Nocy ze środy na czwartek Małgorzata Danetko i jej najbliżsi nigdy nie zapomną. W zajmowanym przez nich domu wybuchł pożar, w wyniku którego doszczętnie spłonął dach i poddasze. Ledwo uszedł z życiem ojciec wielodzietnej rodziny, ale doznał ciężkich oparzeń i trafił do szpitala w Warszawie. Na szczęście z pomocą poszkodowanym od razu pospieszyli sąsiedzi i władze gminy. - Pamiętajcie, że nie jesteście sami – podtrzymywał na duchu pogorzelców wójt gminy Szczytno Sławomir Wojciechowski.
limg("16_FOTO A.JPG", "Podczas spotkania z poszkodowanymi wójt Sławomir Wojciechowski (na zdjęciu z prawej) zapewniał ich, że nie pozostaną bez pomocy.
Swoje wsparcie deklarowali też mieszkańcy wsi");
ADASIA TYLKO ZAWINĘŁAM W KOŁDRĘ
Do tragedii w Sasku Wielkim doszło w nocy ze środy na czwartek 27 października. Na poddaszu domu zajmowanego przez państwa Danetko wybuchł pożar.
- Długo nie mogłam zasnąć. Kiedy już wreszcie przysnęłam, usłyszałam przerażający krzyk męża. Nie wiedziałam, co się dzieje – opowiada Małgorzata Danetko. Próbowała zapalić światło, ale nie mogła tego zrobić.
- Boso wybiegliśmy z domu, synka Adasia tylko zawinęłam w kołdrę. Wtedy zobaczyłam, że mąż się pali – relacjonuje kobieta. Jej przerażenie potęgował fakt, że wewnątrz płonącego domu znajdowała się butla z gazem, grożąc lada chwila wybuchem.
- Nawet nie wiem, kto zadzwonił po straż pożarną – mówi pani Małgorzata. Na miejsce, oprócz strażaków, przyjechała też ekipa pogotowia, która zabrała rannego ojca rodziny do szpitala. Mężczyzna doznał ciężkich obrażeń – ma popalone stopy, plecy, skórę na głowie. Następnego dnia po pożarze helikopterem zabrano go do Warszawy. Leczenie może potrwać dłuższy czas.
- Wszystko przez to, że kiedy wybuchł pożar, on był na poddaszu, które co kilka dni ogrzewał „kozą” - mówi pani Małgorzata, z trudem powstrzymując łzy. Przypuszcza, że to właśnie piecyk stał się przyczyną nieszczęścia. Będąc na poddaszu mężczyzna zasnął i obudził go dopiero pożar. Cudem uniknął najgorszego.
NIE JESTEŚCIE SAMI
Państwo Danetko mają siedmioro dzieci. Nie należą do ludzi zamożnych – utrzymują się z renty ojca oraz zasiłku rodzinnego. Feralnej nocy w domu, oprócz małżonków, było troje dzieci w wieku 2, 6 i 16 lat. Na szczęście żadne z nich nie ucierpiało. Spłonął jednak cały dach budynku wraz z poddaszem. Obecnie obiekt nie nadaje się do zamieszkania. Pierwsze godziny po tragedii matka wraz z dziećmi spędziła u sąsiada, Leszka Szymańskiego. Z pomocą od razu przyszły też władze gminy Szczytno. Wójt Sławomir Wojciechowski spotkał się z poszkodowanymi oraz mieszkańcami, by ustalić, jak wesprzeć pogorzelców i zapewnić im dach nad głową.
- Nie jesteście sami. Takie nieszczęście może spotkać każdego, dlatego powinniśmy sobie pomagać – dodawał otuchy pani Małgorzacie i jej dzieciom wójt. Na razie rodzina znajdzie schronienie u jednej z mieszkanek prowadzącej działalność agroturystyczną. Za wynajem lokalu zapłaci gmina. Wójt podjął też działania mające na celu jak najszybszą odbudowę spalonego domu.
- To nieduża inwestycja w porównaniu do tego, co mieliśmy w Olszynach, gdzie dwa lata temu spalił się budynek wielorodzinny – mówi Sławomir Wojciechowski, deklarując, że będzie szukał pomocy u właścicieli hurtowni budowlanych, by zapewnić niezbędne do prac materiały. Wobec tragedii nieobojętni pozostali mieszkańcy wsi. Kilku z nich już zadeklarowało pomoc przy odbudowie domu. Inni zastanawiają się nad powołaniem komitetu zbierającego pieniądze na rzecz pogorzelców, tak jak to miało miejsce w przypadku Olszyn. Wówczas w pomoc włączyła się cała gmina. Wójt uważa jednak, że ze względu na mniejsze straty, w tym przypadku taka zbiórka nie będzie konieczna.
Ewa
Kułakowska
JAK POMOGLI W OLSZYNACH?
Podobna tragedia, która w ubiegłym tygodniu dotknęła rodzinę z Sasku Wielkiego przed blisko dwoma laty rozegrała się w Olszynach. Na początku stycznia 2010 roku wskutek pożaru budynku starej szkoły dach nad głową straciły cztery rodziny, w sumie ponad dwadzieścia osób.
Wówczas straty spowodowane przez żywioł oszacowano na około 600 tys. złotych. Do pomocy poszkodowanym przystąpiła cała gmina. We wszystkich wsiach sołtysi zbierali pieniądze na odbudowę. Dzięki temu udało się pozyskać ponad 40 tys. złotych. Z kolei gmina udzieliła wspólnocie mieszkaniowej domu pożyczkę na kwotę 200 tys. złotych. Nieco ponad pół roku po pożarze do odbudowanego obiektu wrócili jego mieszkańcy.
(ew)