Na ten dzień wielu czekało z utęsknieniem. Od poniedziałku, po dwumiesięcznej przerwie, znów można pójść do fryzjera. Właściciele szczycieńskich zakładów i salonów fryzjerskich cieszą się, że wreszcie spotkają się ze swoimi klientami, ale też martwią, co przyniesie przyszłość. Świadczone przez nich usługi nie będą już wyglądać tak, jak przed wybuchem epidemii ...
NIC NIE BĘDZIE JAK DAWNIEJ
Zakłady fryzjerskie wznowiły swoją działalność w poniedziałek 18 maja. Wiele z nich było zamkniętych od dwóch miesięcy z powodu epidemii koronawirusa. Niektórzy fryzjerzy decyzję o zawieszeniu świadczenia swoich usług podjęli jeszcze zanim zakaz taki wydał rząd. Otwarcie nie oznacza jednak, że będzie tak, jak dawniej. Wręcz przeciwnie. Zarówno właściciele zakładów i salonów, jak i klienci, muszą się przygotować na wiele zmian wynikających z wytycznych ministerstwa zdrowia. Po pierwsze, umawianie wizyt może się odbywać tylko zdalnie – telefonicznie lub za pośrednictwem internetu. Trzeba też zachowywać minimum 1,5 m dystansu pomiędzy stanowiskami. Do tego obowiązuje zasada, że na jednego fryzjera przypada tylko jeden klient. Ministerstwo zdrowia zaleca też fryzjerom codziennie przed rozpoczęciem pracy pomiar temperatury przy pomocy termometru bezdotykowego. Dla bezpieczeństwa swoich klientów są też zobowiązani do noszenia rękawiczek jednorazowych oraz maseczek, a nawet gogli i przyłbic podczas świadczenia usługi, a także stosowania odzieży ochronnej. Wytyczne obligują również do przyjmowania tylko osób zdrowych, niebędących w kwarantannie i pod nadzorem epidemiologicznym. Wprowadzono też obowiązek dezynfekcji powierzchni, urządzeń i mebli po każdym kliencie. W salonie nie ma także możliwości korzystania z poczekalni.
PRECZ Z ODROSTAMI I DŁUGIMI WŁOSAMI
Jak do tych wytycznych odnoszą się szczycieńscy fryzjerzy i jak udało im się przetrwać trudny okres? Zapytaliśmy o to kilkoro z nich.
Jolanta Marcinowska z salonu „Awangarda” z ul. Barcza zapewniała nas trzy dni przed otwarciem, że prawie wszystko jest już dopięte na ostatni guzik.