Dwie wdowy, Jagna Bieniek i Irena Krajewska wraz z rodzinami mieszkają na kolonii Szymanek, w leśnej głuszy. Ich blisko stuletni dom jest zawilgocony i zagrzybiony, a przez dziury w spróchniałej podłodze do mieszkań wchodzi robactwo. Jednak największa bolączka lokatorów to brak dostępu do wody i kanalizacji. Studnia, z której do tej pory korzystały rodziny, wskutek tegorocznej suszy niemal zupełnie wyschła, a nie stać ich na wykopanie nowej. Z tego powodu pranie czy codzienna toaleta to dla mieszkańców prawdziwe wyzwanie.

Odcięci od cywilizacji
- Z tej studni wyciągamy tylko po pół wiaderka wody – żali się Jagna Bieniek (z prawej). Z lewej jej córka Natalia oraz sąsiadka Irena Krajewska

DOM W LEŚNEJ GŁUSZY

Aż trudno sobie wyobrazić, aby w XXI w., niemal w środku Europy, ludzie żyli w tak prymitywnych warunkach jak mieszkające na kolonii Szymanek Jagna Bieniek i Irena Krajewska. Obie są wdowami i mają bardzo niskie dochody. Pani Jagna utrzymuje się z 600-złotowej renty po zmarłym mężu, z kolei pani Irena otrzymuje emeryturę w wysokości 1200 złotych. Przeżyć za to jest bardzo trudno, zwłaszcza przy obecnej inflacji. Kobiety mieszkają w komunalnym domu wybudowanym w 1924 r. Dawniej należał on do Lasów Państwowych, potem przeszedł na własność gminy Wielbark. Pani Jagna mieszka z córką Natalią, która wychowuje 12-letniego niepełnosprawnego syna. Piątym lokatorem domu jest jeszcze dorosły syn pani Ireny pracujący w Wielbarku.

WSZYSTKO TU GNIJE

Obie rodziny swoje potrzeby załatwiają w drewnianych wychodkach na podwórku

Budynek tak naprawdę nie nadaje się do użytku. Ściany są przeżarte przez grzyb, wewnątrz czuć i widać wilgoć. Podłoga miejscami spróchniała, a przez powstałe w niej szczeliny do pomieszczeń dostaje się robactwo.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.