewnym sensie się uzupełniały.

Od rozkwitu do kryzysu

Osoba Klenczona i powrót do korzeni polskiego rocka miały uczynić ze święta miasta imprezę łatwo rozpoznawalną i przywodzącą mieszkańcom innych rejonów Polski automatyczne skojarzenia. Początkowo główną areną kameralnych, ale już na starcie uświetnianych przez gwiazdy polskiej muzyki i kabaretu Dni i Nocy był zamkowy dziedziniec.

Repertuar zakotwiczony wokół złotych lat polskiego big-bitu i piosenek Krzysztofa Klenczona oraz chęć przyciągnięcia na koncerty młodszych i starszych, o różnych preferencjach muzycznych, stanowiły o najdłużej obowiązującej formule święta grodu. Impreza trwała trzy dni i oprócz pomniejszych atrakcji składały się na nią trzy koncerty. Piątek zarezerwowany był dla zwolenników najlżejszego kalibru muzyki. Początkowo mówiono o piosence chodnikowej, następnie o disco-polo, które na początku obecnej dekady bardziej dyplomatycznie zaczęto nazywać muzyką dance. Sobota miała być dniem klenczonowskim. Stąd obecność na scenie gwiazd muzyki kojarzonej z czasami lidera Czerwonych Gitar. Przede wszystkim - ale nie tylko. Przez kilkanaście lat trwania imprezy na zamkowym dziedzińcu (a od roku 1997 na plaży miejskiej) wystąpiła cała niemal czołówka artystów polskiej muzyki rozrywkowej.

Niedzielne koncerty miały przyciągać młodzież. Ich chronologia daje dobry wgląd w muzyczne upodobania nastolatków. Od 1993 roku koncert odbywał się pod hasłem „Rock w ruinach”, ale zainteresowanie muzyką rockową osłabło do tego stopnia, że podczas ostatniej edycji niedzielnego rockowiska w 2003 roku u boku rockmanów występowali hip-hopowcy, którzy po roku już całkowicie zawładnęli ostatnim koncertem Dni i Nocy. Zupełnie nieprzewidzianym, lecz korzystnym z perspektywy czasu dla miasta efektem tej ewolucji było pojawienie się Hunter Festu, mającego osłodzić fanom ostrego rocka brak tego gatunku podczas święta grodu. Zestaw trzykoncertowy trwał przez szereg lat. Próby jego wzbogacenia o bardziej ambitne pozycje zawiodły. W 2003 roku koncert pod hasłem „Folkowy dziedziniec tradycji” wzbudził nikłe zainteresowanie publiczności.

W miarę upływu czasu trudno było nie zauważyć oddalania się imprezy od własnych korzeni i idei pomysłodawców. Coraz liczniejsze głosy krytyki wytykały organizatorom schlebianie niskim gustom, zapraszanie do Szczytna artystów odnoszących wprawdzie sukcesy komercyjne w danym sezonie, ale niekoniecznie mających cokolwiek wspólnego z Klenczonem i duchem lat 60. Dni i Noce wyraźnie straciły rozmach i splendor, choć zgłodniali jakichkolwiek większych wydarzeń kulturalnych mieszkańcy Szczytna wciąż bawili się na nich setnie. Tegoroczna, zmieniona formuła, ma tchnąć w imprezę trochę życia, przywrócić jej ducha z początku lat 90. Czy to się uda, przekonamy się już w najbliższy weekend.

Wojciech Kułakowski